PS. Dzięki za ponad 500 wejść! Jeśli to czytacie, to zostawiajcie po sobie komentarze :).
***
Poczuła
potężny skurcz wszystkich mięśni. Nie mogła złapać oddechu, zaczęła się dusić.
Ciało było tak bardzo spięte, że nie mogła wykonać nawet najmniejszego ruchu.
Po chwili jednak udało jej się złapać jeden, łapczywy wdech, a chwilę potem
nastąpił wydech. Oczy miała cały czas zamknięte, powieki wydawały jej się za
ciężkie. Czuła, jak z jej ciała ucieka energia, stawała się coraz słabsza. Z
każdą chwilą, kiedy traciła siły, jej ciało coraz bardziej się rozluźniało. W
końcu zaczęła słyszeć inne dźwięki, poza dudniącą krwią w jej uszach.
Usłyszała, że ktoś upadł, a następnie podnosi się. W końcu udało jej się
otworzyć oczy. Parę kroków przed jej łóżkiem stał Loki, który rozglądał się
zdziwiony po jej pokoju. Skierował wzrok w jej stronę i otworzył usta, by coś
powiedzieć, jednak reakcja Virveth była natychmiastowa. Wyciągnęła spod
poduszki jeden ze sztyletów i rzuciła nim w stronę boga kłamstw. Siła rzutu
była słabsza niż normalnie. Loki w ostatniej chwili odsunął się od linii lotu
ostrza, które wbiło się w ciemną szafę z ciuchami z głośnym trzaskiem. Virveth
wyciągnęła drugi sztylet i wstała z łóżka. Czuła, że jej nogi są jak z waty,
ledwo utrzymywała równowagę. Starała się nie dać po sobie poznać, jak bardzo
jest osłabiona. Bóg niegodziwości stał i przyglądał jej się uważnie. Nagle
uśmiechnął się ironicznie. Zauważył…
Cholera. przeszło jej przez myśl. Nie zwracała teraz uwagi na to, że stał
przed nią ktoś, kto nie miał prawa bytu. Nie zwracała uwagi na nierealność tego
zdarzenia, w jej głowie siedziała tylko jedna myśl: wróg w moim domu. Nie
obchodziło ją to, czy to jest bóg, czy ktoś inny. Teraz był po prostu celem,
który musiał zginąć. Wzięła głęboki oddech i ruszyła na niego. Każdy mięsień
pracował boleśnie. Czuła się taka wolna i słaba. Ustawiła się tak, jakby
chciała wbić mu sztylet w lewy bok, jednakże, gdy chciał obronić się przed tym
atakiem, ona uśmiechnęła się tylko złośliwie i zamachnęła się na jego prawy
bok. Wbiła sztylet poniżej żeber, ale ku jej zaskoczeniu żadne krwawienie nie
nastąpiło. Jego ciało zaczęło rozpływać się w powietrzu, czemu towarzyszyła
delikatna, jasnozielona poświata. Poczuła, że ktoś stoi za nią, ale za nim jej
osłabione ciało zdążyło zareagować, ktoś złapał jej nadgarstki i wygiął ręce do
tyłu. Bardzo mocno i boleśnie. Sztylet wypadł z jej dłoni, a po chwili w pokoju
rozległ się donośny brzdęk. Podniosła głowę i przed sobą zobaczyła Lokiego,
którego widocznie bawiła cała ta sytuacja. Ale skoro przed nią stał bóg niegodziwości,
to kto był za nią? Bóg kłamstw stał prosto i patrzył na nią z góry.
-Kim ty
tak naprawdę jesteś?- zapytał. Była zaskoczona tym pytaniem.
-Co?-
odpowiedziała pytaniem na pytanie. Loki podszedł do niej i zbliżył swoją twarz
do niej. Był poważny.
-Nie
sądzę, by zwykła, mitgardzka kobieta potrafiła otworzyć portal w celi, na którą
nałożone są specjalne blokady. –powiedział. Zamrugała parę razy zdumiona.
