-->

wtorek, 3 grudnia 2013

Rozdział 4

Hej! Rozdział (a dokładniej jego dwa ostatnie akapity) został poprawiony. Mam nadzieję, że teraz jest lepszy ;).
PS. Dzięki za ponad 500 wejść! Jeśli to czytacie, to zostawiajcie po sobie komentarze :).
***

Poczuła potężny skurcz wszystkich mięśni. Nie mogła złapać oddechu, zaczęła się dusić. Ciało było tak bardzo spięte, że nie mogła wykonać nawet najmniejszego ruchu. Po chwili jednak udało jej się złapać jeden, łapczywy wdech, a chwilę potem nastąpił wydech. Oczy miała cały czas zamknięte, powieki wydawały jej się za ciężkie. Czuła, jak z jej ciała ucieka energia, stawała się coraz słabsza. Z każdą chwilą, kiedy traciła siły, jej ciało coraz bardziej się rozluźniało. W końcu zaczęła słyszeć inne dźwięki, poza dudniącą krwią w jej uszach. Usłyszała, że ktoś upadł, a następnie podnosi się. W końcu udało jej się otworzyć oczy. Parę kroków przed jej łóżkiem stał Loki, który rozglądał się zdziwiony po jej pokoju. Skierował wzrok w jej stronę i otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak reakcja Virveth była natychmiastowa. Wyciągnęła spod poduszki jeden ze sztyletów i rzuciła nim w stronę boga kłamstw. Siła rzutu była słabsza niż normalnie. Loki w ostatniej chwili odsunął się od linii lotu ostrza, które wbiło się w ciemną szafę z ciuchami z głośnym trzaskiem. Virveth wyciągnęła drugi sztylet i wstała z łóżka. Czuła, że jej nogi są jak z waty, ledwo utrzymywała równowagę. Starała się nie dać po sobie poznać, jak bardzo jest osłabiona. Bóg niegodziwości stał i przyglądał jej się uważnie. Nagle uśmiechnął się ironicznie. Zauważył… Cholera. przeszło jej przez myśl. Nie zwracała teraz uwagi na to, że stał przed nią ktoś, kto nie miał prawa bytu. Nie zwracała uwagi na nierealność tego zdarzenia, w jej głowie siedziała tylko jedna myśl: wróg w moim domu. Nie obchodziło ją to, czy to jest bóg, czy ktoś inny. Teraz był po prostu celem, który musiał zginąć. Wzięła głęboki oddech i ruszyła na niego. Każdy mięsień pracował boleśnie. Czuła się taka wolna i słaba. Ustawiła się tak, jakby chciała wbić mu sztylet w lewy bok, jednakże, gdy chciał obronić się przed tym atakiem, ona uśmiechnęła się tylko złośliwie i zamachnęła się na jego prawy bok. Wbiła sztylet poniżej żeber, ale ku jej zaskoczeniu żadne krwawienie nie nastąpiło. Jego ciało zaczęło rozpływać się w powietrzu, czemu towarzyszyła delikatna, jasnozielona poświata. Poczuła, że ktoś stoi za nią, ale za nim jej osłabione ciało zdążyło zareagować, ktoś złapał jej nadgarstki i wygiął ręce do tyłu. Bardzo mocno i boleśnie. Sztylet wypadł z jej dłoni, a po chwili w pokoju rozległ się donośny brzdęk. Podniosła głowę i przed sobą zobaczyła Lokiego, którego widocznie bawiła cała ta sytuacja. Ale skoro przed nią stał bóg niegodziwości, to kto był za nią? Bóg kłamstw stał prosto i patrzył na nią z góry.
-Kim ty tak naprawdę jesteś?- zapytał. Była zaskoczona tym pytaniem.
-Co?- odpowiedziała pytaniem na pytanie. Loki podszedł do niej i zbliżył swoją twarz do niej. Był poważny.
-Nie sądzę, by zwykła, mitgardzka kobieta potrafiła otworzyć portal w celi, na którą nałożone są specjalne blokady. –powiedział. Zamrugała parę razy zdumiona.
-Nawet ty nie potrafiłeś tego zrobić?- zapytała i uśmiechnęła się złośliwie. Złapał dłonią jej podbródek i brutalnie uniósł jej twarz, by patrzyła mu w oczy.
