Obudzić się w takim
obskurnym miejscu wcale nie było marzeniem Edith, której obolałe plecy
świadczyły o dość długim czasie jej nieprzytomności. Usiadła, oparła czoło o
dłoń, zaciskając przy tym dolną wargę górnymi zębami. Wyglądała jak ktoś, kto
całą noc imprezował, budząc się rano z ogromnym kacem. Była kompletnie
zdezorientowana, wspomnienia z poprzedniego wieczoru były zamazane.
Zaczęła się rozglądać.
Wyglądało na to, że jest w jakimś opuszczonym, zakurzonym budynku, którego
niektóre okna były zabite starymi, rozpadającymi się deskami. Nieliczne smugi
światła padające na szarą od brudu podłogę, uświadomiły Edith, że jest dzień.
Wtedy przeszedł ją
okropny, pełen niepokoju dreszcz. Sięgnęła drżącą ręką do swojego paska,
wymacując po chwili uchwyt swojego pistoletu. Nadal tam był, co przyniosło jej
tylko częściową ulgę. Wspomnienia zaczęły wracać, wraz z tymi, które
przyprawiały ją o szybsze, przestraszone bicie serca.
Uciekła tajemniczemu
mężczyźnie, wykorzystując przy tym parę sztuczek. Zabawnie było oglądać
irytację na jego twarzy, gdy zorientował się o zgubieniu kobiety. Edith
potrafiła oszukać mózg swojego prześladowcy, używając iluzji. Skupiła jego
wzrok na jednej, jej rzeczy – była to akurat czerwona apaszka, którą wyciągnęła
z kieszeni podczas pościgu. Gdy uznała, że skupił się na niej wystarczająco
mocno po prostu zniknęła z jego z oczu.
W końcu stanęła przed
drzwiami od pokoju Todda Callawaya. Nie słyszała żadnego dźwięku dochodzącego
zza nich. Chwyciła za klamkę dłonią ubraną w ciemną, skórzaną rękawiczkę, drugą
trzymając na kaburze. Pchnęła je, wchodząc szybkim krokiem do środka. W tym
czasie wyciągnęła broń, trzymając ją przed sobą i rozglądając się po
pomieszczeniu. Zrobiła dwa kroki. Poczuła bardzo znany jej zapach,
charakterystyczny tylko dla jednej cieczy – krwi.
Skierowała wzrok na
strużkę płynącą powolnie między panelami. Spojrzała na jej źródło, którą była
głowa Todda. Strzał skierowany w bok głowy, na pierwszą myśl przyszło jej
samobójstwo. Wyśmiała go w myślach za tchórzostwo.
Bardzo szybko zrzedła
jej mina. Kobieta otworzyła usta ze zdziwienia, gdyż z cienia wyszedł Todd,
uśmiechając się ironicznie, w dłoni trzymając pistolet.
Zrobił parę kroków w
przód, kładąc broń na biurku stojącym przy ścianie.
- Bliźniak? – zapytała
głupio.
Zaśmiał się złośliwie,
marszcząc po chwili brwi. Nie odpowiedział. W powietrzu coś zadrżało, budząc
jeszcze większy niepokój u Edith. Mężczyzna stawał się powoli wyższy, twarz
nabrała ostrzejszych rys – stała się szczuplejsza, a włosy pociemniały do
czarnego koloru.
Nie zdążyła mu się
dokładniej przyjrzeć. Usłyszała uderzenia butów tak szybkie, że mógł to być
tylko bieg. Mężczyzna zareagował natychmiastowo. Złapał ją, używając ogromnej
siły, co przyczyniło się do utracenia przez nią równowagi, więc mógł o wiele
łatwiej sterować jej ciałem, gdy nie stawiała mu oporu. Zaciągnął ją w róg
pokoju.
Przypomniała sobie
mocny uścisk, uniemożliwiający jej jakikolwiek ruch. Zimna dłoń na jej ustach,
oraz chłód ciała osoby stojącej za nią. Równomierny, spokojny oddech, który po
chwili zamienił się w złośliwy, mroczny chichot. Nie mogła odwrócić głowy, by
przyjrzeć się swojemu przeciwnikowi dokładniej.
Próbowała się ruszyć,
ale za każdym razem, mężczyzna wciskał boleśnie pięść w jej bok. Mogłaby się z
tego wyrwać, gorszych rzeczy doświadczyła w życiu, jednak on miał tak cholernie
dużo siły… czuła się jak szmaciana lalka trzymana w paszczy lwa.
Wejście Virveth było
głośne, a w jej zachowaniu można było dostrzec lekki niepokój. To posunięcie
było zupełnie nie w jej stylu – za głośne, nierozważne, mogące doprowadzić do
jej porażki.
