Witam! :)
Jak widzicie, w końcu udało mi się wrzucić rozdział :) (komputer jakoś przeżył awarię dysku...).
***
Spojrzała
w jego zielone tęczówki. Był spokojny, jednak dostrzegła w jego oczach to, co
zawsze – cień gniewu. Zrobił krok w jej stronę.
-Czego
S.H.I.E.L.D chce od ciebie?- zapytał. Westchnęła głośno, po czym przeczesała
dłonią swoje długie, brązowe włosy.
-Nie
twój interes. –odpowiedziała. Loki zmarszczył gniewnie brwi, po czym powiedział
podniesionym głosem:
-Powinnaś
czuć przede mną respekt, śmiertelniczko. –prychnęła na jego słowa. Chciała go
ominąć i udać się do swojego pokoju, ale poczuła, że bóg łapie ją za ramię, po
czym przygniata do ściany. Była zaskoczona tym, że nie wyczuła jego zamiarów.
Ich twarze znajdowały się bardzo blisko, musiał bardzo się nachylić, by
znalazły się w tak niedużej odległości. Patrzyli sobie w oczy – oboje
rozgniewani. –Jestem bogiem, nie pozwolę, by ktoś taki jak ty, odzywał się do
mnie w ten sposób.
-I co w
związku z tym? –warknęła i chciała wyrwać się z jego uścisku, ale trzymał
bardzo mocno. Uśmiechnął się, po czym szepnął jej na ucho:
-Skoryguję
cię jak psa. –po czym złapał ją za głowę, zmuszając do tego, by padła przed nim
na kolana. Chciała się natychmiast podnieść, jednak ten przytrzymał ją nogą,
kładąc ją trochę poniżej karku. –I co
teraz, Virveth? –zapytał patrząc na nią z góry. Wyciągnęła sztylet zza pasa,
jednak on tylko spokojnie powiedział: -Odłóż to, bo się pokaleczysz. –była
wściekła na niego, że potraktował ją jak gówno. Był wyjątkowo silny, w końcu
był bogiem. Poczuła, jak gniew w niej narasta jeszcze bardziej. Niczym bestia,
która zaraz wydostanie się z klatki i zniszczy wszystko, co znajduje się wokół.
Zacisnęła palce na rękojeści sztyletu, zamachując się nim w górę. Chciała wbić
go w łydkę boga kłamstw, lecz ten zauważył to, spokojnie ściągając nogę z jej pleców.
Odsunął się o krok, uśmiechając się ironicznie. Rozłożył ręce, a uśmiech nie
znikał z jego twarzy. Wyciągnęła drugie ostrze. Poczuła nagły zastrzyk energii.
Jej ciało stało się lekkie, wszystkie zmysły zaczęły się wyostrzać. Postać
Lokiego stała się nienaturalnie wyraźna, zwracała uwagę nawet na unoszenie i
opadanie się jego klatki piersiowej, gdy oddychał. Spojrzała na jego twarz.
Zobaczyła, że jego źrenice powiększyły się w momencie, kiedy ona poczuła ten
dziwny stan. Jego uśmiech zmienił się z ironicznego na pełen zadowolenia z
siebie. Nie rozumiała go. Był dla niej zagadką. Uniósł rękę, co od razu
zwróciło jej uwagę. –Czekam. –ponaglił ją. Ruszyła na niego. Nigdy wcześniej
nie czuła się tak dziwnie. Znalazła się dużo szybciej przy nim, niż się
spodziewała. Zamachnęła się na miejsce nad obojczykiem. Ledwo tam sięgała, ale
było to miejsce, gdzie najmniej spodziewał się ataku. Przynajmniej tak myślała.