-Nawet
ty nie potrafiłeś tego zrobić?- zapytała i uśmiechnęła się złośliwie. Złapał
dłonią jej podbródek i brutalnie uniósł jej twarz, by patrzyła mu w oczy.
-Nie
igraj ze mną. – odpowiedział spokojnym głosem. Jego dłonie były nienaturalnie
zimne, przez co przeszły ją ciarki. – Mów kim jesteś.
-Myślałam,
że już się sobie przedstawiliśmy. – warknęła. – Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
I nie wiem, jak znalazłeś się u mnie w pokoju. – puścił jej podbródek,
westchnął i odsunął się parę kroków. -Powiedz temu, który mnie trzyma, żeby
mnie puścił. –Loki na dźwięk tych słów uśmiechnął się tylko sarkastycznie i po
chwili poczuła, że uścisk na jej nadgarstkach zelżał. Zaczęła je masować, po
czym odwróciła się. Nikogo nie było. Kolejny
sobowtór… pomyślała. Spojrzała na sztylet leżący na ziemi. Ale zrezygnowała
z dalszej walki wiedząc, że i tak nie ma na nią sił. Podeszła chwiejnym krokiem
do łóżka i usiadła na nim. Dopiero teraz doszło do niej, że Loki, który śnił
się jej ostatnio stoi przed nią. Do tego mówi jej, że to ona otworzyła portal,
dzięki któremu tutaj się znalazł. Sama nie wierzyła w to, co widziała i co
słyszała.
-Nawet
nie wiesz, w jak złej sytuacji się znalazłaś. –powiedział nagle. Uniosła
pytająco brwi. –Uwolniłaś więźnia, który całą resztę swojego życia miał spędzić
w celi w asgardzkich lochach. Jestem pewny, że już zauważyli moje zniknięcie.
-Nie mam
zamiaru za to odpowiadać, Loki. –odpowiedziała Virveth. Zaśmiał się krótko,
zimno. Usiadł na fotelu przy regale z książkami.
-Gdyby
nie moja magia, to sprawne oko Heimdalla dostrzegłoby już, gdzie jestem i kto
mi pomógł w ucieczce. –powiedział bóg kłamstw.
-Ukryłeś
nas?- zapytała.
-Iluzja.-
odpowiedział krótko. Zapadła cisza. Przyglądała się Lokiemu w ciemnościach.
Sięgnęła do lampki na szafce nocnej i zapaliła ją. W pokoju zapanował półmrok.
-Jaki
mają dowód na to, że to ja cię uwolniłam?- zadała kolejne pytanie. Uśmiechnął
się, ale nie był to miły, uprzejmy uśmiech. Mrok zakrywał część jego twarzy,
więc wyglądał jeszcze bardziej złowrogo.
-Portale
mają jedną, zasadniczą wadę: gdy ktoś stworzy portal, po obu stronach zostają
cząstki energii stwórcy. Jeśli ktoś ma moc, nieważne jakiego rodzaju, to jego
energia staje się charakterystyczna dla niego. Doświadczony mag jest w stanie
rozróżnić dane osoby poprzez ich energię... A w Asgardzie znajdziesz sporo
doświadczonych magów. – odpowiedział.
-Więc
zostanę skazana razem z tobą, jeśli nas znajdą? - Loki w odpowiedzi kiwnął
tylko głową. Oboje byli w tej samej sytuacji. Logicznym było, że będą zmuszeni
ze sobą współpracować. Nie musieli sobie nawet tego mówić. –Co masz zamiar
zrobić?
-Obecnie?
Zostanę u ciebie w domu, dopóki nie wymyślę czegoś, co pomoże nam w tej
sytuacji. –mruknął. Virveth na tą wiadomość przewróciła oczami, nie uśmiechało
jej się dzielić mieszkania z Lokim.