-Nie igraj ze mną. – odpowiedział spokojnym głosem. Jego dłonie były nienaturalnie zimne, przez co przeszły ją ciarki. – Mów kim jesteś.
-Myślałam, że już się sobie przedstawiliśmy. – warknęła. – Nie mam pojęcia, o czym mówisz. I nie wiem, jak znalazłeś się u mnie w pokoju. – puścił jej podbródek, westchnął i odsunął się parę kroków. -Powiedz temu, który mnie trzyma, żeby mnie puścił. –Loki na dźwięk tych słów uśmiechnął się tylko sarkastycznie i po chwili poczuła, że uścisk na jej nadgarstkach zelżał. Zaczęła je masować, po czym odwróciła się. Nikogo nie było. Kolejny sobowtór… pomyślała. Spojrzała na sztylet leżący na ziemi. Ale zrezygnowała z dalszej walki wiedząc, że i tak nie ma na nią sił. Podeszła chwiejnym krokiem do łóżka i usiadła na nim. Dopiero teraz doszło do niej, że Loki, który śnił się jej ostatnio stoi przed nią. Do tego mówi jej, że to ona otworzyła portal, dzięki któremu tutaj się znalazł. Sama nie wierzyła w to, co widziała i co słyszała.
-Nawet nie wiesz, w jak złej sytuacji się znalazłaś. –powiedział nagle. Uniosła pytająco brwi. –Uwolniłaś więźnia, który całą resztę swojego życia miał spędzić w celi w asgardzkich lochach. Jestem pewny, że już zauważyli moje zniknięcie.
-Nie mam zamiaru za to odpowiadać, Loki. –odpowiedziała Virveth. Zaśmiał się krótko, zimno. Usiadł na fotelu przy regale z książkami.
-Gdyby nie moja magia, to sprawne oko Heimdalla dostrzegłoby już, gdzie jestem i kto mi pomógł w ucieczce. –powiedział bóg kłamstw.
-Ukryłeś nas?- zapytała.
-Iluzja.- odpowiedział krótko. Zapadła cisza. Przyglądała się Lokiemu w ciemnościach. Sięgnęła do lampki na szafce nocnej i zapaliła ją. W pokoju zapanował półmrok.
-Jaki mają dowód na to, że to ja cię uwolniłam?- zadała kolejne pytanie. Uśmiechnął się, ale nie był to miły, uprzejmy uśmiech. Mrok zakrywał część jego twarzy, więc wyglądał jeszcze bardziej złowrogo.
-Portale mają jedną, zasadniczą wadę: gdy ktoś stworzy portal, po obu stronach zostają cząstki energii stwórcy. Jeśli ktoś ma moc, nieważne jakiego rodzaju, to jego energia staje się charakterystyczna dla niego. Doświadczony mag jest w stanie rozróżnić dane osoby poprzez ich energię... A w Asgardzie znajdziesz sporo doświadczonych magów. – odpowiedział.
-Więc zostanę skazana razem z tobą, jeśli nas znajdą? - Loki w odpowiedzi kiwnął tylko głową. Oboje byli w tej samej sytuacji. Logicznym było, że będą zmuszeni ze sobą współpracować. Nie musieli sobie nawet tego mówić. –Co masz zamiar zrobić?
-Obecnie? Zostanę u ciebie w domu, dopóki nie wymyślę czegoś, co pomoże nam w tej sytuacji. –mruknął. Virveth na tą wiadomość przewróciła oczami, nie uśmiechało jej się dzielić mieszkania z Lokim.
-A skąd mam mieć pewność, że mnie po prostu nie oszukujesz? Nie mam żadnej mocy, dzięki której mogłabym otworzyć portal. –zapytała.
-Wierz mi, jeśli miałbym zamiar uciec, to wybrałbym dogodniejsze miejsce, niż dom młodej, midgardzkiej kobiety, która na wiele mi się nie przyda. Sam zastanawiam się, jak udało ci się sprowadzić mnie tutaj. –odpowiedział. Przyglądała się jego szczupłej twarzy, szukając oznak kłamstwa. Nie wyglądało na to, żeby kłamał.
-Więc mówisz, że mam jakąś moc? –tak bardzo to pytanie ją męczyło, chciała znać odpowiedź.
