Leżała
w łóżku, mimo iż dawno powinna już wstać. Przewróciła głowę na prawą stronę,
spoglądając na ciemne zasłony, przez które wpadał delikatny strumień światła. Po
chwili zerknęła na zegarek. Dziewiąta dziesięć. Zajęcia szkolne zaczęły się o
ósmej. Westchnęła głęboko, a następnie ziewnęła, zakrywając usta dłonią. Wcale
nie miała ochoty tam iść, a tym bardziej, że od dłuższego czasu nie mogła spać
spokojnie. Zamknęła oczy, z zamiarem powrotu do krainy snów, lecz nagle
usłyszała ciche pukanie do drzwi jej pokoju. Otworzyła ponownie oczy i
zobaczyła Björk, kobietę, która opiekowała się nią, od kiedy była mała.
-Cieszę
się, że już nie śpisz, Virveth.- powiedziała i weszła w głąb małego pokoju. Björk
Eydísdottir… Tak, osoba, którą Virveth darzyła specjalnym szacunkiem. Nie
traktowała jej jak matkę, lecz bardziej jak osobę, którą akceptuje i może na
nią liczyć. Dziewczyna przyglądała się swojej przybranej rodzicielce. Posiadała
bujne, jasnobrązowe loki, które sięgały łopatek, oczy koloru typowego dla ludów
skandynawskich – jasnoniebieskiego. Miała także długi i ostro zakończony nos, a
jej usta były wąskie i cienkie. Na jej twarzy nie było żadnych zmarszczek, mimo
tego, że miała czterdzieści dwa lata. Była wysoka, o wąskich biodrach i długich
nogach. Tak naprawdę, to z wyglądu w ogóle nie były do siebie podobne. Młodsza
kobieta miała brązowe, trochę ciemniejsze niż Björk, długie, proste włosy, a
parę kosmyków delikatnie zachodziło na lewą część twarzy, jednakże nie
przysłaniały jej. Oczy miała w dość nietypowym kolorze – liliowym. Były duże, o
gęstych i długich rzęsach. Nos był delikatny, proporcjonalny, a usta pełne,
niezbyt szerokie. Virveth była dość niska, ale o kobiecej budowie. Miała ładnie
zarysowaną talię, szersze biodra i kształtne piersi.
-Czym
się martwisz, Björk?- zapytała fioletowooka. Wiedziała, że skoro przychodzi do
niej rano, to na pewno czymś się zamartwiała przez noc. Starsza kobieta
spojrzała na nią, podeszła jeszcze bliżej i usiadła na skraju łóżka.
-Wyglądasz
bardzo blado, Virveth. – odpowiedziała. – A nie sądziłam, że możesz być jeszcze
bledsza. – uśmiechnęła się delikatnie, lecz po chwili zmarszczyła brwi.
Wyciągnęła rękę w stronę dziewczyny, która też już siedziała. Dotknęła palcem
delikatnie jej lewego policzka, tuż pod kością policzkową. Zabolało. Młodsza
wykrzywiła usta w grymasie bólu, a po chwili wstała i podeszła do lustra,
stojącego w kącie pokoju. Zobaczyła fioletowego siniaka, który bardzo
kontrastował z jej bladą skórą.
-Świetnie…
- mruknęła pod nosem. Odwróciła się z powrotem do niebieskookiej i od razu
zobaczyła minę, której bardzo nie lubiła.
-Wiesz,
że wolałabym…- zaczęła Björk, ale dziewczyna przerwała jej.
-Wiem,
wiem, wolałabyś, żebym rzuciła tę robotę i zajęła się czymś, co nie naraża
mojego życia, lub zdrowia… Ale zrozum. To jest coś, w czym jestem dobra i robię
to od paru lat. Przecież swoje pierwsze morderstwo popełniłam, mając osiem lat!
– podeszła do dużej, ciemnej szafy i zaczęła przeglądać ubrania.
-Morderstwo
popełnione przez napływ złości i strachu. Byłam zaskoczona tym, że zajęłaś się
tym zawodowo. –głos starszej był cichy i spokojny. Kiedy Virveth wyciągnęła
potrzebne jej ciuchy i zaczęła się przebierać, Björk ujrzała pełno blizn na jej
plecach i udach, będące pamiątkami po pierwszych, płatnych morderstwach. Była
przyzwyczajona do tego widoku. Młodsza kobieta zdawała sobie z tego wszystkiego
sprawę, ale dawno już nauczyła się, jak być ostrożnym, była szybka i zwinna,
nie dałaby się teraz tak łatwo zranić, jak kiedyś. Miała wyostrzone zmysły, a
umiejętność posługiwania się sztyletami w walce opanowała do perfekcji przez
ostatnie lata. Założyła czarną koszulkę i ciemne spodnie, a następnie zaczęła
się czesać. Björk wiedziała, że nie przekona jej do zmiany zawodu, a jednak
często próbowała. Westchnęła głośno, wstała i wyszła. Virveth odłożyła szczotkę
i podeszła do torby, która leżała na ziemi. Otworzyła ją i zaczęła pakować
książki do szkoły. To już ostatni rok liceum, do tego jego końcówka. Miała już
osiemnaście lat i już niedługo uwolni się od tej cholernej szkoły. Nienawidziła
tam chodzić, lepiej było na Islandii. Mieszkała tam przez dziewięć lat, rok
temu musiała przeprowadzić się wraz z Björk do Ameryki z powodu problemów
finansowych. To właśnie na Islandii popełniła swoje pierwsze morderstwo i to
właśnie tam doprowadziła swoje umiejętności zabójcy do perfekcji. Podeszła do
łóżka i wyciągnęła spod poduszki dwa sztylety, ze zdobionymi rękojeściami. Były
na nich smoki, które szybowały przez chmury. Uśmiechnęła się pod nosem, bo to
właśnie z tymi sztyletami znalazła ją Björk dziesięć lat temu. Podobno
wyglądała na strasznie przestraszoną i od razu przeszła do obrony, trzymając
kurczowo sztylety, gdy kobieta podeszła do niej i chciała jej pomóc. Nie miała
pojęcia, skąd znała podstawy walki sztyletami. Przymocowała broń do paska,
zasłaniając je zaraz po tym koszulką. Zawsze nosiła je przy sobie, dla własnego
bezpieczeństwa. Wiedziała, że ktoś może chcieć się na niej zemścić, za
zabójstwo na kimś bliskim. Zawsze najgorsze spadało na tego, kto wypełnia
zlecenie, a nie na tego, kto je zlecił i zapłacił za nie. Zaczęła ubierać i
wiązać buty – długie, skórzane buty, sięgające do połowy piszczela. Wstała, założyła
długi, ciemny płaszcz, a następnie przerzuciła torbę przez ramię i skierowała
się do małej, ciasnej kuchni. Wzięła jedną kanapkę z serem, która leżała na talerzu,
wsadziła ją w usta i szybko wyszła z domu, spiesząc się na autobus.
Skąd ja znam tego
mężczyznę… Przeszło
jej przez myśl. Przyglądała się młodemu, postawnemu mężczyźnie w garniturze,
który też czekał na autobus. Miał krótko ścięte, blond włosy i zamyśloną twarz.
Nagle dostała olśnienia. Dostała dwa dni wcześniej zlecenie na zabicie go.
Zapłacone z góry, dość duża suma. Chyba
dzisiaj opuścisz zajęcia, moja droga. Cichy głosik w jej głowie
zachichotał. I tak wcześniej miałaś
zamiar zostać w domu i tam nie iść. Dodał po chwili. Nadjechał autobus.
Mężczyzna wsiadł do niego, a Virveth wraz z nim. Stanęła w bezpiecznej
odległości, ale tak, żeby go ciągle widzieć.
Jechali
dobre dziesięć minut, kiedy nagle cel zaczął szykować się do wyjścia z pojazdu.
Kobieta przybliżyła się trochę, by go nie zgubić. W końcu mieli wysiąść na
jednym z najbardziej ruchliwych miejsc w mieście. Autobus zatrzymał się i drzwi
otworzyły się po chwili. Nieznajomy wyszedł, a ona zaraz za nim. Cały czas
trzymała się na dystans. Zastanawiała się, czy idzie do pracy. Jeśli tak, to
może napotkać parę przeszkód, ale nie przeszkadzało jej to. Uśmiechnęła się
nawet na myśl o czymś bardziej ekscytującym, niż zakradanie się do czyjegoś
domu i zabijanie celu wtedy, gdy siedział przed telewizorem i świata poza nim
nie widział. Nagle mężczyzna skręcił w prawo i zaczął kierować się w stronę
wielkiego biurowca. Virveth poczuła ekscytację, jednakże szybko się opanowała.
Podszedł do szklanych drzwi i zadzwonił dzwonkiem. Podeszła bliżej, by wszystko
słyszeć. Ukryła się zza rogiem, przy krzakach. W małym głośniczku przy dzwonku
zabrzmiał niski głos jakiegoś mężczyzny.
-Witamy
w biurze handlowym BHU. W czym mogę pomóc? – cel przybliżył się do mikrofonu i
odpowiedział:
-Zostałem wyznaczony, jako zastępca kierownika na ten tydzień. David White. Mam pracować w biurze nr 14e.
-Oczywiście,
zostałem poinformowany o tym fakcie. Proszę wejść. – odpowiedział mężczyzna, a
zaraz po tym nieznajomy otworzył drzwi i przeszedł przez nie. Virveth w
ostatnim momencie wyciągnęła sztylet zza paska i rzuciła nim idealnie między
framugę, a drzwi uniemożliwiając im zamknięcie się. Szybkim krokiem podeszła do
wejścia, otworzyła szerzej drzwi i wzięła sztylet. Ukryła go z powrotem za
paskiem. Uśmiechnęła się do siebie. Ostrożnie wsunęła się do budynku. Usłyszała
odgłos obcasów. Zaczęła rozglądać się po korytarzu i ujrzała po prawej stronie
wejście do toalety. Doskoczyła cicho do drzwi, otworzyła je i weszła do środka.
Nasłuchiwała. Po chwili odgłos kroków ucichł, a ona wróciła z powrotem na
korytarz. Ruszyła do przodu, lecz po chwili stanęła. Cholera, gdzie on polazł? Które to było biuro… Myślała przez chwilę. 14e! Powiedział nagle głos w
jej głowie. Ruszyła ponownie, gdy natrafiła na rozwidlenie. Wyjrzała zza rogu i
po lewej stronie ujrzała kobietę, która siedziała zza szybą. Siedziała bokiem i
rozmawiała przez telefon. Fioletowooka spojrzała w prawą stronę. Zauważyła
tablicę, na której znajdowała się rozpiska biur w budynku. Musiała działać
szybko. Jeśli sekretarka usiądzie prosto, to będzie miała widok na cały ten
korytarz, a wtedy na pewno zapyta się jej, kim jest i będzie chciała znać cel
jej wizyty. Musiała odwrócić jej uwagę, a poza tym, jeśli uda jej się najpierw
dostać do pomieszczenia, gdzie siedziała ta kobieta, to będzie mogła usunąć
nagrania z monitoringu i dezaktywować kamery. Zaczęła się rozglądać i
intensywnie myśleć. Cofnęła się parę kroków, założyła skórzane, czarne
rękawiczki i zapukała do najbliższego gabinetu.
-Proszę.
– usłyszała wysoki głos kobiety. Weszła do środka i podeszła do biurka, zza
którym siedziała kobieta w średnim wieku. –W czym mogę pomóc? – uśmiechnęła się.
Virveth też się uśmiechnęła i oparła ręce o biurko, a potem wykonała bardzo
szybki ruch, wyciągając sztylet zza paska i przecięła gardło nadal
uśmiechającej się kobiety. Ciało przechyliło się do przodu i już martwa kobieta
uderzyła twarzą w stół. Adrenalina zaczęła pulsować w żyłach dziewczyny. Gdy
wchodziła do pomieszczenia, to nie widziała żadnych kamer, więc mogła zabić tą
kobietę. Wyszła z gabinetu i rozejrzała się. Zauważyła, że dwójka mężczyzn
idzie w stronę biurowca. Znów weszła do toalety. Słyszała jak wchodzą do
budynku, głośno rozmawiając i po chwili usłyszała pukanie i dźwięk otwieranych
drzwi. Naprzeciw toalety, tam, gdzie leżało ciało tamtej kobiety.
-Co to
kurwa jest?- usłyszała. –DZWOŃ PO POLICJĘ! - wydarł się jeden z nich. Poczuła,
że jej serce zaczyna szybciej bić. Po chwili usłyszała stukot obcasów. Mam nadzieję, że to ta cholerna sekretarka. Pomyślała.
Była gotowa na wszelki wypadek, by zakryć twarz i przebiec się do pomieszczenia
z monitoringiem, by tylko usunąć nagrania i uciec.
-O mój
boże…- teraz była pewna, że to ta kobieta. Miała bardzo dobry, aż za dobry
słuch jak na człowieka. Była w stanie wtedy, gdy zobaczyła rozmawiającą kobietę
przez telefon, usłyszeć jej głos zza tej szyby. Co prawda mówiła dość głośno,
ale normalny człowiek miałby problem z usłyszeniem i rozpoznaniem tego głosu.
Po chwili nastąpił istny chaos. Ludzie zaczęli wychodzić z gabinetów i
krzyczeć. Wtedy właśnie Virveth wyszła z toalety i ruszyła szybkim krokiem w
stronę, gdzie była wcześniej sekretarka. Szła prosto. Skręciła w lewo. Doszła
do szyby i po prawej stronie ujrzała wejście. Szybko tam weszła i usiadła przed
komputerem, na którym widniał widok z kamer. Świetnie, mają tylko kamery na zewnątrz i na wszystkie korytarze.
Uśmiechnęła się do siebie. Dezaktywowała wszystkie kamery, a następnie usunęła
wszystkie nagrania. Na wszelki wypadek zniszczyła obudowę komputera sztyletem i wyciągnęła z niego dysk, tak, by
nikt tego nie był w stanie odzyskać. Schowała go do torby. Wstała i ruszyła do
tablicy, która wisiała teraz naprzeciwko niej. Gdy doszła do niej, zaczęła
czytać. Piętro siedemnaste.
Biuro nr. 14e. Musiała działać szybko, ponieważ wiedziała, że informacja o
morderstwie rozejdzie się po całym budynku i cel zniknie w tłumie ludzi. Szybko
wbiegła do windy i kliknęła guzik z napisem 17. Niecierpliwiła się. Jazda windą
sprawiała wrażenie, jakby trwała wieczność. Gdy w końcu dojechała na siedemnaste
piętro, poczuła ulgę. Była coraz bliżej wykonania tego zlecenia. Ucieczka z
tego budynku nie będzie problemem. Pozostało jej teraz znaleźć cel i zabić go. Zaczęła biec korytarzem, szukając
odpowiedniego gabinetu. Po chwili stanęła przed biurem nr 14e. Zapukała.
-Wejdź.-usłyszała.
Weszła do środka i zobaczyła siedzącego za biurkiem mężczyznę, który stał wcześniej
na przystanku. Uśmiechnął się do niej. – Jestem zaskoczony, że udało ci się
tutaj wejść. Ba! Jestem pewny, że odwróciłaś uwagę sekretarki i dezaktywowałaś
kamery, zgadza się? –zapytał. Odłożyła torbę na podłogę.
-Yhm. –Odpowiedziała
i sięgnęła zza pas. Cały czas przyglądał się jej. Widziała, że starał się odczytać
cokolwiek z jej twarzy, ale nie dała mu ku temu okazji. Zachowała kamienną
twarz. Zaczął klaskać w dłonie i po chwili pomieszczenie wypełnił jego śmiech.
-Niesamowite.
Ale kochaniutka, nie przewidziałaś jednego: S.H.I.E.L.D jest dużo sprytniejsze
od ciebie.- nadal się uśmiechał. Nie wiedziała, co to jest ten cały
S.H.I.E.L.D, ale domyśliła się, że pewnie jakaś organizacja. Cały czas uważnie go
obserwowała, czekając na jego ruch.
-Więc to
pułapka?- zapytała. Wstał. Jego twarz spoważniała.
-Daliśmy
zlecenie tej cycatej czerwonowłosej dziwce, którą podejrzewaliśmy o współpracę
z jakimś skrytobójcą. Ale nie spodziewałem się, że tym zabójcą będziesz ty,
dziecko. – przybliżył się do niej. – Podali mnie za cel, ale to było raczej jak
wezwanie ofiary do mordercy. Role się odwróciły. – w tym momencie Virveth
wyciągnęła oba sztylety i ruszyła na niego. Wyciągnął nóż i zablokował jej atak.
Odskoczyła i zaczęła go okrążać, jak lew, który walczy z innym lwem. Zaczął
robić to, co ona. Patrzyli sobie w oczy, wyczekując ataku. Mężczyzna skoczył i
zamachnął się. Chciał trafić w bark. Przesunęła się na lewą stronę, wymijając
nóż i przybliżyła się do niego na odległość, dzięki której mogła wbić sztylet
wprost w jego brzuch, lub klatkę piersiową. Złapał ją za płaszcz wolną ręką i
odciągnął, przy okazji chcąc przeciąć jej gardło drugą ręką. Ale wtedy
zobaczyła jego błąd. Mogła go zabić jednym cięciem, jeśli zablokuje nadlatujący
cios. Odrzuciła nagle jeden sztylet, na co mężczyzna zrobił zdziwioną minę,
gdyż zablokowała jego cios przedramieniem lewej ręki, w której przed chwilą
trzymała broń. Teraz to ona uśmiechnęła się do niego. Mimo tego, że czuła
ogromny ból, przeszywający jej całą rękę, to uśmiechała się. Ale to nie był
zwykły uśmiech. Był to jej triumf. Drugi sztylet już tkwił w jego brzuchu. Po
chwili wbiła go głębiej. I jeszcze głębiej. Mężczyzna zaczął się jąkać, a krew
powoli zaczęła wypływać z jego ust. Puścił nóż, który pozostał w przedramieniu
dziewczyny. Upadł na kolana i uśmiechnął się. Po chwili z jego oczu zniknął
ostatni błysk. Stały się mętne, a jego ciało po prostu upadło. Spojrzała na
swoją rękę. Cała drżała i mocno krwawiła. Podniosła ją trochę i wyciągnęła jego
nóż. Krew trysnęła na podłogę. Syknęła z bólu. Zobaczyła na ścianie wiszącą
apteczkę. Podeszła do niej i wyciągnęła bandaż, którym zacisnęła mocno ranę.
Dopiero teraz zwróciła uwagę na dudniący dźwięk, wydawany przez wiele par stóp
ludzi, którzy biegli teraz po korytarzu, by zejść na dół. Szybko… SZYBKO… POSPIESZ SIĘ! UCIEKAJ! Głos w jej głowie
wrzeszczał. Podniosła jeden sztylet z podłogi, a drugi wyciągnęła z ciała
swojego, już martwego, przeciwnika. Schowała rękę pod płaszcz, by nikt tego nie
zauważył. Torbę wzięła z podłogi i szybko zarzuciła ją na ramię. Wybiegła z
pomieszczenia, przeciskając się między ludźmi. Nie miała zamiaru używać windy.
Zbiegała szybko po schodach, starając się jak najszybciej wydostać z budynku. Była
na drugim piętrze, gdy zobaczyła, że policjanci zatrzymują ludzi i przeszukują
ich. Podjęła szybką decyzję. Podbiegła do okna i wyjrzała. Z tyłu budynku był
mały park. Spojrzała na drzewo, które stało niedaleko okna. Cofnęła się paręnaście
kroków. Rozejrzała się. Nikt w tym zamieszaniu nie zwracał na nią uwagi.
Ruszyła. Biegła coraz szybciej, aż w końcu skoczyła na szybę, która rozbiła
się. Chroniła twarz przed małymi odłamkami szkła. Wpadła na drzewo, i
przeleciała przez najwyższe, cienkie gałęzie, łamiąc je. Udało jej się złapać
zdrową ręką jakąś większą gałąź. Zaczęła powoli schodzić z drzewa, uważnie się
przy okazji rozglądając. Policja dopiero dochodziła do tych rejonów, więc
zeskoczyła i szybkim krokiem ruszyła między inne budynki, by się ukryć. Gdy
zobaczyła, że nikt jej nie goni, ruszyła na przystanek, nadal ukrywając rękę pod płaszczem. Nie mogła teraz wrócić
do domu. Miała inne sprawy na głowie i wiele pytań, które ją męczyły. „Czerwonowłosa
dziwka”. Tylko jedną osobę mógł tak określić tamten mężczyzna, a przynajmniej
tą, którą znała…
Świetne!
OdpowiedzUsuń