Obrócił się w jej stronę, łapiąc za jej rękę, którą miała zamiar zaatakować. Podniósł
ją za nią do góry, przez co sztylet wypadł z jej dłoni, jednak drugi nadal
trzymała w drugiej. Była zaskoczona jego refleksem. Chciała kopnąć go w
policzek, jednak ten znów zablokował jej atak. Puścił ją. Spadła na ziemię
zwinnie niczym kotka. Podniosła głowę, by na niego spojrzeć i w ostatnim
momencie udało jej się podnieść gardę. Potężne kopnięcie boga kłamstw
wymierzone wprost w nią sprawiło, że aż odleciała do tyłu. Szybko podniosła
się, ruszając na niego. Wyskoczyła w powietrze, po czym zamachnęła się, celując
w jego szyję. Wyciągnął jedną rękę, by ją odepchnąć, ale ona tylko uśmiechnęła
się. Podnosząc rękę odsłonił bok pod pachą. Złapała go za przedramię wolną
dłonią, po czym wbiła sztylet w jego żebra. Ku jej złości postać Lokiego
rozpłynęła się, czemu towarzyszyła zielona poświata. Rozejrzała się wokół.
Odwróciła głowę, po czym znów spojrzała w miejsce, gdzie przed chwilą stał
sobowtór. Na jego miejscu stał tym razem prawdziwy bóg niegodziwości. Nie
zdążyła zareagować. Zacisnął smukłe palce na jej delikatnej szyi, podnosząc ją
nad ziemię. W pomieszczeniu rozległ się odgłos upadającego ostrza o
ziemię. Zimno spoglądał w jej fioletowe
oczy. Poczuła, że zaczyna tracić oddech.
-Czego
S.H.I.E.L.D od ciebie chce? –powtórzył pytanie, które zadał na początku ich
rozmowy. Zmrużyła oczy.
-A co ci
tak do cholery zależy?- zapytała, krztusząc się przy tym trochę.
-Nie
igraj ze mną… -warknął, zaciskając mocniej palce. –Jesteś zbyt wielką
ignorantką, by pojąc parę faktów… S.H.I.E.L.D jest naszym wspólnym
przeciwnikiem, tak samo jak Asgard. –dodał. Wszystko zaczynało być dla niej
jasne. Nie byłby tak zainteresowany jej powiązaniami z organizacją, gdyby coś
nie leżało na rzeczy. Następnie przypomniała sobie pewne wydarzenie… Najazd kosmitów… Mężczyzna z rogatym hełmie…
Zrobiła wielkie oczy.
-To
byłeś Ty… z tą armią obcych. – wycharczała. Zaczęła się wierzgać, gdyż coraz
ciężej jej się oddychało. Zrozumiał, o co jej chodzi. –I pewnie za to cię
zamknęli… -zaczęła się krztusić, jednak Loki stał niewzruszony. Wyglądał tak,
jakby się nie męczył podnoszeniem jedną ręką dorosłej kobiety. –Coś ci nie
wyszło, Loki… -uśmiechnęła się złośliwie. Zacisnął usta w wąską kreskę,
marszcząc przy tym brwi. –Pewnie zostałeś potraktowany gorzej jak pies… Też mi
bóg. Do tego to ja uwolniłam cię z tego dziwnego więzienia. Co za hań…
-DOŚĆ! –
ryknął rozwścieczony bóg kłamstw. Poczuła, jak coś wyrywa ją z śmiertelnego uścisku
Lokiego. Przeleciała dwa metry i uderzyła z niezwykłą siłą w ścianę przy
drzwiach wejściowych, wgniatając się w nią. Jęk bólu wydał się z jej ust, wraz
ze strumieniem krwi. Nie upadła. Była przyciśnięta do niej. Spojrzała na boga
niegodziwości, który spoglądał na swoje dłonie. Wyglądał na zaskoczonego,
jednak szybko to ukrył. Podszedł do Virveth, która spuściła głowę. Czekała, aż
znajdzie się jeszcze bliżej. Usłyszała ciche prychnięcie. Czuła, że zbliża się
do niej, chcąc unieść jej głowę. Bliżej… wyszeptał
głos w jej głowie. Uniosła twarz, wgryzając się w jego dłoń. Poczuła metaliczny
posmak krwi. Odchyliła mocno głowę do tyłu, wyrywając kawałki skóry i mięsa.
Loki syknął, po czym uderzył ją drugą, otwartą dłonią w twarz. Zaśmiała się
tylko. –Podoba mi się w tobie to, że nie jesteś tchórzem. Irytuje natomiast, że
jesteś taka tępa… - powiedział nagle. –Zamiast grzecznie współpracować, to
zachowujesz się jak dziecko. Mamy tych samych wrogów, Virveth. –dodał.
Westchnęła głośno, czując, że magia Lokiego przestaje na nią działać i pozwala
jej na opadnięcie na podłogę.
-Hah,
więc chcesz, bym z tobą współpracowała mimo tego, co teraz zrobiłeś?- zapytała
cicho.
-Jestem
bogiem, a ty tylko pyskatą śmiertelniczką, jednak masz umiejętności, które na
pewno nam pomogą. –odpowiedział. Kobieta westchnęła raz jeszcze. Wstała i
podeszła do niego. Spojrzała z dołu w jego oczy.
-Szacunek
za szacunek, chamstwo za chamstwo, Loki. –powiedziała. Uśmiechnął się tylko
ironicznie.
-Lubię
takie kobiety. –oznajmił. –Jednak wy, midgardczycy macie za duże mniemanie o
sobie. –zignorowała to. Wiedziała, że musi lepiej dobierać słowa. Bała się o Björk,
która będzie zagrożona, jeśli mężczyzna pokona Virveth.
-Zabijam
za pieniądze. –powiedziała. –S.H.I.E.L.D wpadł na mój trop, jednak nie mają
dowodów.
-W
końcu poszłaś po rozum do głowy. –uśmiechnął się złośliwie. –Nie wyglądasz na
zabójczynię, choć ilość blizn na twoim ciele jest imponująca. –poczuła, że robi
jej się gorąco. Nie lubiła tego tematu, starała się go unikać. Jedyną osobą,
przed którą nie ukrywała swoich blizn była Björk. Loki był ostatnią osobą,
której chciałaby pokazać ślady przeszłości, jednak los splatał jej figla
stawiając ją przed nim w samej piżamie we śnie w którym się poznali.
-Dzięki
temu, że nie wyglądam na kogoś takiego mogłam pokonać silniejszych
przeciwników, którzy mnie nie docenili. – odpowiedziała. Spoglądał na nią
chłodno. Poczuła, że krew spływa kącikiem jej ust, więc oblizała się. Loki nie
wyglądał na tak strasznie poturbowanego, jak ona. Miał tylko jedną ranę – na
dłoni. Spojrzała na swój podkoszulek, który był mokry od krwi. Stali przez
chwilę w milczeniu. Denerwowała ją myśl, że musi z nim współpracować. Nie
wiedziała, czy irytuje ją jego charakter, czy sama świadomość tego, że udało mu
się ją zdominować. Pocieszała się w myśli tym, że Loki jest bogiem, więc miała
prawo przegrać tą walkę… prawda?
-Nie
wiedzą, że zostałem uwolniony. – stwierdził nagle.
-Kto?
S.H.I.E.L.D? Skąd wiesz? – zapytała.
-Odyn
nie chce w to wtrącać ludzi, będzie próbował sam rozwiązać ten problem. Z
resztą myślę, że przestaliby się interesować tobą, gdyby dowiedzieli się o
mojej ucieczce… chyba, że coś podejrzewają. –odpowiedział, zamyślając się na
chwilę. Zaśmiała się. Bawiła ją ta scena. Przed chwilą walczyli na śmierć i
życie, a teraz stoją przed sobą i rozmawiają. Loki, jesteś prawdziwym wilkiem w owczej skórze… potrafisz się
dostosować. Przeszło jej przez myśl.
-Nie
sądzę, by podejrzewali mnie o przetrzymywanie boga kłamstw we własnym domu. To
nie znaczy, że możemy sobie pozwolić na jakiekolwiek rozluźnienie… -mruknęła,
po czym chciała pójść do łazienki, by umyć twarz. Zatrzymał ją, tym razem mniej
brutalnie.
-Pamiętaj,
że mnie nie oszukasz, Virveth. –szepnął jej do ucha. Uśmiechnęła się złośliwie.
-Pamiętaj,
że ci nie ufam, mimo tego że jesteśmy zmuszeni do współpracy, Loki.
-Bardzo
dobry i mądry wybór. –odpowiedział, puszczając ją. Zatrzymała się na chwilę,
wbijając swój wzrok w jego twarz. Nagle usłyszała coś, czego nie chciałaby
usłyszeć w tym momencie. Skamieniała. Bóg niegodziwości uniósł pytająco brwi.
Słyszała, jak ktoś zbliża się do drzwi wejściowych, a jedyną osobą, którą o to
teraz podejrzewała była Björk. Złapała go za skraj szaty.
-Ukryj
się. – powiedziała. Prychnął, zbliżając swoją twarz do jej.
-Nie.
–odpowiedział. Poczuła, że narasta w niej niepewność i strach.
-PROSZĘ…
-szepnęła z naciskiem, słysząc że kobieta szuka kluczy w swojej torebce.
Spojrzała w jego oczy, ale to, co zobaczyła nie zachwyciło jej. Widziała triumf
i świadomość tego, że ma nad nią przewagę.
-Robię
to, na co mam ochotę.- odsunął się od niej. –Ahh… masz świetny słuch tak poza
tym.- Zachciało ci się komplementów, ty
cholerny… głosik w jej głowie był wściekły. Miała ochotę go uderzyć, jednak
powstrzymała się. Nie chciała powtórki sprzed parunastu minut. Björk
przekręciła kluczyki w drzwiach. –Co przede mną ukrywasz? –zapytał. Nie miała
zamiaru odpowiadać mu na to pytanie. Nie mogła powiedzieć mu o umiejętnościach Björk
i o tym, że przewidziała jego uwolnienie. Nie wiedziała, co mu wpadnie do
głowy, gdy się o tym dowie.
-Po
prostu myślę, że nie jest dobrym pomysłem pokazanie się komuś poza mną, Loki.
Nie wiesz co zrobi Björk, kiedy się dowie o twoim istnieniu… Co jeśli gdzieś to
zgłosi? –chciała jakoś wybrnąć z tej sytuacji, łapała się ostatniej deski ratunku.
Zaśmiał się tylko kpiąco.
-Zabiję
ją, jeśli uznam to za konieczne. – starsza kobieta weszła do mieszkania i
stanęła jak wryta, przyglądając się im. Virveth widziała, jak przybrana matka
patrzy na jej podbródek, na którym krew zdążyła już zaschnąć. Przeniosła wzrok
na Lokiego, a w szczególności na jego ranę na dłoni.
-Co tu
się stało? –zapytała bardzo cicho, pełna obaw przed tym, co usłyszy. Odwróciła
się do drzwi wejściowych, zamykając je. Stała przez chwilę nieruchomo,
oglądając wgniecenie w ścianie. Zwróciła się w ich stronę ponownie. Bóg
niegodziwości uśmiechał się tylko sarkastycznie. Czekał na to, co się wydarzy,
a raczej na wybuch niekontrolowanej złości kobiety, która pojawiła się w
mieszkaniu. Virveth wiedziała o tym doskonale, jednak wiedziała także o tym, że
Loki nie doczeka się czegoś takiego. Nie dostarczy mu uciechy ze skłócenia
dwóch, tak bliskich sobie osób. Björk czekała na odpowiedź.
-Mała
sprzeczka. –oznajmiła Virveth. Starsza kobieta uniosła brwi.
-Nie
wygląda mi to na małą sprzeczkę… kim jest ten mężczyzna? –zapytała.
-Jestem
Loki z Asgardu. –wtrącił się bóg niegodziwości. Młodsza kobieta spojrzała na
niego z wyrzutem, następnie spojrzała na swą przyrodnią matkę, chcąc
powiedzieć, że Loki żartuje, jednak głos utknął w jej gardle. Björk zrobiła
wielkie, zdziwione oczy. Virveth wiedziała, że kobieta w to uwierzyła. Tylko
dlaczego? Zapadła cisza.
-Co
jeszcze przede mną ukrywasz? – zapytała Björk, robiąc przy tym minę, której
młodsza nie lubiła. Była to mina pełna wyrzutu i smutku.
- Jak
miałam ci o tym powiedzieć…? „Słuchaj, w moim pokoju siedzi Loki, bóg kłamstw,
co ty na to?” –udała radosny, beztroski głos.
-Czego
tutaj szuka bóg z Asgardu? – teraz starsza zwróciła się bezpośrednio do
Lokiego. Virveth była w kompletnym szoku, widząc z jaką łatwością jej ukochana
przyjaciółka przyjęła fakt istnienia boga kłamstw. Gdyby była na jej miejscu,
wyśmiałaby oboje. Jej samej było trudno uwierzyć, dopóki nie wyciągnęła go
przez sen do swojego pokoju, a Björk uwierzyła od razu, gdy się przedstawił.
-Nawet
bogowie mają czasami sprawy do załatwienia na Midgardzie. Twoja córka
zaproponowała mi miejsce, gdzie mogłem się zatrzymać. –odpowiedział. Virveth
uśmiechnęła się do siebie. Wiedziała doskonale, że Loki nie przyzna się do
tego, że uwolniła go zwykła, ludzka kobieta. Marne wytłumaczenie… Przeszło jej przez myśl. Może i dla niej było
to marne wytłumaczenie, jednak Björk nie naciskała. Na pewno miała więcej taktu
niż jej podopieczna.
- Nie
jestem jej córką. –młodsza poprawiła boga kłamstw. Mężczyzna odwrócił głowę w
jej stronę, spoglądając nań lekko zaskoczony. Virveth uśmiechnęła się tylko
delikatnie w odpowiedzi. Starsza kobieta wyminęła dwójkę, udając się w stronę
swojej sypialni. Odprowadzili ją wzrokiem, wyczekując tego, co ma zamiar
zrobić. Wróciła po chwili z podręczną apteczką, wskazując ręką, by poszli za
nią. Młodsza zrobiła to z ochotą, jednak Loki nie miał zamiaru korzystać z jej
pomocy. Zignorowała jego poczucie własnej wartości, która według niego była o
wiele wyższa niż wszystkich ludzi razem wziętych, a przynajmniej tak jego
zachowanie odbierała. Weszła do małej kuchni, patrząc na kobietę, która
siedziała przy stole, wskazując jej miejsce naprzeciw. Usiadła. Dopiero teraz
doszło do niej, że Björk nie ma zamiaru opatrywać jej ran.
-Wyglądasz
dobrze. Umyj tylko buzię, jak już stąd wyjdziesz i wrzuć podkoszulek do
prania.– powiedziała starsza spokojnym tonem. Virveth poczuła jak wszystkie
mięśnie napinają jej się pod wpływem stresu. Nikt tak na nią nie działał poza
kobietą siedzącą przed nią. Była jedyną osobą, której okłamanie wiązało się z
wyrzutami sumienia. Do kuchni wszedł powoli Loki. Dziewczyna nigdy nie
pomyślała, że aż tak się ucieszy na jego widok. Chociaż trochę odwlecze rozmowę
między kobietami. Uśmiechnął się nagle ironicznie, pokazując rząd białych,
równych zębów. Przejrzał ją. Zobaczył tą stronę, której nie znał nikt poza Björk.
Lekko przestraszoną, trochę zestresowaną z wypisanymi wyrzutami sumienia na
twarzy. Skrzywiła się w odpowiedzi na jego uśmiech. Wiedziała, że jej nie
odpuści, chciał mieć całkowite zwycięstwo nad nią, ale ona nie była osobą,
która miała zamiar mu to ułatwiać. Ich znajomość na pewno będzie pełna
rywalizacji i prób dominacji nad drugą personą. Björk wyciągnęła opatrunki,
oraz inne rzeczy potrzebne do opatrzenia rany boga kłamstw, ten jednak wziął je
od niej bez słowa podziękowania, a następnie wyszedł. Za dużą ujmą na jego
honorze byłoby oddanie się pod jej opiekę. Siedziały przez chwilę w milczeniu,
obserwując się nawzajem.
-Dlaczego
od razu mu uwierzyłaś? – zapytała młodsza, chcąc mieć jakąś kontrolę nad
rozmową.
-Dlaczego
miałabym nie uwierzyć? –odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-Widzisz
kogoś po raz pierwszy i ten ktoś mówi ci, że jest bogiem… trochę to
nieprawdopodobne.
-Możesz
nie wyczuwać tego, co ja. Ma zupełnie inną energię niż ludzie. –mruknęła Björk,
zamykając apteczkę, którą otworzyła, gdy bóg kłamstw wszedł do kuchni.
-Wyczuwasz
takie rzeczy? – zapytała zdziwiona Virveth, robiąc duże oczy. Druga kiwnęła
tylko potwierdzająco głową. –Więc nie tylko ja coś ukrywam… -mruknęła młodsza,
czując, że gniew powoli w niej narasta. Starsza westchnęła głośno, zakrywając
twarz dłońmi.
-Niektórych
rzeczy się po prostu nie mówi. –odpowiedziała przez dłonie. –Wiedziałam także o
istnieniu Asgardu i innych światów…
-Więc
dlaczego mi nie powiedziałaś!? –uderzyła rozwścieczona pięścią o stolik z taką
siłą, że aż zadrżał. Zorientowała się, co robi. Mruknęła ciche „przepraszam”,
kładąc dłonie na uda pod stolikiem.
-Kocham
cię jak własne dziecko, chciałam cię chronić. – wyszlochała Björk. Dlaczego płaczesz…? Zapytała ją w
myślach. Nie wiedziała, czy to jej wina, czy jej przyrodnia matka czuje się źle
z tym, że ukrywała to przed nią. Nie widziała jej oczu, cały czas zakrywała
twarz dłońmi.
-Przed
czym chciałaś mnie chronić…?
-Przed
tym, co się może niedługo wydarzyć.- w kuchni było słychać tylko cichy szloch,
któremu towarzyszyło pociąganie nosem. –Nie wierzę, by Loki pojawił się tutaj
przypadkowo. Nie wierzę też w wersję, że sama zaproponowałaś mu pobyt tutaj…
Powiesz mi jak było naprawdę?
-Im
mniej wiesz, tym lepiej śpisz… -odpowiedziała tylko. Dłonie Björk opadły
bezwładnie na stół. Teraz dopiero Virveth zobaczyła, że jej opiekunka wcale nie
płakała przez wyrzuty sumienia, czy smutku. W jej oczach widziała przerażenie,
niepokój o własną rodzinę. Bała się, ale czego?
-Rozumiem,
że jego pobyt jest tutaj konieczny?- głos drżał jej gdy wypowiadała te słowa.
Młodsza kiwnęła głową. –Gdzie będzie spał?
-U mnie
w pokoju. Wcześniej spał na fotelu.
-Daj mu
chociaż jakąś poduszkę i koc. Znajdziesz je u mnie w sypialni, w szafie przy
komodzie. – mruknęła starsza, wstając od stołu. Wyglądała jak trup. Wizje, w
połączeniu z ciężką pracą w miejscowym szpitalu i stresem wyniszczyły jej chude
ciało. Ruszyła chwiejnym krokiem w stronę swojego pokoju. Virveth siedziała
jeszcze chwilę w samotności. Po chwili jednak wstała, idąc w stronę łazienki.
Marzyła o gorącym prysznicu. Weszła do małego pomieszczenia, pokrytego
bordowymi kafelkami. Spojrzała w stare, ozdobne lustro wiszące nad białą
umywalką. Przyglądała się swoim podkrążonym, fioletowym oczom. Czym jestem? Zapytała samą siebie. Kim są moi rodzice…? To pytanie
nurtowało ją od kiedy pamiętała. Chciała ich poznać, zobaczyć podobieństwo w
wyglądzie i charakterze. Kochała Björk, jednak ta nie była jej matką,
traktowała ją jak najbliższą przyjaciółkę. Brakowało jej tej prawdziwej,
niezniszczalnej więzi między matką, a dzieckiem. Często słyszała o adoptowanych
dzieciach, które przecież traktowały swoich przybranych rodziców jak
prawdziwych, jednak ona sama nie potrafiła. Zastanawiała się, czy przyczyną
jest to, że od początku wiedziała że jest obca? Westchnęła głośno, przemywając
twarz wodą. Miała cały podbródek we krwi, która spłynęła po szyi, zabrudzając
część podkoszulka. Wyglądała jak demon, który przed chwilą udusił, a następnie
wyssał krew swojej ofiary w dość niezdarny sposób. Ściągnęła podkoszulek,
przejeżdżając palcem po podłużnej bliźnie. Zaczęła ściągać resztę ubrań, po
czym weszła do kabiny. Puściła ciepłą wodę. Delikatne, ciepłe smugi odprężały
jej napięte ciało. Woda była w sam raz. Dopiero po chwili zauważyła, że jest
nastawiona na najgorętszą, jaką się dało, a szyby kabiny pokryła para. Chyba powinnam się przyzwyczaić…
Zawinęła
włosy w turban, jednak znaczna część wystawała przez górną część, jej włosy
były po prostu za długie. W drodze do swojej sypialni zaszła do Björk, biorąc
koc i poduszkę, którą przygotowała. Weszła do swojego pokoju, rozglądając się.
Loki siedział na fotelu, czytając książkę.
-Lubisz
czytać, prawda? –zapytała. Uznała, że lepiej dogadywać się z nim, niż
niepotrzebnie walczyć. Przerzucił kartkę, podnosząc wzrok na nią.
-Bardzo.
–odpowiedział.
-Chociaż
to nas łączy. –mruknęła, po czym podała mu poduszkę i koc. –Proszę. Jak chcesz,
to idź się umyj. Powiesiłam czysty ręcznik na kabinie prysznica. –Loki bez
słowa odłożył książkę, wziął od niej obie rzeczy, kładąc je od razu na fotelu.
Wyszedł z pokoju, poszedł do łazienki. Podeszła do łóżka, zgasiła lampkę nocną
przy nim, po czym opadła na nie. Zamknęła oczy, pławiąc się w przyjemnym
uczuciu, które towarzyszyło zetknięciu się jej ciała z puchatą, ciepłą
pościelą. Leżała tak przez dłuższą chwilę, przysypiając trochę. Obudził ją
dźwięk otwieranych drzwi. Otworzyła oczy i zobaczyła boga niegodziwości w
samych skórzanych spodniach. Poczuła dziwne gorąco, gdy przyglądała się jego
gładkiej, ładnie zarysowanej klatce piersiowej. Był szczupły, średniej budowy,
nie był bardzo umięśniony, ale także nie był chucherkiem. Włosy miał mokre,
parę niesfornych kosmyków opadało na jego wilgotne czoło. Usiadł wygodnie w
fotelu i zaczął mierzwić swoje czarne włosy puchatym, białym ręcznikiem.
Zapatrzyła się na niego, czując, że na jej twarz wchodzi ogromny rumieniec.
Odwróciła wzrok, ukrywając twarz w poduszkę. Zakryła się dokładniej kołdrą,
jednak po chwili odkryła połowę swojego ciała, czując że jej za gorąco. Jeszcze
raz zerknęła na Lokiego, który oświetlał sobie książkę lewą dłonią, w której
znajdowała się jakaś zielonkawa energia. Niezbyt jasna, jednak wystarczająca,
by móc czytać.
-Weź
sobie lampkę nocną… -powiedziała cicho, ziewając zaraz po tym. Wstał, ruszając
w stronę jej łóżka. Zaczerwieniła się, gdy stał wystarczająco blisko, by mogła
zobaczyć każdy mięsień, który pracował przy jego ruchach. Spojrzał na nią, a
ona spanikowana zakryła twarz kołdrą. Wyszłam
na idiotkę… pomyślała. Tylko nie mów,
że ci się podoba. Zadrwił z niej głosik w jej głowie. Zamknij się… Słyszała, jak Loki kładzie lampkę na biurku przy
fotelu, po czym wychodzi z pokoju. Wrócił po chwili, niosąc ze sobą mały
taboret. Postawił go przed siedzeniem. Usiadł wygodnie, zakrył się kocem, nogi
kładąc na ów taboret. Zapalił lampkę, wziął książkę i pogrążył się w lekturze.
Virveth zasypiała powoli, wsłuchując się w spokojny oddech mężczyzny, oraz
odgłos przerzucanych stronic książki.
O rany , boski ( like a Loki :3) rozdział ! :)
OdpowiedzUsuń