-Jakąś na pewno masz, ale dopiero co uaktywniła się w tobie. Widzę, że ciężko jest ci przyswajać niektóre fakty… -mruknął ironicznie. Virveth weszła pod kołdrę i odwróciła się do niego plecami.
-Nie chcę, by Björk wiedziała, że tutaj jesteś. I nie zbliżaj się do mnie, kiedy śpię. Zabiję cię.- ostrzegła go, zgasiła światło i zamknęła powieki. Była tak słaba i zmęczona, że prawie od razu zasnęła.
Obudziła się chwilę przed szóstą trzydzieści. Otworzyła oczy, po czym przetarła je dłońmi. Zmusiła się do siadu. Rozciągnęła się i głośno ziewnęła. Spojrzała na boga kłamstw, który spał na fotelu, na którym usiadł poprzedniej nocy. Głowę miał opartą o dłoń. Wyglądał bardzo spokojnie, a jego klatka piersiowa delikatnie unosiła się i upadała w rytm równomiernego oddechu. Parę niesfornych, czarnych kosmyków opadało na jego blade czoło. Przyglądała się jego obliczu przez chwilę, po czym stwierdziła, że jest nawet przystojny. Sięgnęła do zegarka i wyłączyła budzik, żeby nie dzwonił, kiedy ona wyjdzie z pokoju. Wstała z łóżka i podeszła do ciemnej szafy. Wyciągnęła sztylet z jednej z jej drzwiczek, która zaskrzypiała cicho. Loki ruszył się niespokojnie. Nie zwróciła na niego uwagi. Podeszła do drugiego sztyletu, który leżał na podłodze, a następnie oba wzięła ze sobą i ruszyła do łazienki. Nie ufała bogu kłamstw i wolała mieć przy sobie broń, jeśli nagle uznałby, że chce się jej pozbyć. Weszła do łazienki i zaczęła się przebierać. Gdy to zrobiła, ruszyła do pokoju Björk. Stanęła przed jasnymi, drewnianymi drzwiami i zapukała cicho. Usłyszała ciche „proszę” i weszła do środka. Björk siedziała na łóżku i czytała gazetę. Virveth uśmiechnęła się, widząc, że jej przyrodnia matka czuje się lepiej. Podeszła do jednoosobowego łóżka i usiadła na jego brzegu.
-Co przepowiedziałam? – zapytała niebieskooka. Virveth poczuła skurcz w żołądku, wiedząc, że jedna z czterech przepowiedni się sprawdziła. „Bóg kłamstw zrzuci więzienne okowy”, tak, ów bóg spał właśnie u niej w pokoju.
-Trzy przepowiednie. – skłamała. – O jakiejś oszukanej bestii, o walce dwóch potworów i o tym, że powstanie ktoś, kto chce pogrążyć świat w ciemności. –widziała, że Björk przygląda się jej uważnie. Po chwili starsza kobieta schowała twarz w dłoniach i zaśmiała się cicho.
-Te trzy przepowiednie doprowadziły do tego, że rano obudziłam się cała we krwi? Chyba się starzeję…
-Wcześniej twoje poprzednie przepowiednie dotyczyły jakiś codziennych, nieważnych spraw, a teraz nagle przepowiadasz jakieś dziwne rzeczy… -mruknęła młodsza kobieta. Björk skrzywiła się. Virveth dopiero teraz zauważyła, że kobieta coś ukrywa. Wyglądała na kogoś, kto boi się przyznać do czegoś. Nagle z jej twarzy zniknęło zmartwienie, które zastąpił uśmiech.
-Muszę się przygotować do pracy. Po południu wychodzę i wrócę dopiero nad ranem. –powiedziała nagle Björk, po czym dała znak młodszej, że powinna się ulotnić. Uczyniła to. Wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi. W dłoniach miała piżamę, którą postanowiła odnieść do swojego pokoju. Przeszła szybkim krokiem przez korytarz i weszła do środka bez pukania. Loki już nie spał i czytał jakąś książkę, którą prawdopodobnie wziął z regału. Odłożyła piżamę na łóżko i zaczęła się pakować do szkoły. Nie odezwali się do siebie ani słowem. W pomieszczeniu słychać było tylko szelest przerzucanych kartek i odgłos wrzucanych rzeczy do torby. Dziewczyna usłyszała, że bóg kłamstw poruszył się i drgnęła, kierując rękę od razu do ostrza. Usłyszała ciche prychnięcie.
-Nie mam zamiaru z tobą walczyć. –powiedział spokojnym tonem. Westchnęła, ale nadal była niespokojna. Dużo czasu minie, nim się do niego przyzwyczai. Chociaż miała nadzieję, że ten cyrk skończy się jak najszybciej i że Loki opuści jej mieszkanie. Nie podobał się jej także jego spokój, nieadekwatny do jego sytuacji. Podniósł nagle wzrok znad książki i spojrzał w jej oczy. Jak zwykle zauważyła cień gniewu w zielonych tęczówkach, mimo tego, że bóg wydawał się spokojny. Ten gniew i nienawiść zawsze mu towarzyszyły. Odwróciła wzrok i spojrzała na zegarek. Widziała, że zaraz musi wyjść, więc wstała, by wyjść z pokoju i iść zrobić sobie śniadanie, gdy nagle usłyszeli pukanie do drzwi. Virveth spojrzała w stronę Lokiego, ale ten zniknął. Po prostu rozpłynął się w powietrzu, a książka, którą czytał leżała na fotelu, na którym siedział. Do pokoju weszła Björk z talerzem kanapek.
-Proszę, zrobiłam ci śniadanie. Powinnaś się pospieszyć, jeśli chcesz zdążyć na autobus.- powiedziała starsza kobieta i postawiła talerz na biurku, które stało przy drzwiach.
-Dziękuję. –odpowiedziała młodsza, gdy tamta wychodziła z pokoju. Gdy drzwi od pomieszczenia zamknęły się, obok Virveth pojawił się bóg kłamstw. Zaciekawił ją, taka umiejętność stawania się niewidzialnym, na pewno przydałaby się jej w wykonywaniu zleceń. Podeszła do biurka, podniosła jedną kanapkę i wsadziła ją sobie do ust. Loki tylko stał bez słowa. –Zjedz coś, pewnie jesteś głodny. –powiedziała brązowowłosa i podała mu talerz. Bóg niegodziwości wziął jedną jakby od niechcenia i zaczął powoli jeść. Virveth skończyła, wzięła plecak i gdy wychodziła z pokoju rzuciła: -Reszta dla ciebie. Björk wychodzi dopiero po południu, więc uważaj.
Siedziała na korytarzu, na ławce i czytała książkę. Nie zwracała uwagi na otaczających ją ludzi, przechodzących z klasy do klasy, ani na hałas przez nich wywoływany. Następną lekcje, jaką miała mieć, była biologia. Przerzuciła kartkę na następną stronę, gdy obok niej usiadła rudowłosa kobieta – Kate.
-Hej, Virveth! Co czytasz?- zapytała i zajrzała przez jej ramię. Brązowowłosa zamknęła książkę, po czym spojrzała na koleżankę.
-Czegoś chcesz? –zmieniła temat. Kate uśmiechnęła się tylko.
-Czemu jesteś taka zimna? Zawsze wszystkich od siebie tak odpychasz?- rudowłosa nie dawała za wygraną.
-Nie jesteś kimś, z kim wiązałoby mnie cokolwiek. Nie mam zamiaru się z tobą zaprzyjaźniać… -mruknęła Virveth. W tym momencie zadzwonił dzwonek, więc obie wstały i weszły do klasy. Miała zielone ściany, na których wisiały półki i gabloty z różnymi eksponatami związanymi z tym przedmiotem. Dziewczyna usiadła jak zwykle z tyłu, a Kate się do niej dosiadła. Reszta klasy weszła do pomieszczenia, a za nimi nauczyciel, który zaczął prawie od razu sprawdzać obecność. Był typem osoby, która nie tolerowała spóźnień i osób, które miały zdanie odmienne od niego. Z najmniejszej błahostki potrafił zrobić wielki problem. Virveth zdołała się o tym przekonać, ponieważ nie lubiła, gdy ktoś próbował ją zdominować. W szkole była spokojna, nikomu nie zawadzała, ale także nie dawała sobie w kaszę dmuchać. Jak zwykle, otworzyła książkę pod ławką, gdy nauczyciel zajął się omawianiem tematu.
-Po czym masz tą bliznę?- zapytała nagle rudowłosa wskazując palcem na szyję Virveth. Brązowowłosa spojrzała w oczy sąsiadki.