-A skąd
mam mieć pewność, że mnie po prostu nie oszukujesz? Nie mam żadnej mocy, dzięki
której mogłabym otworzyć portal. –zapytała.
-Wierz
mi, jeśli miałbym zamiar uciec, to wybrałbym dogodniejsze miejsce, niż dom
młodej, midgardzkiej kobiety, która na wiele mi się nie przyda. Sam zastanawiam
się, jak udało ci się sprowadzić mnie tutaj. –odpowiedział. Przyglądała się
jego szczupłej twarzy, szukając oznak kłamstwa. Nie wyglądało na to, żeby
kłamał.
-Więc
mówisz, że mam jakąś moc? –tak bardzo to pytanie ją męczyło, chciała znać
odpowiedź.
-Jakąś
na pewno masz, ale dopiero co uaktywniła się w tobie. Widzę, że ciężko jest ci
przyswajać niektóre fakty… -mruknął ironicznie. Virveth weszła pod kołdrę i
odwróciła się do niego plecami.
-Nie
chcę, by Björk wiedziała, że tutaj jesteś. I nie zbliżaj się do mnie, kiedy
śpię. Zabiję cię.- ostrzegła go, zgasiła światło i zamknęła powieki. Była tak
słaba i zmęczona, że prawie od razu zasnęła.
Obudziła
się chwilę przed szóstą trzydzieści. Otworzyła oczy, po czym przetarła je
dłońmi. Zmusiła się do siadu. Rozciągnęła się i głośno ziewnęła. Spojrzała na
boga kłamstw, który spał na fotelu, na którym usiadł poprzedniej nocy. Głowę
miał opartą o dłoń. Wyglądał bardzo spokojnie, a jego klatka piersiowa
delikatnie unosiła się i upadała w rytm równomiernego oddechu. Parę
niesfornych, czarnych kosmyków opadało na jego blade czoło. Przyglądała się
jego obliczu przez chwilę, po czym stwierdziła, że jest nawet przystojny. Sięgnęła
do zegarka i wyłączyła budzik, żeby nie dzwonił, kiedy ona wyjdzie z pokoju.
Wstała z łóżka i podeszła do ciemnej szafy. Wyciągnęła sztylet z jednej z jej
drzwiczek, która zaskrzypiała cicho. Loki ruszył się niespokojnie. Nie zwróciła
na niego uwagi. Podeszła do drugiego sztyletu, który leżał na podłodze, a
następnie oba wzięła ze sobą i ruszyła do łazienki. Nie ufała bogu kłamstw i
wolała mieć przy sobie broń, jeśli nagle uznałby, że chce się jej pozbyć. Weszła
do łazienki i zaczęła się przebierać. Gdy to zrobiła, ruszyła do pokoju Björk.
Stanęła przed jasnymi, drewnianymi drzwiami i zapukała cicho. Usłyszała ciche „proszę”
i weszła do środka. Björk siedziała na łóżku i czytała gazetę. Virveth uśmiechnęła
się, widząc, że jej przyrodnia matka czuje się lepiej. Podeszła do
jednoosobowego łóżka i usiadła na jego brzegu.
-Co
przepowiedziałam? – zapytała niebieskooka. Virveth poczuła skurcz w żołądku,
wiedząc, że jedna z czterech przepowiedni się sprawdziła. „Bóg kłamstw zrzuci
więzienne okowy”, tak, ów bóg spał właśnie u niej w pokoju.
-Trzy
przepowiednie. – skłamała. – O jakiejś oszukanej bestii, o walce dwóch potworów
i o tym, że powstanie ktoś, kto chce pogrążyć świat w ciemności. –widziała, że Björk
przygląda się jej uważnie. Po chwili starsza kobieta schowała twarz w dłoniach
i zaśmiała się cicho.
-Te trzy
przepowiednie doprowadziły do tego, że rano obudziłam się cała we krwi? Chyba
się starzeję…
-Wcześniej
twoje poprzednie przepowiednie dotyczyły jakiś codziennych, nieważnych spraw, a
teraz nagle przepowiadasz jakieś dziwne rzeczy… -mruknęła młodsza kobieta. Björk
skrzywiła się. Virveth dopiero teraz zauważyła, że kobieta coś ukrywa.
Wyglądała na kogoś, kto boi się przyznać do czegoś. Nagle z jej twarzy zniknęło
zmartwienie, które zastąpił uśmiech.
-Muszę
się przygotować do pracy. Po południu wychodzę i wrócę dopiero nad ranem. –powiedziała
nagle Björk, po czym dała znak młodszej, że powinna się ulotnić. Uczyniła to. Wyszła
z pokoju i zamknęła za sobą drzwi. W dłoniach miała piżamę, którą postanowiła
odnieść do swojego pokoju. Przeszła szybkim krokiem przez korytarz i weszła do
środka bez pukania. Loki już nie spał i czytał jakąś książkę, którą
prawdopodobnie wziął z regału. Odłożyła piżamę na łóżko i zaczęła się pakować
do szkoły. Nie odezwali się do siebie ani słowem. W pomieszczeniu słychać było
tylko szelest przerzucanych kartek i odgłos wrzucanych rzeczy do torby.
Dziewczyna usłyszała, że bóg kłamstw poruszył się i drgnęła, kierując rękę od
razu do ostrza. Usłyszała ciche prychnięcie.
-Nie mam
zamiaru z tobą walczyć. –powiedział spokojnym tonem. Westchnęła, ale nadal była
niespokojna. Dużo czasu minie, nim się do niego przyzwyczai. Chociaż miała
nadzieję, że ten cyrk skończy się jak najszybciej i że Loki opuści jej
mieszkanie. Nie podobał się jej także jego spokój, nieadekwatny do jego
sytuacji. Podniósł nagle wzrok znad książki i spojrzał w jej oczy. Jak zwykle
zauważyła cień gniewu w zielonych tęczówkach, mimo tego, że bóg wydawał się
spokojny. Ten gniew i nienawiść zawsze mu towarzyszyły. Odwróciła wzrok i
spojrzała na zegarek. Widziała, że zaraz musi wyjść, więc wstała, by wyjść z
pokoju i iść zrobić sobie śniadanie, gdy nagle usłyszeli pukanie do drzwi.
Virveth spojrzała w stronę Lokiego, ale ten zniknął. Po prostu rozpłynął się w
powietrzu, a książka, którą czytał leżała na fotelu, na którym siedział. Do
pokoju weszła Björk z talerzem kanapek.
-Proszę,
zrobiłam ci śniadanie. Powinnaś się pospieszyć, jeśli chcesz zdążyć na
autobus.- powiedziała starsza kobieta i postawiła talerz na biurku, które stało
przy drzwiach.
-Dziękuję.
–odpowiedziała młodsza, gdy tamta wychodziła z pokoju. Gdy drzwi od
pomieszczenia zamknęły się, obok Virveth pojawił się bóg kłamstw. Zaciekawił
ją, taka umiejętność stawania się niewidzialnym, na pewno przydałaby się jej w
wykonywaniu zleceń. Podeszła do biurka, podniosła jedną kanapkę i wsadziła ją
sobie do ust. Loki tylko stał bez słowa. –Zjedz coś, pewnie jesteś głodny. –powiedziała
brązowowłosa i podała mu talerz. Bóg niegodziwości wziął jedną jakby od
niechcenia i zaczął powoli jeść. Virveth skończyła, wzięła plecak i gdy
wychodziła z pokoju rzuciła: -Reszta dla ciebie. Björk wychodzi dopiero po
południu, więc uważaj.
Siedziała
na korytarzu, na ławce i czytała książkę. Nie zwracała uwagi na otaczających ją
ludzi, przechodzących z klasy do klasy, ani na hałas przez nich wywoływany.
Następną lekcje, jaką miała mieć, była biologia. Przerzuciła kartkę na następną
stronę, gdy obok niej usiadła rudowłosa kobieta – Kate.
-Hej,
Virveth! Co czytasz?- zapytała i zajrzała przez jej ramię. Brązowowłosa
zamknęła książkę, po czym spojrzała na koleżankę.
-Czegoś
chcesz? –zmieniła temat. Kate uśmiechnęła się tylko.
-Czemu
jesteś taka zimna? Zawsze wszystkich od siebie tak odpychasz?- rudowłosa nie
dawała za wygraną.
-Nie
jesteś kimś, z kim wiązałoby mnie cokolwiek. Nie mam zamiaru się z tobą
zaprzyjaźniać… -mruknęła Virveth. W tym momencie zadzwonił dzwonek, więc obie
wstały i weszły do klasy. Miała zielone ściany, na których wisiały półki i
gabloty z różnymi eksponatami związanymi z tym przedmiotem. Dziewczyna usiadła jak
zwykle z tyłu, a Kate się do niej dosiadła. Reszta klasy weszła do
pomieszczenia, a za nimi nauczyciel, który zaczął prawie od razu sprawdzać
obecność. Był typem osoby, która nie tolerowała spóźnień i osób, które miały
zdanie odmienne od niego. Z najmniejszej błahostki potrafił zrobić wielki
problem. Virveth zdołała się o tym przekonać, ponieważ nie lubiła, gdy ktoś
próbował ją zdominować. W szkole była spokojna, nikomu nie zawadzała, ale także
nie dawała sobie w kaszę dmuchać. Jak zwykle, otworzyła książkę pod ławką, gdy
nauczyciel zajął się omawianiem tematu.
-Po czym
masz tą bliznę?- zapytała nagle rudowłosa wskazując palcem na szyję Virveth.
Brązowowłosa spojrzała w oczy sąsiadki.
-Trudne
dzieciństwo. –odpowiedziała. Widziała, jak zainteresowanie rośnie w oczach
Kate.
-Opowiesz
mi więcej? – zadała kolejne pytanie. Było widać, że bardzo chciała usłyszeć tą
historię. Jednak Virveth nie miała zamiaru jej opowiadać. Musiałaby opowiedzieć
o pierwszym morderstwie, które popełniła. Blizna na szyi była pamiątką po tym.
Stary dziadyga dobierał się do niej i gdy zaczęła się mu opierać i wyrywać,
zagroził jej nożem. Zaczęła wyrywać się jeszcze bardziej, przez co mężczyzna
zdenerwował się i przejechał jej ostrzem po szyi. Pamiętała tylko, że poczuła
ostry ból, a następnie czuła się tak, jakby ktoś przyłożył gorące żelazko do
rany. Stało się dokładnie to samo, co u Edith w domu. Rana zaczęła goić się w
zaskakująco szybkim tempie.
-Wdałam
się w bójkę. Mój przeciwnik miał przy
sobie ostrze, o którym nie wiedziałam. – skłamała. Kate patrzyła na nią dłuższą
chwilę.
-Jestem
ciekawa, jak udało ci się takie coś przeżyć. I co było powodem tej bójki. –
mruknęła.
-Miałam
dużo szczęścia, pomoc przybyła natychmiastowo. A biłam się, bo miałam inne
zdanie niż on. –kłamała dalej. Nie obchodziło jej, co ta dziewczyna o niej
pomyśli.
-Masz więcej
blizn, prawda?- zapytała Kate. Virveth poczuła się osaczona. Wchodziły głębiej
w tematy, których rudowłosa nie powinna poruszać.
-Mam ich
więcej, ale nie mam zamiaru ci się zwierzać.- odpowiedziała. Niebieskooka
uśmiechnęła się dziwnie.
-Myślisz
że jeszcze istnieją płatni zabójcy? – na dźwięk tych słów fioletowooka poczuła
się zagrożona. Ona wie… pomyślała. WIE O TYM DOSKONALE, SZUKA DOWODÓW.
-Myślę,
że nie. Technika poszła tak daleko do przodu, że bez problemu zostaliby
znalezieni. –zachowywała pozory spokoju i obojętności.
-Chyba
że wykonują swój fach od parunastu lat…
- stwierdziła Kate. –Niektórzy mogą być tak dobrzy, że trudno ich złapać i
udowodnić im cokolwiek. – Virveth była zaskoczona tym, że ona tak dużo wie.
Swój fach wykonywała od prawie jedenastu lat i przez ten czas nikt jej nie
podejrzewał. Nawet teraz nie mogli jej nic udowodnić, a jednak aż tak się nią
zainteresowali, że wysłali swojego człowieka do jej szkoły. Ale dlaczego Kate
tak dobitnie pokazuje jej, że jest szpiegiem? Była ciekawa, jak rudowłosa chce
to rozegrać, zwłaszcza, że teraz będzie na nią uważać jeszcze bardziej.
Zadzwonił dzwonek.
Przez resztę zajęć nie zamieniły ani słowa.
Virveth wiedziała, że wróg jest bardzo blisko i do tego ma na nią oko. Zaczęła
zastanawiać się, czy nie jest śledzona, ale szybko wyrzuciła tą teorię z głowy,
ponieważ wiedziałaby o tym, że ktoś ją obserwuje. Denerwowało ją to, że nie
dość że S.H.I.E.L.D się do niej doczepił, to jeszcze została wplątana w
uwolnienie boga kłamstw. Dwie różne sprawy, które zamieniły jej życie w chaos. Jedno
było pewne: nie żałowała tego, że została tym, kim jest teraz. Zabójcą na
zlecenie… W jej dłoniach często znajdowało się czyjeś być, albo nie być.
Przebyła trudną drogę, by zdobyć szacunek wśród innych ludzi z tego fachu. Często
była uważana wśród innych za jedną z najlepszych zabójczyń, a ci, którzy mieli
jakieś obiekcje, szybko przekonywali się, że nie można z nią igrać.
Wyszła
ze szkoły i ruszyła w stronę przystanku. Żeby do niego dojść, musiała przejść
przez park. Weszła do parku i wzięła głęboki wdech. Tutaj aż tak bardzo nie
dokuczał jej warkot samochodów. W Nowym Yorku brakowało jej tego, co miała na
Islandii – większego spokoju, mniejszej ilości ludzi… Tęskniła za tą krainą
pełną sprzeczności, za jej niebieskimi lodowcami, zielonymi pagórkami oraz
chłodnym i czystym powietrzem. Tam był jej dom. Zaczęła przyglądać się ludziom,
którzy spacerowali ścieżkami, lub siedzieli na ławkach i śmiali się. Nastrój
był niemalże sielankowy. Poczuła się odprężona. Ostatnie dni sprawiły, że cały
czas chodziła zmęczona i spięta. Spojrzała w niebo i uśmiechnęła się. Kiedyś wrócę na Islandię… pomyślała. Spojrzała
w bok i ujrzała mężczyznę, który szedł w jej stronę. Miał na sobie koszulkę z
długim rękawem, które podwinął prawie do łokci. Było chłodno, więc przykuwał
uwagę ludzi. Jedną dłoń trzymał w kieszeni od dżinsów, a drugą trzymał
przerzuconą przez ramię, ciemną kurtkę. Podszedł do niej bliżej i uśmiechnął
się szeroko. Pod koszulką dało się ujrzeć ładnie zarysowane mięśnie klatki
piersiowej i barków. Był wysoki, ale nie tak bardzo, jak Loki. Ukłonił się delikatnie.
Przyglądała mu się przez chwilę i miała wrażenie, że kogoś jej przypomina.
Przeczesał dłonią krótkie, koloru ciemnego blondu, włosy. Uśmiechnął się
pogodnie, po czym powiedział:
-Witaj,
jestem Haden Brown. Poznałaś już mojego brata, Varena Browna. – już wiedziała,
kogo jej przypominał, jednak z tą różnicą, że on wydawał jej się spokojniejszy
i na pewno nie tak arogancki, jak Varen.
-Mam
nadzieję, że nie jesteś taki, jak twój brat. –westchnęła. Zobaczyła w jego
niebieskich oczach iskierki radości.
-Słyszałem,
że potraktowałaś go, jak najgorsze gówno. I bardzo dobrze.- stwierdził. Nagle
spoważniał. –Czy jest miejsce, gdzie możemy spokojnie porozmawiać? – zapytał po
chwili. Virveth przyglądała mu się, szukając jakiegoś podstępu, ale nic takiego
nie wyczuła.
-U mnie
w domu. –odpowiedziała po chwili zastanowienia. Björk już na pewno nie było w
mieszkaniu, ale pozostała sprawa Lokiego. Jednak stwierdziła, że bóg kłamstw na
pewno będzie ostrożny i nie pokaże się Hadenowi, bez wcześniejszego upewnienia
się, że nie jest zagrożeniem.
-Więc
prowadź, młoda.- powiedział mężczyzna, po czym ruszył niczym cień za Virveth.
Weszli
do mieszkania. Dziewczyna ściągnęła płaszcz i buty, po czym ruszyła do kuchni.
Nie mieli salonu, mieszkanie było bardzo małe. Tak naprawdę, to salon był
przerobiony na sypialnie, w której spała Björk. Haden usiadł przy drewnianym
stoliku i wbił wzrok w Virveth, która wstawiła wodę na herbatę, po czym usiadła
przed nim. Na jego twarzy ciągle widniał uśmiech, wydawał się bardzo pogodną i
miłą osobą.
-Edith
poprosiła mnie… -zaczął. Kobieta uśmiechnęła się słysząc to imię. – żebym ci
pomógł, jeśli zajdzie taka potrzeba. Mam dostęp do wielu informacji, ale nie
wszystkich. Jestem pracownikiem S.H.I.E.L.Du, ale na niskim stanowisku. Nie
znam też wszystkich agentów… -Virveth zmarszczyła brwi. Skąd Edith go wytrzasnęła…? Zapytał cicho głosik w jej głowie.
Sięgnęła po sztylet, po czym nachyliła się nad stołem, przykładając ostrze do
krtani mężczyzny.
-Skąd
mam mieć pewność, że rzeczywiście przysłała cię Edith?- zapytała. Siedział
spokojnie i patrzył jej pewnie w oczy.
-Kazała,
żebym ci powiedział: „Najlepsze morderstwo popełnia się w momencie ekstazy”. –
zaśmiała się, gdy to powiedział. Tak, teraz była pewna, że ten mężczyzna został
przysłany przez jej przyjaciółkę. Odsunęła sztylet od niego i usiadła z
powrotem na krzesło.
-Strasznie
dużo „ale” w twoich słowach. – powiedziała kobieta, po czym oparła się
wygodniej o krzesło. Nawiązała kontakt wzrokowy, chciała mieć pewność, że ten
mężczyzna na pewno jest z nią szczery. Zaśmiał się nagle.
-Jesteś
taka, jak opowiadała Edith. Zaborcza, ale i słodka za razem. – szepnął. Była
zaskoczona tonem głosu, jakim to powiedział. Nie miała doświadczenia z
mężczyznami i była to dla niej zupełnie nowa sytuacja. Skrzyżowała ręce na
piersi i łypnęła na niego, a on na to tylko uśmiechnął się, zadowolony. Miała
wrażenie, jakby ją sprawdzał… a raczej na ile mu pozwoli. Woda w czajniku
zagotowała się. Virveth wstała i zalała dwa kubki. Dodała cukru, po czym
postawiła oba naczynia na stole. Haden podziękował, po czym zaczął dmuchać w
napój, by go ostudzić trochę. Kobieta siedziała i zastanawiała się, co
mężczyzna ma jej do przekazania. Upiła łyk gorącego napoju. Spojrzał na nią
zaskoczony.
-Nie
poparzyłaś się?- zapytał. Wzruszyła ramionami. Od poprzedniego dnia nic nie
było w stanie jej poparzyć, czuła tylko ciepło. Haden pił powoli, małymi
łyczkami, a po chwili jego usta zrobiły się trochę bardziej czerwone przez
działanie gorąca.
-Więc
jakie masz dla mnie informacje?- zaczęła.
-W
twojej szkole jest szpieg z S.H.I.E.L.Du, ale nie wiem kto. – oznajmił i wziął
kolejny łyczek.
-To
akurat wiem. Rudowłosa kobieta.– odpowiedziała. Uśmiechnął się.
-Nie
znam wszystkich agentów, a żadnej rudowłosej panienki sobie nie przypominam.
Bądź ostrożna, są bardziej przebiegli, niż ci się wydaje. Czekają na twój błąd.
Możliwe, że będą chcieli cię w jakiś sposób sprowokować.– powiedział. Zamyśliła
się.
-Gdzie
jest teraz Edith? – zapytała nagle. Mężczyzna nic nie mówił przez chwilę, jakby
zastanawiał się, czy udostępniać takie informacje, czy nie.
-Varen
ją gdzieś ciąga po różnych miejscach. Obecnie zmieniają pozycję i sam dokładnie
nie wiem, gdzie są. Możliwe, że dowiem się dopiero w nocy. –odpowiedział. W tym
momencie zadzwonił jego telefon. Sięgnął do kieszeni spodni i odebrał. Nic nie
mówił, tylko słuchał. Virveth słyszała głos jakiejś kobiety, po chwili
rozpoznając głos.
-Daj mi
ją. –rozkazała. Haden uśmiechnął się, po czym podał jej telefon.
-Edith,
gdzie ty do cholery jesteś?- zadała pytanie kobiecie po drugiej stronie
słuchawki.
-Złotko, nie denerwuj się. Varen szuka nam
właśnie miejsca. Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy, bo już za tobą
tęsknie. – odpowiedziała Edith. Kobieta przewróciła oczami.
-Czy telefon
Hadena nie ma podsłuchu?- mruknęła niepewnie Virveth.
-Nie, ponieważ to nie jest jego
telefon. Haden ma dwa telefony, jeden, na którym na 200% jest podsłuch i ten,
przez który teraz rozmawiamy, na którym go nie ma. Kochanie, oddaj telefon
Hadenowi i do usłyszenia. –
brązowowłosa uczyniła to, o co poprosiła ją przyjaciółka. Mężczyzna kiwał tylko
głową, po czym pożegnał się z rozmówczynią. Schował telefon do kieszeni i
wstał.
-Dziękuję
za herbatę i miłą rozmowę. Jeśli będzie działo się coś niepokojącego, to cię o
tym poinformuję. –powiedział i ruszył w stronę drzwi wyjściowych. Virveth także
wstała i ruszyła za nim. Odprowadziła go do drzwi i podała mu jego kurtkę. Ucałował
jej dłoń na pożegnanie, po czym wyszedł. Zamknęła drzwi i poczuła, że ktoś za
nią stoi. Odwróciła się. Pośrodku korytarza stał Loki.
-S.H.I.E.L.D,
tak? – zapytał i uśmiechnął się złowrogo.
3+/5
OdpowiedzUsuńpo poprawie 5/5;)
UsuńUwielbiam. Czekam na dalsze rozdziały. ;))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, ' Dzik w Krzakach' .
Mmm ... super rozdział :33
OdpowiedzUsuń