Edith dopiero po chwili
zorientowała się, dlaczego druga zabójczyni tak postąpiła, choć były to
bardziej domysły niż rzetelne informacje.
Martwiła się o nią do
tego stopnia, że słysząc jej krzyk, ruszyła nierozważnie do pokoju, z którego
doszedł?
Napastnik nadal stał
spokojnie, trzymając ją w żelaznym uścisku. Edith wiedziała, że Virveth zaraz
jej pomoże… jednak nic takiego się nie stało. Rozglądała się po pomieszczeniu,
jakby szukała wzrokiem swojej wspólniczki. Była zdezorientowana, kompletnie nie
wiedząc, jak ma w takiej sytuacji zareagować.
- Stój spokojnie, nie
widzi nas. – poczuła, jak przechodzą ją dreszcze. Zimny głos, który wprawiał ją
w uczucie osaczenia, bezsilności.
„Towarzysze to problem.
Musisz się o nich martwić, być gotowym, by zawsze im pomóc.” W uszach starszej
kobiety zabrzmiały te oschłe słowa. Virveth miała wtedy całkowitą rację, Edith
przez swoją nieostrożność wplątała ją w niezłe tarapaty.
Agenci S.H.I.E.L.D
wbiegli do pokoju, celując wprost w stojącą na środku Virveth, która
trzymała bardzo mocno swoje dwa sztylety.
Jeśli Edith miałaby w
przyszłości podać swoje najgorsze wspomnienie, to na pewno byłby to widok
młodszej zabójczyni opuszczającej broń i unoszącej ręce w górę z tą pełną
różnych, złych domysłów miną. Doskonale wiedziała, o czym tamta myśli w takiej
sytuacji. „Zdradziła mnie? Uciekła? Co jest do kurwy?”
Szarpnęła jedną ręką,
chcąc sięgnąć po swój pistolet wystającą z kabury przymocowanej do jej prawego
uda. Nic to nie dało, sprawiła tylko, że mężczyzna westchnął zirytowany.
Poczuła, jak z dużą szybkością puszcza jej ciało, lecz nim zdążyła cokolwiek
zrobić, ogłuszył ją.
Ile czasu minęło, od
kiedy tutaj jestem? Gdzie jest tamten facet?
Rozglądała się po
brudnej ruderze, szukając wzrokiem czegoś, co pomogłoby ustalić jej położenie.
Okna były zabite deskami, więc widok zza nich był dla niej niedostępny.
Powoli wstała, po czym
ruszyła w stronę wyjścia z, prawdopodobnie, salonu, zostawiając za sobą ślady w
szarym kurzu. Złapała się za framugę w nagłym przypływie słabości.
- Gdzie się wybierasz?
– nogi się pod nią ugięły.
Odwróciła głowę. Przy
jednej ze ścian stał mężczyzna, który ją ogłuszył.
- Kim ty jesteś? –
zapytała, nie zważając zupełnie na jego pytanie.
Uśmiechnął się, ale nie
w taki miły sposób, z którym kojarzy się uśmiech. Był pełen cynizmu, przez co
czuła do niego jeszcze większą odrazę.
- Loki z Asgardu.
- Po co mnie tutaj
przywlokłeś? Czego, kurwa mać, chcesz? – gniew zaczynał w niej narastać, a była
wybuchowa niczym dynamit.
- Odzywaj się dalej tym
tonem do boga, a za długo nie pożyjesz. – odpowiedział, podchodząc do niej.
Aura, którą wytwarzał była bardzo podobna do Virveth, gdy ktoś ją poniżał.
Zazwyczaj zwiastowała śmierć osobie, która nie trzymała języka za zębami.
Edith wyprostowała się,
po czym stanęła przed Lokim, który był od niej wyższy, więc musiała zadrzeć
głowę, by spojrzeć mu w oczy.
Wbiła palec w ubranie
na jego piersi.
- Słuchaj no, nie wiem
gdzie jest ten cały Asgard, ani kim tak naprawdę jesteś, ale wtrącanie się w
nie swoje sprawy było głupie z twojej strony. Ja nie odpuszczam… - warknęła,
marszcząc czerwone brwi.
Zaśmiał się, ale prawie
od razu spoważniał, przygniatając ją do ściany. Głowa Edith znajdowała się
pomiędzy jego rękami.
- Może i to nie moja
sprawa, ale jest o wiele zabawniej, gdy nie jest zbyt prosto, nie uważasz?
- Ty gnoju… - jej ręka
powędrowała do kabury. Wyciągnęła pistolet, przyłożyła do jego czoła…
… i pierwszy raz w
życiu zawahała się. Pewność w jego zielonych oczach mówiła „no dalej, zrób to,
zabij mnie”. Strzeliła. Głowa mężczyzny odchyliła się do tyłu, a z otworu w
jego czole płynęła czerwona ciecz. Zaśmiała się do siebie trochę nerwowo,
jednocześnie odetchnęła z ulgą.
- Ładny strzał, ale
zawahanie odjęło na wrażeniu całej sytuacji.
Loki stał parę kroków
od ciała leżącego na ziemi.
- J-jak…? – zaparło jej
dech w piersiach.
Truchło zaczęło
rozpływać się w powietrzu.
- Potęga iluzji leży w
tym, jak realna jest dla odbiorcy. – odpowiedział złośliwie.
Ponownie strzeliła
celując w jego stronę, a on po prostu zniknął, pojawiając się tuż przed nią.
Złapał za jej broń, wyrywając ją z jej ręki, oraz odrzucając w ciemny kąt.
- Nie bądź żałosna. Możesz
próbować wiele razy, a i tak nie dasz rady mnie zabić. Tylko na tym stracisz.
Zamilkł na chwilę,
widząc jej zdezorientowanie. Widać było, że lubi dominować.
- Chyba chcesz jeszcze
zobaczyć Virveth, hm?
Złapała go za podbródek
prawą dłonią, kierując jego twarz bliżej siebie. Nie cofnął się, stał
niewzruszony.
- Skąd ją znasz?
Szarpnął głową w bok,
przez co kobieta puściła go.
- Powiedzmy, że łączą
nas wspólne interesy – uśmiechnął się. – Poza tym muszę przyznać, iż jest dość
ciekawą istotą.
- I dlatego się
wtrąciłeś? – syknęła przez zęby.
- Znacie się dość
długo, prawda? Nie mów mi, że nie zauważyłaś… Albo jesteś głupia, albo udajesz.
Nawet człowiek by się zorientował.
Znów zamilkła.
Przegryzła dolną wargę, znów porządnie marszcząc przy tym brwi. Jej wzrok był
dziki, niebezpieczny. Dłoń delikatnie ułożyła na jego ramieniu, po czy objęła
go obiema rękami za szyję.
- Naprawdę myślisz, że
kiedykolwiek pytałam się jej o co dokładnie chodzi? To była jej sprawa, nie
moja, dopóki była dobra w tym, co robi, nie przeszkadzało mi to. – mruknęła.
Ton głosu zmienił się u niej diametralnie. Była teraz niczym kotka chcąca
pieszczot od swojego pana.
- Zauważyłem, jak
reaguje na sytuacje, w których jest w niebezpieczeństwie. Też to widziałaś,
prawda? – chwycił ją w talii, przybliżając ku sobie. Poprawił jeden z
czerwonych kosmyków, chowając go za jej małe ucho. Przejechała dłonią po jego
klatce piersiowej, schodząc niżej.
Natychmiastowo złapał
ją za dłoń. Zbliżył się do niej twarzą jeszcze bardziej.
- Naprawdę myślisz, że
zdołasz mnie omamić swoimi wdziękami, nędzna kobieto?
Uśmiechnęła się
tajemniczo.
- Mimo wszystko
wyczuwam jakąś propozycję, którą zaraz od ciebie dostanę, prawda?
Mężczyźni tracili dla
niej głowę, ponieważ była nieziemsko seksowna i zjawiskowa, a jednak teraz
została odrzucona.
- Pomogę ci odzyskać
twoją małą przyjaciółkę. Beze mnie nie macie szans.
Takiej oferty się
spodziewała, bo skoro jej nie zabił, tylko przytaszczył w takie miejsce, to coś
musiał od niej chcieć.
- Wytłumaczysz mi,
Loki, czemu tak to wszystko zagmatwałeś, a teraz chcesz ją ratować? – znów się
do niego zbliżyła.
Jego reakcja była dość
straszna, przynajmniej dla kobiety, która nigdy w życiu nie miała do czynienia
z typami spod ciemnej gwiazdy, ale Edith nawet nie mrugnęła, gdy zacisnął dłoń
na jej smukłej, łabędziej szyi.
- Jestem bogiem
kłamstw, oszustw… i psot.
***
To, z jaką prędkością
się poruszali, zadziwiało Edith. Loki był zwinny, szybki, jeśli trzeba było,
potrafił sprawić, że zniknęli. Widziała już wystarczająco dużo, by wierzyć
mężczyźnie, gdy twierdził o swoim boskim pochodzeniu.
Najśmieszniejszy moment
dla Edith był wtedy, gdy Haden i Varen zobaczyli Lokiego. Nie byli zbytnio
zachwyceni obecnością kolejnego mężczyzny na ich „terenie”, ale musieli się z
tym pogodzić.
- Naprawdę jest tutaj
potrzebny? – zapytał Varen, niezbyt całą tą sytuacją zachwycony.
- Myślę, że każdy może
się przydać. Miałeś jakikolwiek kontakt z S.H.I.E.L.D? – Haden skierował swoje
pytanie do boga niegodziwości, który stał oparty o framugę drzwi od salonu.
Edith zachichotała. Nie
wiedzieli, kim jest Loki, uznali go za dziwnego jegomościa w dość specyficznym
ubraniu. Nie miała zamiaru wyjawiać im całej prawdy, przedstawiła go jako
kogoś, kto będzie bardzo przydatnym nabytkiem, który pomoże odbić Virveth.
- Miałem. –
odpowiedział krótko.
Haden uśmiechnął się do
Edith, która powiedziała:
- Mamy parę spraw do
załatwienia z Lokim, które pomogą nam ustalić parę rzeczy. Oczywiście też macie
swój udział w planie, ale wdrążę was dopiero, gdy będziemy mieli wszystko
ustalone.
Varen prychnął, nie
lubił być zsuwany na drugi plan, a zwłaszcza przez kobietę w której się
zakochał. Wyszedł z pomieszczenia, nic nie mówiąc. Reszta po prostu go
zignorowała.
- Coś chcesz mi
powiedzieć, Haden? – zapytała.
Mężczyzna zamyślił się
na chwilę, jakby próbował sobie coś przypomnieć. Sięgnął ręką po laptopa
leżącego na stoliku przed kanapą, na której siedział wraz z Edith. Włączył go i
zaczął szukać. Loki podszedł bliżej, stając za kanapą w takiej odległości, by
dokładnie widzieć to, co znajduje się na ekranie komputera.
- Byłem w agencji po
waszym nieudanym napadzie. Muszę przyznać, że przestraszyłem się, gdy
usłyszałem o złapaniu Virveth, ale jednocześnie odetchnąłem z ulgą, gdy
dowiedziałem się o twojej ucieczce.
Zamilkł na chwilę,
otwierając przy tym dokumenty na urządzeniu.
- Niestety nie ma
żadnych przydatniejszych informacji o tym, na jakim poziomie przetrzymywana
jest Virveth. Jest tylko wzmianka o skonfiskowaniu jej broni, która znajduje
się w zbrojowni na trzecim poziomie, czyli najniższym. Myślę, że nasza mała
zabójczyni znajduje się gdzieś pośrodku całego kompleksu i zapewne jest bardzo
dobrze strzeżona.
Edith spojrzała
ukradkiem na boga kłamstw, który wpatrywał się beznamiętnie w ekran.
- Dokładnego planu
statku także nie udało mi się zdobyć, musiałbym mieć więcej czasu, żeby dostać
tak zabezpieczone dane, a ty Edith pewnie aż rwiesz się, by jak najszybciej
uwolnić Virveth, prawda?
Kiwnęła ochoczo głową.
Haden nie wiedział, jaki plan zrodził się w głowie Lokiego. Edith natomiast na
samą myśl była bardzo podniecona.
***
Nie spodziewała się, że
bóg kłamstw będzie aż tak dobrze przygotowany. Znał dokładną datę i godzinę
rozpoczęcia bankietu w jednej z większych hal w Nowym Jorku, ba, wiedział nawet
o kobiecie, reporterce, która miała się tam pojawić, oraz przeprowadzić wywiad
z Tomem Starkiem.
Gdy zapytała się, skąd
ma te informacje, odpowiedział tylko:
- Nie sądzę, bym musiał
ci tłumaczyć, jak łatwo manipulować ludźmi.
Jej pierwszym celem
było zabicie reporterki. Nie ufała za bardzo Lokiemu, ale dała się w końcu
przekonać, przecież nie miała innej opcji. Haden wraz z Varenem byli
utalentowanymi zabójcami, jednak nie wierzyła w nich aż tak, żeby postawić na
nich wszystko. Loki był bogiem, był trochę lepszą, choć nie do końca, opcją.
Była gotowa się poświęcić dla Virveth.
Parę dni później,
wieczorem stała pod domem swojej ofiary. Zwykły, biały jednopiętrowy domek z
czerwonym dachem.
Przeskoczyła zgrabnie
przez ogrodzenie, po czym ujrzała zadbany, piękny ogród. Kochała kwiaty, ich
słodki, cudowny zapach i drzewa, wraz z ich liśćmi, których szum przynosił
ukojenie dla uszu.
Rozejrzała się,
szukając miejsca, którym najłatwiej byłoby się jej dostać do domu. Drzwi
balkonowe na pierwszym piętrze wydawały się dla niej wprost idealne. Były
uchylone, co ułatwiało całe zadanie.
Bawiło ją to, jak
ludzie czują się bezpiecznie we własnych domach, nie mając pojęcia o czającym
się zagrożeniu.
Balkon podparty był
dwoma, białymi filarami, a głębiej stał drewniany stół, który Edith miała
zamiar wykorzystać. Na dłoniach miała rękawiczki, dzięki którym nie zostawiała
śladów.
Kobiety jeszcze nie
było w domu, prawdopodobnie wracała właśnie z pracy, więc zabójczyni musiała
się spieszyć.
Przesunęła minimalnie
stół tak, żeby mogła go wykorzystać jako podporę. Była to naprawdę niewielka
odległość, więc nawet właściciel mógł nie zauważyć, że jego własność została
poruszona.
Potrafiła wyskoczyć
naprawdę wysoko. Cofnęła się parę kroków, po czym rozpędzona odbiła się od
drewnianego blatu, łapiąc dłońmi ogrodzenie balkonu. Zaczęła się powoli wciągać,
zaglądając przez szybę, czy nie ma w środku żadnego człowieka, lub zwierzęcia.
Stanęła, opierając się stopami o krawędź balkonu, po czym przerzuciła jedną
nogę na drugą stronę. Przeszła, stąpając ostrożnie po białych kafelkach.
Uchyliła trochę bardziej drzwi, które były blokowane przez skórzaną
pufę. Weszła do środka, rozejrzała się.
Pokój miał pomarańczowe ściany, przyozdobione w niektórych miejscach wycinkami z gazet, zapewne
dotyczące samej reporterki.
Plazma wisiała nad
komodą, która stała naprzeciwko dużego, pokrytego białą pościelą, łóżka.
Usłyszała trzask
otwieranego zamka od drzwi wejściowych, po czym cały dom wypełnił odgłos
stukających obcasów.
Wróciła.
Słyszała krzątaninę,
dobiegającą z dołu. Kobieta ściągała ubranie wierzchnie, szykowała się, by
prawdopodobnie coś zjeść, lub żeby zaraz wejść pod prysznic.
Edith była skupiona na
tym, by wychwycić moment, gdy ta będzie przechodzić obok swojej sypialni, lub
jak będzie chciała wejść do środka. Nasłuchiwała uważnie, próbując skojarzyć dane
dźwięki z czynnościami, jakie człowiek może robić u siebie w domu.
Czekała dalej. Była
bardzo cierpliwa w takich sytuacjach, potrafiła stać w danym miejscu parę
godzin, czekając na swoją ofiarę.
Reporterka
przygotowywała sobie posiłek, gdy nagle zadzwonił telefon stacjonarny w
sypialni. Edith odwróciła głowę w jego stronę. Stał przy łóżku, na półce,
grając głośno jakąś prostą melodię.
To była szansa, której wyczekiwała. Dudnienie szybko wchodzącej kobiety po schodach na górę
sprawiło, że najeżyła się jak kotka przed walką. Cofnęła się o krok, stając tuż
przy drzwiach.
Kobieta chwyciła za
klamkę, naciskając w dół. Drzwi uchyliły się, ukazując ją w całej okazałości.
Długie, brązowe włosy, falowały pod wpływem jej kroku. Delikatne zmarszczki w kącikach oczu i ust, które ustawiły się w pozycji, w
jakiej ustawiają się podczas uśmiechu, nadawały jej łagodny wygląd. Musiała
czekać z niecierpliwością na ten telefon, skoro wydawała się, jakby unosiły ją
skrzydła szczęścia.
Wybacz, że muszę
zniszczyć twój dobry humor.
Złapała ją za skraj
koszuli, ciągnąc do siebie. Kobieta wbiła w nią swoje zaskoczone, brązowe oczy,
nie wiedząc co się dzieje. Edith przyciągnęła ją do siebie, przerywając bardzo
szybko słabą nić życia. Poderżnięcie gardła z taką szybkością, oraz precyzją
nie sprawiało zbyt wiele bólu ofierze. Krew chlusnęła na podłogę, zostawiając
szkarłatny ślad.
Przetrzymała ciało,
które opadło bezwładnie w jej ramiona. Westchnęła głęboko, wiedząc, jaka czeka
ją teraz robota. Posprzątanie całego tego syfu, wręcz uwielbiała tę część tej
pracy. W końcu ciało musiała ukryć na tyle dokładnie, by starczyło jej czasu na
wszystko, co miała zrobić.
Westchnęła głęboko.
Naprawdę tego
nienawidziła.
***
Wróciła do mieszkania.
Była godzina dwudziesta, bankiet zaczynał się na godzinę dwudziestą
trzydzieści. Spojrzała na Lokiego, który stał oparty o framugę drzwi salonu, a
jego twarz nie wyrażała niczego.
- Co teraz? – zapytała,
krzyżując ręce na piersi.
- To proste, udasz się
na ten bankiet. – odpowiedział spokojnie.
- Mam się przebrać za
tę kobietę? – prychnęła sarkastycznie.
- Myślę, że mam coś o
wiele lepszego, niż zwykłe przebranie.
Uniosła pytająco brwi.
- Podejdź tu. –
rozkazał jej.
Zrobiła to, podeszła do
niego bliżej.
- Wyglądała mniej
więcej tak, prawda?
Poczuła mrowienie w
całym ciele, po czym przeszedł ją dreszcz, wraz z uczuciem, jakby się
zmniejszała. Spojrzała na niego zdziwiona. Jej dłonie były mniejsze, trochę
ciemniejszego koloru. Ubranie także zmieniło się na bardzo formalne, a piękne,
czerwone, gęste włosy stały się trochę rzadsze, brązowe.
- Co do diabła…? –
wyszeptała do siebie. Zdziwiła się, gdy usłyszała swój głos. Stał się wyższy,
bardziej piskliwy.
- Resztę zostawiam w
twoich rękach. – powiedział.
- Ale… mam go tutaj
sprowadzić? Co chcesz, żebym zrobiła?
- To, co potrafisz
najlepiej. Wyciągnij z niego informacje, których potrzebujesz. Możesz go
uwieść, jeśli masz taką ochotę. Możesz go zabić, jeśli ci się to znudzi. Nie
obchodzi mnie, co się z nim stanie.
Uśmiechnęła się do
niego. Nie spodziewała się takich rezultatów podczas współpracy z nim.
***
Edith wsiadła do żółtej
taksówki, uśmiechając się do kierowcy. Mina jej zrzedła, gdy ujrzała swoje
odbicie w lusterku. Teraz jej twarz nie była ani trochę seksowna.
Przez całą jazdę
zastanawiała się, jak ma uwieść Starka, skoro ta kobieta nie ma w sobie krzty
seksapilu?!
Mijali wysokie budynki,
mieniące się na tle ciemnego nieba. Ludzi było pełno, jak mrówek, które dążą do
swoich celów, jakie wyznaczyło im życie.
- Jesteśmy na miejscu. –
taksówka zatrzymała się pod ogromną halą, bardzo elegancką. Edith często bywała
w takich miejscach, gdy miała zlecenia na jakąś „grubszą rybę”.
- Miłego wieczoru! –
powiedziała, wychodząc z samochodu po zapłaceniu za przejazd. Stanęła przed
szerokimi, jasnymi schodami prowadzących do ogromnego, oświetlanego wejścia.
Na sam widok rzygała
całą tą sztucznością, jaką ludzie wokół siebie tworzyli na takich spotkaniach.
Stukot obcasów był zagłuszany przez otaczający ją harmider tworzony przez rozmawiających ludzi i muzykę –
spokojną, wyrafinowaną, mająca wprowadzić w odpowiedni nastrój.
Weszła do środka. Ogrom
pomieszczenia sprawił, że poczuła się jeszcze mniejsza, niż gdy Loki przemienił
ją w tą niską kobietę – od razu nie spodobała jej się sytuacja w jakiej się
znalazła, ponieważ bóg kłamstw wydawał się jeszcze bardziej nad nią górować.
Ciekawe, jak to widzi
Virveth, która jest jeszcze niższa, niż ta reporterka?
Zaśmiała się do siebie
na samą myśl.
- Proszę pani, proszę poczekać!
– poczuła dłoń na ramieniu. Odwróciła się, gotowa do ataku, ale opamiętała się.
Przecież jest teraz kimś zupełnie innym.
Mężczyzna ubrany był w garnitur,
przy uchu miał malutką słuchawkę. Ochroniarz.
- Słucham? – zapytała grzecznie.
- Jest pani dość niska,
więc zniknęła mi pani w tłumie przy wejściu, a jestem zobowiązany sprawdzić
każdego gościa. To znaczy jego wejściówkę.
Otworzyła torebkę
wiszącą na jej ramieniu. Znalezienie przepustki zajęło jej mniej niż minutę.
Podała ją mężczyźnie.
- Pani Meyer… -
mruknął do siebie. – Życzę udanej zabawy. – powiedział, oddając papier w jej
dłonie.
- Dziękuję bardzo. –
odpowiedziała spokojnie.
Odeszła od niego, rozglądając
się po pomieszczeniu. Ogromne stoły, pokryte drogimi potrawami i napojami.
Kelnerzy chodzili między ludźmi, proponując im szampana, lub przekąski.
Od razu zauważyła
młodego, lekko zestresowanego kelnera. Tacy jak on łatwo wpadali w sidła kobiet
takich jak Edith. Posłała mu tajemniczy uśmiech, na co on spuścił wzrok.
Zasłoniła usta dłonią, powstrzymując chichot.
Przechodziła zgrabnie z
jednej grupy, do drugiej, szukając swojego celu. Niespodziewanie pojawił się
przed nią.
- Przepraszam! –
zawołała, widząc, że znika jej z oczu.
Odwrócił się, unosząc
brwi, jednak po chwili zrobił minę, jakby coś odkrył.
- Pani Meyer? –
zapytał.
- Tak, to ja. Miło mi,
panie Stark. – wyciągnęła dłoń w jego stronę, którą z chęcią uścisnął.
Playboy.
To była pierwsza myśl
na jego widok.
- Słyszałem, że miała
pojawić się reporterka. Czego pani ode mnie oczekuje?
- Chciałabym
przeprowadzić z panem wywiad. Ludzie chcą wiedzieć, co ma do powiedzenia bohater!
– komplementy łatwo padały z jej ust. Druga strona natomiast łatwo je łykała.
- Może pójdziemy w
bardziej ustronne miejsce?
- To świetny pomysł,
panie Stark! W tym hałasie byłby problem, żeby spokojnie porozmawiać.
To była jej szansa, by
być z nim sam na sam.
Wyszli bocznymi
drzwiami, które prowadziły na długi korytarz. Wyglądało na to, że hala była
połączona z hotelem. Brązowe drzwi po obu stronach długiego tunelu wydawały się
bardzo ponure, w przeciwieństwie do całej reszty. Jasnobrązowe panele,
wypolerowane tak dokładnie, że widziała swoje odbicie w połączeniu z
jasnożółtymi ścianami z jednolitym, trochę ciemniejszym wzorem sprawiały, że
wszystko wyglądało bardzo ładnie i schludnie. Piękne, ozdobione żyrandole
wisiały pod sufitem.
Szli w milczeniu, gdy
nagle mężczyzna się zatrzymał, wyciągając kartę z kieszeni – prawdopodobnie klucz
do jego pokoju. Drzwi piknęły, ukazując całe pomieszczenie. Weszli do środka. Salon było podobnie zrobiony jak korytarz, tylko w ciemniejszych
odcieniach. Po prawej stronie było wejście do łazienki. Po środku pokoju stała
kanapa, a przed nią telewizor. W tle ujrzała wyjście na balkon, a po lewej
uchylone drzwi od sypialni.
- Proszę, usiądź. –
wskazał jej miejsce na kanapie. Uczyniła to, robiąc przy tym parę gestów niewerbalnych.
Zawsze tak robiła, to był rytualny wstęp do tego, co działo się potem. Uśmiechnęła
się.
- Naprawdę się cieszę,
że zgodził się pan na tę rozmowę.
- Cała przyjemność po
mojej stronie. – usiadł rozluźniony obok niej, jednak trzymał dystans.
- No to zaczynajmy! –
powiedziała radośnie, wyciągając długopis i skoroszyt do pisania.
Prowadziła rozmowę w
taki sposób, by czuł się przy niej swobodnie, by potem móc nagle zaatakować.
Wysyłała coraz więcej znaków, zmieniała ton swojego głosu, powoli zmniejszała
odległość między nimi. Niewiele czasu minęło, a Stark pochwycił przynętę. Sam
zaczął się do niej zbliżać, wydawał się coraz mniej zainteresowany pytaniami.
Wpatrywał się w jej usta, gdy mówiła.
- Więc jest pan
narodowym bohaterem?
- Tak o mnie mówią,
jednak… - zaczął.
- Więc może pomożesz mi
znaleźć moje majtki? – zapytała, wpatrując mu się w oczy. Odłożyła zeszyt, po
czym położyła rękę na jego kolanie. Zbliżyła swoje wargi do jego. Nie
protestował, czekał na jej ruch. Pocałowała go dziko, namiętnie, siadając na
nim okrakiem. Jego ręce szybko znalazły się pod jej koszulką, którą ściągnął z
niej prawie od razu, odkrywając ramiona, piersi i brzuch. Edith zobaczywszy
swoje zmniejszone piersi, jęknęła w myślach.
Rozpięła w pospiechu
jego marynarkę, rzucając ją gdzieś w kąt. Od razu jej szczupłe palce zajęły się
guzikami koszuli. Cofnął ręce, by ją ściągnąć. Całowała jego usta, sięgając
ręką do paska przy udzie. Wyciągnęła małe ostrze, przykładając mu do gardła.
- Może porozmawiamy o
czymś, co mnie bardziej interesuje? – zapytała grzecznie, przejeżdżając
językiem po jego dolnej wardze.
Był zdezorientowany,
nie wiedział kompletnie, co się właśnie stało. Złapał ją w talii, jednak ona
była szybsza. Uderzyła go w twarz łokciem, przeskakując przez kanapę za nim.
Przycisnęła ostrze do jego grdyki.
- Bez mojego pozwolenia
nie możesz nawet przełknąć śliny. – zamruczała mu do ucha.
Poczuła uścisk na ręce.
Chciał odciągnąć sztylet od swojego gardła. Nie miała zamiaru dać mu możliwości
ucieczki. Drugą ręką zadała mu mocny cios z w tył głowy, ogłuszając go.
- Co za problematyczny
mężczyzna.
Obeszła kanapę,
podchodząc do torebki. Wyciągnęła z niej telefon komórkowy, wybierając numer
Hadena. Czekała, aż odbierze.
- Halo? – głos w
słuchawce był ciepły, miły.
- Jesteś w mieszkaniu? –
zapytała wprost.
- Tak…
- Daj Lokiemu telefon. –
przerwała mu.
Usłyszała trzeszczenie,
gdy Haden podawał telefon bogowi kłamstw.
- O co chodzi? – zimny głos
wypełnił jej uszy.
- Tony Stark leży
ogłuszony na hotelowej kanapie. – powiedziała.
- Zaraz będę. –
odpowiedział, rozłączając się.
No tak, przecież mógł
zamienić się w kogo chciał, lub zniknąć. Dla niego nie byłoby problemem, żeby
dostać się do pokoju Starka.
Zamyśliła się.
Unieruchomiła mężczyznę,
dopóki był nieprzytomny, siadając obok, zapalając papierosa, oraz czekając na
boga niegodziwości. Mieli przed sobą całą noc, aż do zakończenia bankietu.
Tony na pewno nie spodziewał się takiego obrotu spraw.
Nareszcie rozdział!Trochę długo musiałam na niego czekać ale za to jest taki długi.Doskonale tu oddałaś mitologiczny charakter Lokiego-nabroić a potem naprawić krzywdę by samemu nie oberwać(choć odbyło się tu bez gróźb karalnych).
OdpowiedzUsuńDobrze,że się ta sytuacja wyjaśniła,wiedziałam,że to najprawdopodobniej on jest za to odpowiedzialny(chyba tylko wobec Friggi się porządnie zachowywał) mimo to w imieniu Virveth jestem na niego wściekła.
Kompania ratunkowa ruszyła pełną parą-nie sądziłam,że Loki do nich dołączy tylko sam będzie ratował Virveth.
Śmieszny był nieco stres Edith-chętność dodaje dziewczynom atrakcyjności w oczach mężczyzn a dla Tonego Starka...Chyba nie muszę kończyć zdania.
Weny życzę !
Wow, dziękuję. Wiem, że długo nie było rozdziału, ale wolałam nie wrzucać czegoś, co uznałam za beznadziejne/niegodne :D.
UsuńWięc to Loki podłożył Virveth świnię.Oby dziewczyna mogła go potem porządnie kopnąć w dupę.Ciekawe też jak się rozwinie sytuacja ze Struanem.
OdpowiedzUsuńMam sporo planów dotyczących Struana :).
UsuńUwielbiam ten rozdzial. Każda scena tutaj jest tak dopracowana, świetnie opisana. Opłacało się czekać. :-)
OdpowiedzUsuńKocham to w jaki sposób kreujesz Lokiego. Jest w nim cos takiego... Seksowny dupek. Najbardziej spodobała mi się scena kiedy bohaterka strzeliła mu w głowę XD. Czarodziej.
Czekam na więcej i życzę weny.
Dziękuję, to naprawdę miłe i motywujące xd.
UsuńDaj mi kolejny rozdział! Proszę, proszę, proszę! Uwielbiam twojego bloga. Dobrze się czyta twoje opowiadanie. Jest schludne, dobrze napisane ale co najważniejsze - interesujące! Więc nic, jak tylko czekać na kolejny rozdział. Nie mogę się doczekać. :)
OdpowiedzUsuńPiszę :). Dziękuję za bardzo miły komentarz xd.
Usuńhej,kiedy kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuńHej, wrzucę, kiedy go napiszę i wprowadzę odpowiednie poprawki. Niewiele już zostało. Cierpliwości :DD
UsuńFAJNIE piszesz,niestety nie słyne z cierpliwości,ale postaram się przetrwać do tego czasu
OdpowiedzUsuńIle jeszcze można czekać!? Twoje opowiadanie jest bombowe i nie chce czekać całej wieczności na kolejny rozdział więc weź dupę w troki,napisz i wstaw!
OdpowiedzUsuńhej,kiedy nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńHej , piszesz jeszcze tego bloga ? Jest świetny i bardzo chętnie przeczytała bym więcej <3 cudowny rozdział , z resztą jak i poprzednie ;)
OdpowiedzUsuńJedno w blogach o Lokim się nie zmienia ... jego zabójczy charakter :) kocham tego zimnego, obojętnego i seksownefo drania :D