-Trudne dzieciństwo. –odpowiedziała. Widziała, jak zainteresowanie rośnie w oczach Kate.
-Opowiesz mi więcej? – zadała kolejne pytanie. Było widać, że bardzo chciała usłyszeć tą historię. Jednak Virveth nie miała zamiaru jej opowiadać. Musiałaby opowiedzieć o pierwszym morderstwie, które popełniła. Blizna na szyi była pamiątką po tym. Stary dziadyga dobierał się do niej i gdy zaczęła się mu opierać i wyrywać, zagroził jej nożem. Zaczęła wyrywać się jeszcze bardziej, przez co mężczyzna zdenerwował się i przejechał jej ostrzem po szyi. Pamiętała tylko, że poczuła ostry ból, a następnie czuła się tak, jakby ktoś przyłożył gorące żelazko do rany. Stało się dokładnie to samo, co u Edith w domu. Rana zaczęła goić się w zaskakująco szybkim tempie.
-Wdałam się  w bójkę. Mój przeciwnik miał przy sobie ostrze, o którym nie wiedziałam. – skłamała. Kate patrzyła na nią dłuższą chwilę.
-Jestem ciekawa, jak udało ci się takie coś przeżyć. I co było powodem tej bójki. – mruknęła.
-Miałam dużo szczęścia, pomoc przybyła natychmiastowo. A biłam się, bo miałam inne zdanie niż on. –kłamała dalej. Nie obchodziło jej, co ta dziewczyna o niej pomyśli.
-Masz więcej blizn, prawda?- zapytała Kate. Virveth poczuła się osaczona. Wchodziły głębiej w tematy, których rudowłosa nie powinna poruszać.
-Mam ich więcej, ale nie mam zamiaru ci się zwierzać.- odpowiedziała. Niebieskooka uśmiechnęła się dziwnie.
-Myślisz że jeszcze istnieją płatni zabójcy? – na dźwięk tych słów fioletowooka poczuła się zagrożona. Ona wie… pomyślała. WIE O TYM DOSKONALE, SZUKA DOWODÓW.
-Myślę, że nie. Technika poszła tak daleko do przodu, że bez problemu zostaliby znalezieni. –zachowywała pozory spokoju i obojętności.
-Chyba że wykonują swój fach od parunastu lat… - stwierdziła Kate. –Niektórzy mogą być tak dobrzy, że trudno ich złapać i udowodnić im cokolwiek. – Virveth była zaskoczona tym, że ona tak dużo wie. Swój fach wykonywała od prawie jedenastu lat i przez ten czas nikt jej nie podejrzewał. Nawet teraz nie mogli jej nic udowodnić, a jednak aż tak się nią zainteresowali, że wysłali swojego człowieka do jej szkoły. Ale dlaczego Kate tak dobitnie pokazuje jej, że jest szpiegiem? Była ciekawa, jak rudowłosa chce to rozegrać, zwłaszcza, że teraz będzie na nią uważać jeszcze bardziej. Zadzwonił dzwonek.
 Przez resztę zajęć nie zamieniły ani słowa. Virveth wiedziała, że wróg jest bardzo blisko i do tego ma na nią oko. Zaczęła zastanawiać się, czy nie jest śledzona, ale szybko wyrzuciła tą teorię z głowy, ponieważ wiedziałaby o tym, że ktoś ją obserwuje. Denerwowało ją to, że nie dość że S.H.I.E.L.D się do niej doczepił, to jeszcze została wplątana w uwolnienie boga kłamstw. Dwie różne sprawy, które zamieniły jej życie w chaos. Jedno było pewne: nie żałowała tego, że została tym, kim jest teraz. Zabójcą na zlecenie… W jej dłoniach często znajdowało się czyjeś być, albo nie być. Przebyła trudną drogę, by zdobyć szacunek wśród innych ludzi z tego fachu. Często była uważana wśród innych za jedną z najlepszych zabójczyń, a ci, którzy mieli jakieś obiekcje, szybko przekonywali się, że nie można z nią igrać.

Wyszła ze szkoły i ruszyła w stronę przystanku. Żeby do niego dojść, musiała przejść przez park. Weszła do parku i wzięła głęboki wdech. Tutaj aż tak bardzo nie dokuczał jej warkot samochodów. W Nowym Yorku brakowało jej tego, co miała na Islandii – większego spokoju, mniejszej ilości ludzi… Tęskniła za tą krainą pełną sprzeczności, za jej niebieskimi lodowcami, zielonymi pagórkami oraz chłodnym i czystym powietrzem. Tam był jej dom. Zaczęła przyglądać się ludziom, którzy spacerowali ścieżkami, lub siedzieli na ławkach i śmiali się. Nastrój był niemalże sielankowy. Poczuła się odprężona. Ostatnie dni sprawiły, że cały czas chodziła zmęczona i spięta. Spojrzała w niebo i uśmiechnęła się. Kiedyś wrócę na Islandię… pomyślała. Spojrzała w bok i ujrzała mężczyznę, który szedł w jej stronę. Miał na sobie koszulkę z długim rękawem, które podwinął prawie do łokci. Było chłodno, więc przykuwał uwagę ludzi. Jedną dłoń trzymał w kieszeni od dżinsów, a drugą trzymał przerzuconą przez ramię, ciemną kurtkę. Podszedł do niej bliżej i uśmiechnął się szeroko. Pod koszulką dało się ujrzeć ładnie zarysowane mięśnie klatki piersiowej i barków. Był wysoki, ale nie tak bardzo, jak Loki. Ukłonił się delikatnie. Przyglądała mu się przez chwilę i miała wrażenie, że kogoś jej przypomina. Przeczesał dłonią krótkie, koloru ciemnego blondu, włosy. Uśmiechnął się pogodnie, po czym powiedział:
-Witaj, jestem Haden Brown. Poznałaś już mojego brata, Varena Browna. – już wiedziała, kogo jej przypominał, jednak z tą różnicą, że on wydawał jej się spokojniejszy i na pewno nie tak arogancki, jak Varen.
-Mam nadzieję, że nie jesteś taki, jak twój brat. –westchnęła. Zobaczyła w jego niebieskich oczach iskierki radości.
-Słyszałem, że potraktowałaś go, jak najgorsze gówno. I bardzo dobrze.- stwierdził. Nagle spoważniał. –Czy jest miejsce, gdzie możemy spokojnie porozmawiać? – zapytał po chwili. Virveth przyglądała mu się, szukając jakiegoś podstępu, ale nic takiego nie wyczuła.
-U mnie w domu. –odpowiedziała po chwili zastanowienia. Björk już na pewno nie było w mieszkaniu, ale pozostała sprawa Lokiego. Jednak stwierdziła, że bóg kłamstw na pewno będzie ostrożny i nie pokaże się Hadenowi, bez wcześniejszego upewnienia się, że nie jest zagrożeniem.
-Więc prowadź, młoda.- powiedział mężczyzna, po czym ruszył niczym cień za Virveth.
Weszli do mieszkania. Dziewczyna ściągnęła płaszcz i buty, po czym ruszyła do kuchni. Nie mieli salonu, mieszkanie było bardzo małe. Tak naprawdę, to salon był przerobiony na sypialnie, w której spała Björk. Haden usiadł przy drewnianym stoliku i wbił wzrok w Virveth, która wstawiła wodę na herbatę, po czym usiadła przed nim. Na jego twarzy ciągle widniał uśmiech, wydawał się bardzo pogodną i miłą osobą.
-Edith poprosiła mnie… -zaczął. Kobieta uśmiechnęła się słysząc to imię. – żebym ci pomógł, jeśli zajdzie taka potrzeba. Mam dostęp do wielu informacji, ale nie wszystkich. Jestem pracownikiem S.H.I.E.L.Du, ale na niskim stanowisku. Nie znam też wszystkich agentów… -Virveth zmarszczyła brwi. Skąd Edith go wytrzasnęła…? Zapytał cicho głosik w jej głowie. Sięgnęła po sztylet, po czym nachyliła się nad stołem, przykładając ostrze do krtani mężczyzny.
-Skąd mam mieć pewność, że rzeczywiście przysłała cię Edith?- zapytała. Siedział spokojnie i patrzył jej pewnie w oczy.
-Kazała, żebym ci powiedział: „Najlepsze morderstwo popełnia się w momencie ekstazy”. – zaśmiała się, gdy to powiedział. Tak, teraz była pewna, że ten mężczyzna został przysłany przez jej przyjaciółkę. Odsunęła sztylet od niego i usiadła z powrotem na krzesło.
-Strasznie dużo „ale” w twoich słowach. – powiedziała kobieta, po czym oparła się wygodniej o krzesło. Nawiązała kontakt wzrokowy, chciała mieć pewność, że ten mężczyzna na pewno jest z nią szczery. Zaśmiał się nagle.
-Jesteś taka, jak opowiadała Edith. Zaborcza, ale i słodka za razem. – szepnął. Była zaskoczona tonem głosu, jakim to powiedział. Nie miała doświadczenia z mężczyznami i była to dla niej zupełnie nowa sytuacja. Skrzyżowała ręce na piersi i łypnęła na niego, a on na to tylko uśmiechnął się, zadowolony. Miała wrażenie, jakby ją sprawdzał… a raczej na ile mu pozwoli. Woda w czajniku zagotowała się. Virveth wstała i zalała dwa kubki. Dodała cukru, po czym postawiła oba naczynia na stole. Haden podziękował, po czym zaczął dmuchać w napój, by go ostudzić trochę. Kobieta siedziała i zastanawiała się, co mężczyzna ma jej do przekazania. Upiła łyk gorącego napoju. Spojrzał na nią zaskoczony.
-Nie poparzyłaś się?- zapytał. Wzruszyła ramionami. Od poprzedniego dnia nic nie było w stanie jej poparzyć, czuła tylko ciepło. Haden pił powoli, małymi łyczkami, a po chwili jego usta zrobiły się trochę bardziej czerwone przez działanie gorąca.
-Więc jakie masz dla mnie informacje?- zaczęła.  
-W twojej szkole jest szpieg z S.H.I.E.L.Du, ale nie wiem kto. – oznajmił i wziął kolejny łyczek.  
-To akurat wiem. Rudowłosa kobieta.– odpowiedziała. Uśmiechnął się.
-Nie znam wszystkich agentów, a żadnej rudowłosej panienki sobie nie przypominam. Bądź ostrożna, są bardziej przebiegli, niż ci się wydaje. Czekają na twój błąd. Możliwe, że będą chcieli cię w jakiś sposób sprowokować.– powiedział. Zamyśliła się.
-Gdzie jest teraz Edith? – zapytała nagle. Mężczyzna nic nie mówił przez chwilę, jakby zastanawiał się, czy udostępniać takie informacje, czy nie.
-Varen ją gdzieś ciąga po różnych miejscach. Obecnie zmieniają pozycję i sam dokładnie nie wiem, gdzie są. Możliwe, że dowiem się dopiero w nocy. –odpowiedział. W tym momencie zadzwonił jego telefon. Sięgnął do kieszeni spodni i odebrał. Nic nie mówił, tylko słuchał. Virveth słyszała głos jakiejś kobiety, po chwili rozpoznając głos.
-Daj mi ją. –rozkazała. Haden uśmiechnął się, po czym podał jej telefon.
-Edith, gdzie ty do cholery jesteś?- zadała pytanie kobiecie po drugiej stronie słuchawki.
-Złotko, nie denerwuj się. Varen szuka nam właśnie miejsca. Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy, bo już za tobą tęsknie. – odpowiedziała Edith. Kobieta przewróciła oczami.
-Czy telefon Hadena nie ma podsłuchu?- mruknęła niepewnie Virveth.
-Nie, ponieważ to nie jest jego telefon. Haden ma dwa telefony, jeden, na którym na 200% jest podsłuch i ten, przez który teraz rozmawiamy, na którym go nie ma. Kochanie, oddaj telefon Hadenowi i do usłyszenia. – brązowowłosa uczyniła to, o co poprosiła ją przyjaciółka. Mężczyzna kiwał tylko głową, po czym pożegnał się z rozmówczynią. Schował telefon do kieszeni i wstał.
-Dziękuję za herbatę i miłą rozmowę. Jeśli będzie działo się coś niepokojącego, to cię o tym poinformuję. –powiedział i ruszył w stronę drzwi wyjściowych. Virveth także wstała i ruszyła za nim. Odprowadziła go do drzwi i podała mu jego kurtkę. Ucałował jej dłoń na pożegnanie, po czym wyszedł. Zamknęła drzwi i poczuła, że ktoś za nią stoi. Odwróciła się. Pośrodku korytarza stał Loki.
-S.H.I.E.L.D, tak? – zapytał i uśmiechnął się złowrogo.  

4 komentarze: