-->

niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 5


Witam! :) 
Jak widzicie, w końcu udało mi się wrzucić rozdział :) (komputer jakoś przeżył awarię dysku...).
***
Spojrzała w jego zielone tęczówki. Był spokojny, jednak dostrzegła w jego oczach to, co zawsze – cień gniewu. Zrobił krok w jej stronę.
-Czego S.H.I.E.L.D chce od ciebie?- zapytał. Westchnęła głośno, po czym przeczesała dłonią swoje długie, brązowe włosy.
-Nie twój interes. –odpowiedziała. Loki zmarszczył gniewnie brwi, po czym powiedział podniesionym głosem:
-Powinnaś czuć przede mną respekt, śmiertelniczko. –prychnęła na jego słowa. Chciała go ominąć i udać się do swojego pokoju, ale poczuła, że bóg łapie ją za ramię, po czym przygniata do ściany. Była zaskoczona tym, że nie wyczuła jego zamiarów. Ich twarze znajdowały się bardzo blisko, musiał bardzo się nachylić, by znalazły się w tak niedużej odległości. Patrzyli sobie w oczy – oboje rozgniewani. –Jestem bogiem, nie pozwolę, by ktoś taki jak ty, odzywał się do mnie w ten sposób.
-I co w związku z tym? –warknęła i chciała wyrwać się z jego uścisku, ale trzymał bardzo mocno. Uśmiechnął się, po czym szepnął jej na ucho:
-Skoryguję cię jak psa. –po czym złapał ją za głowę, zmuszając do tego, by padła przed nim na kolana. Chciała się natychmiast podnieść, jednak ten przytrzymał ją nogą, kładąc ją trochę poniżej karku.  –I co teraz, Virveth? –zapytał patrząc na nią z góry. Wyciągnęła sztylet zza pasa, jednak on tylko spokojnie powiedział: -Odłóż to, bo się pokaleczysz. –była wściekła na niego, że potraktował ją jak gówno. Był wyjątkowo silny, w końcu był bogiem. Poczuła, jak gniew w niej narasta jeszcze bardziej. Niczym bestia, która zaraz wydostanie się z klatki i zniszczy wszystko, co znajduje się wokół. Zacisnęła palce na rękojeści sztyletu, zamachując się nim w górę. Chciała wbić go w łydkę boga kłamstw, lecz ten zauważył to, spokojnie ściągając nogę z jej pleców. Odsunął się o krok, uśmiechając się ironicznie. Rozłożył ręce, a uśmiech nie znikał z jego twarzy. Wyciągnęła drugie ostrze. Poczuła nagły zastrzyk energii. Jej ciało stało się lekkie, wszystkie zmysły zaczęły się wyostrzać. Postać Lokiego stała się nienaturalnie wyraźna, zwracała uwagę nawet na unoszenie i opadanie się jego klatki piersiowej, gdy oddychał. Spojrzała na jego twarz. Zobaczyła, że jego źrenice powiększyły się w momencie, kiedy ona poczuła ten dziwny stan. Jego uśmiech zmienił się z ironicznego na pełen zadowolenia z siebie. Nie rozumiała go. Był dla niej zagadką. Uniósł rękę, co od razu zwróciło jej uwagę. –Czekam. –ponaglił ją. Ruszyła na niego. Nigdy wcześniej nie czuła się tak dziwnie. Znalazła się dużo szybciej przy nim, niż się spodziewała. Zamachnęła się na miejsce nad obojczykiem. Ledwo tam sięgała, ale było to miejsce, gdzie najmniej spodziewał się ataku. Przynajmniej tak myślała. Obrócił się w jej stronę, łapiąc za jej rękę, którą miała zamiar zaatakować. Podniósł ją za nią do góry, przez co sztylet wypadł z jej dłoni, jednak drugi nadal trzymała w drugiej. Była zaskoczona jego refleksem. Chciała kopnąć go w policzek, jednak ten znów zablokował jej atak. Puścił ją. Spadła na ziemię zwinnie niczym kotka. Podniosła głowę, by na niego spojrzeć i w ostatnim momencie udało jej się podnieść gardę. Potężne kopnięcie boga kłamstw wymierzone wprost w nią sprawiło, że aż odleciała do tyłu. Szybko podniosła się, ruszając na niego. Wyskoczyła w powietrze, po czym zamachnęła się, celując w jego szyję. Wyciągnął jedną rękę, by ją odepchnąć, ale ona tylko uśmiechnęła się. Podnosząc rękę odsłonił bok pod pachą. Złapała go za przedramię wolną dłonią, po czym wbiła sztylet w jego żebra. Ku jej złości postać Lokiego rozpłynęła się, czemu towarzyszyła zielona poświata. Rozejrzała się wokół. Odwróciła głowę, po czym znów spojrzała w miejsce, gdzie przed chwilą stał sobowtór. Na jego miejscu stał tym razem prawdziwy bóg niegodziwości. Nie zdążyła zareagować. Zacisnął smukłe palce na jej delikatnej szyi, podnosząc ją nad ziemię. W pomieszczeniu rozległ się odgłos upadającego ostrza o ziemię.  Zimno spoglądał w jej fioletowe oczy. Poczuła, że zaczyna tracić oddech.
-Czego S.H.I.E.L.D od ciebie chce? –powtórzył pytanie, które zadał na początku ich rozmowy. Zmrużyła oczy.
-A co ci tak do cholery zależy?- zapytała, krztusząc się przy tym trochę.
-Nie igraj ze mną… -warknął, zaciskając mocniej palce. –Jesteś zbyt wielką ignorantką, by pojąc parę faktów… S.H.I.E.L.D jest naszym wspólnym przeciwnikiem, tak samo jak Asgard. –dodał. Wszystko zaczynało być dla niej jasne. Nie byłby tak zainteresowany jej powiązaniami z organizacją, gdyby coś nie leżało na rzeczy. Następnie przypomniała sobie pewne wydarzenie… Najazd kosmitów… Mężczyzna z rogatym hełmie… Zrobiła wielkie oczy.
-To byłeś Ty… z tą armią obcych. – wycharczała. Zaczęła się wierzgać, gdyż coraz ciężej jej się oddychało. Zrozumiał, o co jej chodzi. –I pewnie za to cię zamknęli… -zaczęła się krztusić, jednak Loki stał niewzruszony. Wyglądał tak, jakby się nie męczył podnoszeniem jedną ręką dorosłej kobiety. –Coś ci nie wyszło, Loki… -uśmiechnęła się złośliwie. Zacisnął usta w wąską kreskę, marszcząc przy tym brwi. –Pewnie zostałeś potraktowany gorzej jak pies… Też mi bóg. Do tego to ja uwolniłam cię z tego dziwnego więzienia. Co za hań…
-DOŚĆ! – ryknął rozwścieczony bóg kłamstw. Poczuła, jak coś wyrywa ją z śmiertelnego uścisku Lokiego. Przeleciała dwa metry i uderzyła z niezwykłą siłą w ścianę przy drzwiach wejściowych, wgniatając się w nią. Jęk bólu wydał się z jej ust, wraz ze strumieniem krwi. Nie upadła. Była przyciśnięta do niej. Spojrzała na boga niegodziwości, który spoglądał na swoje dłonie. Wyglądał na zaskoczonego, jednak szybko to ukrył. Podszedł do Virveth, która spuściła głowę. Czekała, aż znajdzie się jeszcze bliżej. Usłyszała ciche prychnięcie. Czuła, że zbliża się do niej, chcąc unieść jej głowę. Bliżej… wyszeptał głos w jej głowie. Uniosła twarz, wgryzając się w jego dłoń. Poczuła metaliczny posmak krwi. Odchyliła mocno głowę do tyłu, wyrywając kawałki skóry i mięsa. Loki syknął, po czym uderzył ją drugą, otwartą dłonią w twarz. Zaśmiała się tylko. –Podoba mi się w tobie to, że nie jesteś tchórzem. Irytuje natomiast, że jesteś taka tępa… - powiedział nagle. –Zamiast grzecznie współpracować, to zachowujesz się jak dziecko. Mamy tych samych wrogów, Virveth. –dodał. Westchnęła głośno, czując, że magia Lokiego przestaje na nią działać i pozwala jej na opadnięcie na podłogę.
-Hah, więc chcesz, bym z tobą współpracowała mimo tego, co teraz zrobiłeś?- zapytała cicho.
-Jestem bogiem, a ty tylko pyskatą śmiertelniczką, jednak masz umiejętności, które na pewno nam pomogą. –odpowiedział. Kobieta westchnęła raz jeszcze. Wstała i podeszła do niego. Spojrzała z dołu w jego oczy.
-Szacunek za szacunek, chamstwo za chamstwo, Loki. –powiedziała. Uśmiechnął się tylko ironicznie.
-Lubię takie kobiety. –oznajmił. –Jednak wy, midgardczycy macie za duże mniemanie o sobie. –zignorowała to. Wiedziała, że musi lepiej dobierać słowa. Bała się o Björk, która będzie zagrożona, jeśli mężczyzna pokona Virveth.
-Zabijam za pieniądze. –powiedziała. –S.H.I.E.L.D wpadł na mój trop, jednak nie mają dowodów.
-W końcu poszłaś po rozum do głowy. –uśmiechnął się złośliwie. –Nie wyglądasz na zabójczynię, choć ilość blizn na twoim ciele jest imponująca. –poczuła, że robi jej się gorąco. Nie lubiła tego tematu, starała się go unikać. Jedyną osobą, przed którą nie ukrywała swoich blizn była Björk. Loki był ostatnią osobą, której chciałaby pokazać ślady przeszłości, jednak los splatał jej figla stawiając ją przed nim w samej piżamie we śnie w którym się poznali.
-Dzięki temu, że nie wyglądam na kogoś takiego mogłam pokonać silniejszych przeciwników, którzy mnie nie docenili. – odpowiedziała. Spoglądał na nią chłodno. Poczuła, że krew spływa kącikiem jej ust, więc oblizała się. Loki nie wyglądał na tak strasznie poturbowanego, jak ona. Miał tylko jedną ranę – na dłoni. Spojrzała na swój podkoszulek, który był mokry od krwi. Stali przez chwilę w milczeniu. Denerwowała ją myśl, że musi z nim współpracować. Nie wiedziała, czy irytuje ją jego charakter, czy sama świadomość tego, że udało mu się ją zdominować. Pocieszała się w myśli tym, że Loki jest bogiem, więc miała prawo przegrać tą walkę… prawda?
-Nie wiedzą, że zostałem uwolniony. – stwierdził nagle.
-Kto? S.H.I.E.L.D? Skąd wiesz? – zapytała.  
-Odyn nie chce w to wtrącać ludzi, będzie próbował sam rozwiązać ten problem. Z resztą myślę, że przestaliby się interesować tobą, gdyby dowiedzieli się o mojej ucieczce… chyba, że coś podejrzewają. –odpowiedział, zamyślając się na chwilę. Zaśmiała się. Bawiła ją ta scena. Przed chwilą walczyli na śmierć i życie, a teraz stoją przed sobą i rozmawiają. Loki, jesteś prawdziwym wilkiem w owczej skórze… potrafisz się dostosować. Przeszło jej przez myśl.
-Nie sądzę, by podejrzewali mnie o przetrzymywanie boga kłamstw we własnym domu. To nie znaczy, że możemy sobie pozwolić na jakiekolwiek rozluźnienie… -mruknęła, po czym chciała pójść do łazienki, by umyć twarz. Zatrzymał ją, tym razem mniej brutalnie.
-Pamiętaj, że mnie nie oszukasz, Virveth. –szepnął jej do ucha. Uśmiechnęła się złośliwie.
-Pamiętaj, że ci nie ufam, mimo tego że jesteśmy zmuszeni do współpracy, Loki.
-Bardzo dobry i mądry wybór. –odpowiedział, puszczając ją. Zatrzymała się na chwilę, wbijając swój wzrok w jego twarz. Nagle usłyszała coś, czego nie chciałaby usłyszeć w tym momencie. Skamieniała. Bóg niegodziwości uniósł pytająco brwi. Słyszała, jak ktoś zbliża się do drzwi wejściowych, a jedyną osobą, którą o to teraz podejrzewała była Björk. Złapała go za skraj szaty.
-Ukryj się. – powiedziała. Prychnął, zbliżając swoją twarz do jej.
-Nie. –odpowiedział. Poczuła, że narasta w niej niepewność i strach.
-PROSZĘ… -szepnęła z naciskiem, słysząc że kobieta szuka kluczy w swojej torebce. Spojrzała w jego oczy, ale to, co zobaczyła nie zachwyciło jej. Widziała triumf i świadomość tego, że ma nad nią przewagę.
-Robię to, na co mam ochotę.- odsunął się od niej. –Ahh… masz świetny słuch tak poza tym.- Zachciało ci się komplementów, ty cholerny… głosik w jej głowie był wściekły. Miała ochotę go uderzyć, jednak powstrzymała się. Nie chciała powtórki sprzed parunastu minut. Björk przekręciła kluczyki w drzwiach. –Co przede mną ukrywasz? –zapytał. Nie miała zamiaru odpowiadać mu na to pytanie. Nie mogła powiedzieć mu o umiejętnościach Björk i o tym, że przewidziała jego uwolnienie. Nie wiedziała, co mu wpadnie do głowy, gdy się o tym dowie.
-Po prostu myślę, że nie jest dobrym pomysłem pokazanie się komuś poza mną, Loki. Nie wiesz co zrobi Björk, kiedy się dowie o twoim istnieniu… Co jeśli gdzieś to zgłosi? –chciała jakoś wybrnąć z tej sytuacji, łapała się ostatniej deski ratunku. Zaśmiał się tylko kpiąco.
-Zabiję ją, jeśli uznam to za konieczne. – starsza kobieta weszła do mieszkania i stanęła jak wryta, przyglądając się im. Virveth widziała, jak przybrana matka patrzy na jej podbródek, na którym krew zdążyła już zaschnąć. Przeniosła wzrok na Lokiego, a w szczególności na jego ranę na dłoni.
-Co tu się stało? –zapytała bardzo cicho, pełna obaw przed tym, co usłyszy. Odwróciła się do drzwi wejściowych, zamykając je. Stała przez chwilę nieruchomo, oglądając wgniecenie w ścianie. Zwróciła się w ich stronę ponownie. Bóg niegodziwości uśmiechał się tylko sarkastycznie. Czekał na to, co się wydarzy, a raczej na wybuch niekontrolowanej złości kobiety, która pojawiła się w mieszkaniu. Virveth wiedziała o tym doskonale, jednak wiedziała także o tym, że Loki nie doczeka się czegoś takiego. Nie dostarczy mu uciechy ze skłócenia dwóch, tak bliskich sobie osób. Björk czekała na odpowiedź.
-Mała sprzeczka. –oznajmiła Virveth. Starsza kobieta uniosła brwi.
-Nie wygląda mi to na małą sprzeczkę… kim jest ten mężczyzna? –zapytała.
-Jestem Loki z Asgardu. –wtrącił się bóg niegodziwości. Młodsza kobieta spojrzała na niego z wyrzutem, następnie spojrzała na swą przyrodnią matkę, chcąc powiedzieć, że Loki żartuje, jednak głos utknął w jej gardle. Björk zrobiła wielkie, zdziwione oczy. Virveth wiedziała, że kobieta w to uwierzyła. Tylko dlaczego? Zapadła cisza.
-Co jeszcze przede mną ukrywasz? – zapytała Björk, robiąc przy tym minę, której młodsza nie lubiła. Była to mina pełna wyrzutu i smutku.
- Jak miałam ci o tym powiedzieć…? „Słuchaj, w moim pokoju siedzi Loki, bóg kłamstw, co ty na to?” –udała radosny, beztroski głos.
-Czego tutaj szuka bóg z Asgardu? – teraz starsza zwróciła się bezpośrednio do Lokiego. Virveth była w kompletnym szoku, widząc z jaką łatwością jej ukochana przyjaciółka przyjęła fakt istnienia boga kłamstw. Gdyby była na jej miejscu, wyśmiałaby oboje. Jej samej było trudno uwierzyć, dopóki nie wyciągnęła go przez sen do swojego pokoju, a Björk uwierzyła od razu, gdy się przedstawił.
-Nawet bogowie mają czasami sprawy do załatwienia na Midgardzie. Twoja córka zaproponowała mi miejsce, gdzie mogłem się zatrzymać. –odpowiedział. Virveth uśmiechnęła się do siebie. Wiedziała doskonale, że Loki nie przyzna się do tego, że uwolniła go zwykła, ludzka kobieta. Marne wytłumaczenie… Przeszło jej przez myśl. Może i dla niej było to marne wytłumaczenie, jednak Björk nie naciskała. Na pewno miała więcej taktu niż jej podopieczna.
- Nie jestem jej córką. –młodsza poprawiła boga kłamstw. Mężczyzna odwrócił głowę w jej stronę, spoglądając nań lekko zaskoczony. Virveth uśmiechnęła się tylko delikatnie w odpowiedzi. Starsza kobieta wyminęła dwójkę, udając się w stronę swojej sypialni. Odprowadzili ją wzrokiem, wyczekując tego, co ma zamiar zrobić. Wróciła po chwili z podręczną apteczką, wskazując ręką, by poszli za nią. Młodsza zrobiła to z ochotą, jednak Loki nie miał zamiaru korzystać z jej pomocy. Zignorowała jego poczucie własnej wartości, która według niego była o wiele wyższa niż wszystkich ludzi razem wziętych, a przynajmniej tak jego zachowanie odbierała. Weszła do małej kuchni, patrząc na kobietę, która siedziała przy stole, wskazując jej miejsce naprzeciw. Usiadła. Dopiero teraz doszło do niej, że Björk nie ma zamiaru opatrywać jej ran.
-Wyglądasz dobrze. Umyj tylko buzię, jak już stąd wyjdziesz i wrzuć podkoszulek do prania.– powiedziała starsza spokojnym tonem. Virveth poczuła jak wszystkie mięśnie napinają jej się pod wpływem stresu. Nikt tak na nią nie działał poza kobietą siedzącą przed nią. Była jedyną osobą, której okłamanie wiązało się z wyrzutami sumienia. Do kuchni wszedł powoli Loki. Dziewczyna nigdy nie pomyślała, że aż tak się ucieszy na jego widok. Chociaż trochę odwlecze rozmowę między kobietami. Uśmiechnął się nagle ironicznie, pokazując rząd białych, równych zębów. Przejrzał ją. Zobaczył tą stronę, której nie znał nikt poza Björk. Lekko przestraszoną, trochę zestresowaną z wypisanymi wyrzutami sumienia na twarzy. Skrzywiła się w odpowiedzi na jego uśmiech. Wiedziała, że jej nie odpuści, chciał mieć całkowite zwycięstwo nad nią, ale ona nie była osobą, która miała zamiar mu to ułatwiać. Ich znajomość na pewno będzie pełna rywalizacji i prób dominacji nad drugą personą. Björk wyciągnęła opatrunki, oraz inne rzeczy potrzebne do opatrzenia rany boga kłamstw, ten jednak wziął je od niej bez słowa podziękowania, a następnie wyszedł. Za dużą ujmą na jego honorze byłoby oddanie się pod jej opiekę. Siedziały przez chwilę w milczeniu, obserwując się nawzajem.
-Dlaczego od razu mu uwierzyłaś? – zapytała młodsza, chcąc mieć jakąś kontrolę nad rozmową.
-Dlaczego miałabym nie uwierzyć? –odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-Widzisz kogoś po raz pierwszy i ten ktoś mówi ci, że jest bogiem… trochę to nieprawdopodobne.
-Możesz nie wyczuwać tego, co ja. Ma zupełnie inną energię niż ludzie. –mruknęła Björk, zamykając apteczkę, którą otworzyła, gdy bóg kłamstw wszedł do kuchni.
-Wyczuwasz takie rzeczy? – zapytała zdziwiona Virveth, robiąc duże oczy. Druga kiwnęła tylko potwierdzająco głową. –Więc nie tylko ja coś ukrywam… -mruknęła młodsza, czując, że gniew powoli w niej narasta. Starsza westchnęła głośno, zakrywając twarz dłońmi.
-Niektórych rzeczy się po prostu nie mówi. –odpowiedziała przez dłonie. –Wiedziałam także o istnieniu Asgardu i innych światów…
-Więc dlaczego mi nie powiedziałaś!? –uderzyła rozwścieczona pięścią o stolik z taką siłą, że aż zadrżał. Zorientowała się, co robi. Mruknęła ciche „przepraszam”, kładąc dłonie na uda pod stolikiem.
-Kocham cię jak własne dziecko, chciałam cię chronić. – wyszlochała Björk. Dlaczego płaczesz…? Zapytała ją w myślach. Nie wiedziała, czy to jej wina, czy jej przyrodnia matka czuje się źle z tym, że ukrywała to przed nią. Nie widziała jej oczu, cały czas zakrywała twarz dłońmi.
-Przed czym chciałaś mnie chronić…?
-Przed tym, co się może niedługo wydarzyć.- w kuchni było słychać tylko cichy szloch, któremu towarzyszyło pociąganie nosem. –Nie wierzę, by Loki pojawił się tutaj przypadkowo. Nie wierzę też w wersję, że sama zaproponowałaś mu pobyt tutaj… Powiesz mi jak było naprawdę?
-Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz… -odpowiedziała tylko. Dłonie Björk opadły bezwładnie na stół. Teraz dopiero Virveth zobaczyła, że jej opiekunka wcale nie płakała przez wyrzuty sumienia, czy smutku. W jej oczach widziała przerażenie, niepokój o własną rodzinę. Bała się, ale czego?
-Rozumiem, że jego pobyt jest tutaj konieczny?- głos drżał jej gdy wypowiadała te słowa. Młodsza kiwnęła głową. –Gdzie będzie spał?
-U mnie w pokoju. Wcześniej spał na fotelu.
-Daj mu chociaż jakąś poduszkę i koc. Znajdziesz je u mnie w sypialni, w szafie przy komodzie. – mruknęła starsza, wstając od stołu. Wyglądała jak trup. Wizje, w połączeniu z ciężką pracą w miejscowym szpitalu i stresem wyniszczyły jej chude ciało. Ruszyła chwiejnym krokiem w stronę swojego pokoju. Virveth siedziała jeszcze chwilę w samotności. Po chwili jednak wstała, idąc w stronę łazienki. Marzyła o gorącym prysznicu. Weszła do małego pomieszczenia, pokrytego bordowymi kafelkami. Spojrzała w stare, ozdobne lustro wiszące nad białą umywalką. Przyglądała się swoim podkrążonym, fioletowym oczom. Czym jestem? Zapytała samą siebie. Kim są moi rodzice…? To pytanie nurtowało ją od kiedy pamiętała. Chciała ich poznać, zobaczyć podobieństwo w wyglądzie i charakterze. Kochała Björk, jednak ta nie była jej matką, traktowała ją jak najbliższą przyjaciółkę. Brakowało jej tej prawdziwej, niezniszczalnej więzi między matką, a dzieckiem. Często słyszała o adoptowanych dzieciach, które przecież traktowały swoich przybranych rodziców jak prawdziwych, jednak ona sama nie potrafiła. Zastanawiała się, czy przyczyną jest to, że od początku wiedziała że jest obca? Westchnęła głośno, przemywając twarz wodą. Miała cały podbródek we krwi, która spłynęła po szyi, zabrudzając część podkoszulka. Wyglądała jak demon, który przed chwilą udusił, a następnie wyssał krew swojej ofiary w dość niezdarny sposób. Ściągnęła podkoszulek, przejeżdżając palcem po podłużnej bliźnie. Zaczęła ściągać resztę ubrań, po czym weszła do kabiny. Puściła ciepłą wodę. Delikatne, ciepłe smugi odprężały jej napięte ciało. Woda była w sam raz. Dopiero po chwili zauważyła, że jest nastawiona na najgorętszą, jaką się dało, a szyby kabiny pokryła para. Chyba powinnam się przyzwyczaić…
Zawinęła włosy w turban, jednak znaczna część wystawała przez górną część, jej włosy były po prostu za długie. W drodze do swojej sypialni zaszła do Björk, biorąc koc i poduszkę, którą przygotowała. Weszła do swojego pokoju, rozglądając się. Loki siedział na fotelu, czytając książkę.
-Lubisz czytać, prawda? –zapytała. Uznała, że lepiej dogadywać się z nim, niż niepotrzebnie walczyć. Przerzucił kartkę, podnosząc wzrok na nią.
-Bardzo. –odpowiedział.
-Chociaż to nas łączy. –mruknęła, po czym podała mu poduszkę i koc. –Proszę. Jak chcesz, to idź się umyj. Powiesiłam czysty ręcznik na kabinie prysznica. –Loki bez słowa odłożył książkę, wziął od niej obie rzeczy, kładąc je od razu na fotelu. Wyszedł z pokoju, poszedł do łazienki. Podeszła do łóżka, zgasiła lampkę nocną przy nim, po czym opadła na nie. Zamknęła oczy, pławiąc się w przyjemnym uczuciu, które towarzyszyło zetknięciu się jej ciała z puchatą, ciepłą pościelą. Leżała tak przez dłuższą chwilę, przysypiając trochę. Obudził ją dźwięk otwieranych drzwi. Otworzyła oczy i zobaczyła boga niegodziwości w samych skórzanych spodniach. Poczuła dziwne gorąco, gdy przyglądała się jego gładkiej, ładnie zarysowanej klatce piersiowej. Był szczupły, średniej budowy, nie był bardzo umięśniony, ale także nie był chucherkiem. Włosy miał mokre, parę niesfornych kosmyków opadało na jego wilgotne czoło. Usiadł wygodnie w fotelu i zaczął mierzwić swoje czarne włosy puchatym, białym ręcznikiem. Zapatrzyła się na niego, czując, że na jej twarz wchodzi ogromny rumieniec. Odwróciła wzrok, ukrywając twarz w poduszkę. Zakryła się dokładniej kołdrą, jednak po chwili odkryła połowę swojego ciała, czując że jej za gorąco. Jeszcze raz zerknęła na Lokiego, który oświetlał sobie książkę lewą dłonią, w której znajdowała się jakaś zielonkawa energia. Niezbyt jasna, jednak wystarczająca, by móc czytać.
-Weź sobie lampkę nocną… -powiedziała cicho, ziewając zaraz po tym. Wstał, ruszając w stronę jej łóżka. Zaczerwieniła się, gdy stał wystarczająco blisko, by mogła zobaczyć każdy mięsień, który pracował przy jego ruchach. Spojrzał na nią, a ona spanikowana zakryła twarz kołdrą. Wyszłam na idiotkę… pomyślała. Tylko nie mów, że ci się podoba. Zadrwił z niej głosik w jej głowie. Zamknij się… Słyszała, jak Loki kładzie lampkę na biurku przy fotelu, po czym wychodzi z pokoju. Wrócił po chwili, niosąc ze sobą mały taboret. Postawił go przed siedzeniem. Usiadł wygodnie, zakrył się kocem, nogi kładąc na ów taboret. Zapalił lampkę, wziął książkę i pogrążył się w lekturze. Virveth zasypiała powoli, wsłuchując się w spokojny oddech mężczyzny, oraz odgłos przerzucanych stronic książki.

1 komentarz: