Zostali
dosłownie zawleczeni do grupy medycznej. Zostało z nimi dwóch strażników,
którzy przyglądali się uważnie pracy medyków. Leczyli rannych, biegali między
rzędami jęczących ludzi, podchodząc do każdego, kto wydawał się być w gorszym
stanie, niż reszta.
Nie
mieli szans się uwolnić, a ich szanse zmalały jeszcze bardziej, gdy na
horyzoncie pojawił się Thor, uśmiechając się zwycięsko. W jednej ręce miał swój
młot, który wcześniej utracił. Był dla niego tak ważny, jak sztylety dla
Virveth. Poczuła ukłucie w sercu, gdy o nich pomyślała, ale jednocześnie
odetchnęła z ulgą, gdy przypomniała jej się Edith, która na pewno ich pilnowała
jak oka w głowie.
Nie
wiedziała, co się dzieje z resztą – z jej towarzyszką, ze Struanem, Hadenem,
Varenem… Choć ten ostatni jakoś specjalnie jej nie interesował, to mimo
wszystko brał udział w akcji uwolnienia jej, więc zasłużył chociaż na odrobinę
uwagi.
Westchnęła,
czując jak ciało jej drętwieje pod wpływem lin, które na pewno nie były
normalne. Były wykonane z materiału, na który nie działała magia – tak
przynajmniej usłyszała od strażników pilnujących ich. Poza tym były wytrzymały
jak cholera, wspominali, że nawet olbrzym by ich nie rozerwał.
Gdy
wszyscy krzątali się wokół, czasami zwracali uwagę na siedzącego Lokiego ze zwieszoną
głową. Szeptali między sobą, że jest zdrajcą, na którego nie powinno się nawet
patrzeć, bo przyniesie to nieszczęście.
Słuchała
tych plotek z ciekawości. Nikt nie był nastawiony przyjaźnie do boga kłamstw,
co jej nie dziwiło, ale nie było prawie w ogóle neutralnych osób. Niektórzy
próbowali udawać, że ich nie obchodzi, ale trochę dalej odwracali głowę, by się
mu przyjrzeć, uśmiechając się przy tym złośliwie. Widzieli, że nie ma na nic
sił. Wielu na pewno chciało mu się w jakiś sposób odpłacić.
Czasami
podchodzili do nich żołnierze, śmiejąc się głośno.
-
Popatrz, ten pierdolony szczur wygląda jak zwykłe ścierwo – rechotał – szkoda,
że nie leży martwy gdzieś daleko, bo oglądanie tej parszywej mordy przyprawa
mnie o mdłości.
Pogadali
jeszcze trochę, po czym odeszli dalej. Virveth naprawdę było ciężko uwierzyć w
to, że ktoś może być aż tak znienawidzony. Nawet ona nie miała tylu wrogów w
swoim życiu, a wielu rodzinom odebrała męża, żonę, dziadka, wujka, czy brata
lub siostrę. Każda z tych osób nienawidziła mordercy swego krewniaka, nawet,
jeżeli nie wiedzieli kto to zrobił. Chcieli, by odpowiedziała za to, chcieli,
by zdechła za to, co zrobiła.
Loki
nie reagował na nic, wyglądał, jakby był w zupełnie innym świecie. Miał mętny
wzrok, który przypominał Virveth zombie, które widziała w telewizji.
Nie
pytała o nic. Nie odzywała się do niego, bo nie widziała takiej potrzeby. Nie
mieli szans na ucieczkę, a próba rozmowy z Lokim na pewno skończyłaby się
fiaskiem.
Thor
podszedł do jednej z osób, która leczyła jakiegoś żołnierza. Próbowała
zatamować krwawienie, które nie chciało ustąpić. Pewnie była początkująca. Ktoś
wrzucił ją w wir walki, bez wcześniejszego odpowiedniego przygotowania – nawet
nie zauważyła, że osoba, którą tak z zawzięciem ratuje, już nie żyje.
Virveth
uśmiechnęła się złośliwie. Wiedziała, że to stres, jednak nie mogła się
powstrzymać, by nie zrobić głupiej miny. Dla niej upewnienie się, czy ktoś nie
żyje, było priorytetem w jej robocie, więc potrafiła bardzo szybko stwierdzić
czyjś zgon.
Thor
widocznie to zauważył, bo spiorunował ją spojrzeniem, które ona zignorowała.
Podszedł do kobiety, dotknął jej ramienia. Wziął jedną z chust, leżących przy
martwym wojowniku, po czym zakrył jego twarz. Spojrzała na niego zszokowana. W
jej oczach czaiły się łzy, gdy już po chwili uwolniły się, płynąc słonym
potokiem.
Szok
najlepszą formą nauki, jak zwykła mawiać Edith.
Virveth
siedziała grzecznie, przygotowując się psychicznie do spotkania z Odynem.
Odgłosy
walki stawały się coraz cichsze, coraz więcej wojowników wracało do punktu
wypadowego. Zaczęto zbierać rannych i zwłoki. Wiedziała, że chcą ich pożegnać z
godnością – chcą ich spalić na tratwach, po czym wypuścić w morze, lub w coś w
tym rodzaju dostępnego w Asgardzie.
Chitauri
dostało porządne baty. Mały oddział potworów przyszedł, by przekazać Thorowi
swoją kapitulację, a on wspaniałomyślnie pozwolił im odejść, ostrzegając
jednak, że jeżeli któryś z chitauri pokaże im się na oczy, to zostaną wytępieni
co do jednego.
Ich
wzięto na końcu. Lokiego złapano za sznur, który oplatał jego ciało i niesiono
jak coś, z czym nie powinno się mieć bezpośredniego kontaktu. Virveth natomiast
jeden z żołnierzy przerzucił sobie przez ramię, wykorzystując okazję i czasami
trzymając rękę na jej tyłku.
Pomyślała
sobie, że jeżeli uda jej się uwolnić, to dorwie tego faceta, oraz utnie mu tą
pieprzoną dłoń.
Siedziała
obok Lokiego w małym, ciemnym pomieszczeniu statku Asgardzkich wojowników. Byli
tam zamknięci, ale jej to nie przeszkadzało. Doskonale widziała w ciemności, a
bóg kłamstw miał chwilę wytchnienia. Jego blada twarz, zaczęła nabierać kolorów
– czyli z kredowobiałej przechodziła w trochę mniej trupią biel.
Mimo
wszystko bardzo szybko zapadał w sen, zaraz po tym jak się przebudził z
poprzedniego. Lecieli długo, czasami statek trząsł się tak, jakby zaraz miał
spaść i rozbić się gdzieś, gdzie nikt ich nie znajdzie. Usłyszała głosy za
drzwiami:
-
Przeszliśmy z jednego świata w drugi, nienawidzę tego momentu. Strasznie
trzęsie.
Drugi
zaśmiał się tylko w odpowiedzi, choć było słychać, że sam nie jest zbyt
ucieszony z tego wszystkiego.
***
Gdy
dotarli na miejsce, Virveth została wypchnięta ze statku. Tak samo Loki,
ponieważ podczas podróży odzyskał część sił. Rozbudził go też pewnie fakt, że
jego stopa znowu stanęła na rodzinnej ziemi.
Spojrzała
na niego ukradkiem, chcąc wyszukać jakiejś słabości, ale jak zawsze był zimny,
opanowany i skupiony. Rozglądał się tylko co jakiś czas, jakby bał się, że Odyn
wyskoczy zza rogu krzycząc „ŚMIERĆ DLA ZDRAJCÓW!”.
Zaśmiała
się na samą myśl, co było na pewno głupie w ich sytuacji. Jeden ze strażników
łypnął na nią spode łba.
Szli
najpierw tęczowym mostem, a potem kamienną drogą, prowadzącą wprost do
niesamowitych, ogromnych budynków. Czuła się zupełnie inaczej, niż na statku
S.H.I.E.L.D czy chitauri. To, co widziała było naprawdę piękne i zapierało dech
w piersiach.
Ujrzała
główną siedzibę asów. Szeroki budynek z kamienia który miał złotawy odcień,
pokryty wieloma rodzajami dziko rosnącej roślinności – albo ktoś chciał, by to
tak wyglądało. Dach był lekko szpiczasty, na samej górze miał wydrążoną głowę
smoka, która groźnie spoglądała w niebo. Niby prosta konstrukcja, a zachwycała
swoim pięknem i godnością. Byli dużo niżej, niż poziom samych wrót, a mury
oddzielały to piękne miejsce od reszty świata.
Szli
po schodach, które były dość spore jak dla tak niskiej osoby jaką była Virveth.
Musiała wysoko podnosić kolana, by nastąpić na następny stopień. Loki nie miał
z tym problemu, był bardzo dużego wzrostu.
Weszli
do holu, który przypominał Virveth wnętrza domostw jarlów – piękne,
kamienno-złote sklepienie było powstrzymywane przez ciemne, drewniane bale z
wydrążonymi, nordyckimi znakami.
Niesamowicie
wszystko się komponowało, nadając klimat całemu budynkowi. Z jednej strony
przestronny, o odcieniu złota, a z drugiej strony drewno, które przypominało o
domu. Zabójczyni mieszkała w podobnej chacie na Islandii – ozdobne drewno,
palenisko…
Jej
rozmarzone myśli zostały przerwane przez podniecony gwar tłumu zgromadzonego w
wielkiej sali, do której zostali wprowadzeni.
-
W końcu go złapali…
-
Naprawdę, mam nadzieję, że go zabiją…
-
Przynosi wstyd wszystkim asom…
Takie
szepty towarzyszyły im przez resztę drogi, aż doszli do schodków, które
prowadziły do ogromnego, złotego tronu, na którym siedział mężczyzna w starszym
wieku – o siwych włosach, brodzie i chciałoby się powiedzieć, że mętnych oczach
starca, ale patrząc na niego, wnioskowało się coś zgoła innego. Jego wzrok
płonął, rażąc postać Lokiego, który przyglądał mu się z obojętnością.
Virveth
czuła, że nie powinno jej tutaj być.
Przyglądała
się opasce na oku Odyna. Przypomniało jej się, że oddał jedno z nich za wiedzę.
Więc mitologia ludzi nie była, jak powiedział bóg kłamstw „stekiem bzdur”.
Nawet w niej było ziarno prawdy.
Thor
wyszedł zza więźniów, stając po prawicy swego ojca. Przyglądał im się, a
Virveth miała wrażenie, że mogła zobaczyć współczucie w jego oczach, które
skierowane było tylko do niej.
Westchnęła,
czekając na swój wyrok.
-
Więc w końcu cię znaleźli, Loki – głos Odyna był spokojny – i przy okazji twoją
towarzyszkę, która jakimś cudem dała radę uwolnić cię z więziennych łańcuchów.
Widząc,
że nikt nie ma zamiaru dodać nic od siebie, ciągnął:
-
Raz daliśmy ci szansę. Więcej nie popełnię tego błędu. Chcę, by jutro wykonano
egzekucję. Nie będzie pożegnania, Loki. Twoje ciało zostanie potraktowane jak
osoby bez honoru.
Twarz
boga kłamstw nie wyrażała nic. Przez chwilę przypominała tę twarz, którą
widziała w celi, gdy chitauri przyprowadzili go z powrotem.
Musiał
mimo wszystko szanować Odyna i taka kara z jego strony musiała go zaboleć.
-
A ty, kobieto… pójdziesz razem z nim.
Otworzyła
usta, chcąc coś powiedzieć, ale po chwili je zamknęła. Przez głowę przebiegało
jej tysiące myśli – co z jej przybraną matką? Nigdy już jej nie zobaczy? Co z
Edith, Struanem…? Nawet tym cholernym Varenem i jego bratem Hadenem?
-
Ja… - w końcu coś z siebie wydobyła. Pierwszy raz w życiu czuła się tak
osaczona przez własne myśli. Czuła się jak zupełnie obca osoba, jak bezbronna
dziewczynka, przed którą stał drapieżnik, który zaraz się na nią rzuci i
rozszarpie jej gardło.
Do
pomieszczenia wbiegła kobieta w sukni. Smukła, o bardzo ładnej twarzy. Martwiła
się, bruzda szpeciła jej czoło. Ciemne, brązowe włosy były spięte w luźny kok.
Dopiero
teraz Loki na cokolwiek zareagował. Podążył za nią wzrokiem, który po chwili
spuścił, jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku.
Virveth
była bardzo zaskoczona takim obrotem spraw.
Kobieta
stanęła po lewej stronie boga ojca, po czym zaczęła coś gorączkowo do niego
szeptać. Była zirytowana. Odyn machnął ręką, jakby chciał ją uciszyć, na co
powiedziała o wiele głośniej:
-
Dziękuję ci, mój mężu, że powiedziałeś mi o schwytaniu Lokiego! – rzuciła
sarkastycznie.
Na
pewno w normalne dni była damą, która nie unosiła się zbytnio, ale obecna
sytuacja musiała wytrącić ją z równowagi.
-
Mimo wszystko uważam, że powinieneś pozwolić im chociaż zawalczyć o swoje
życia.
Bóg
opadł zmęczony na swój tron, przecierając dłonią czoło. Rozważał jej słowa, w
końcu musiał się z nią liczyć.
-
Pojedynek? – zapytał nagle – Czy taka forma walki o życie jest dla ciebie
dopuszczalna, najdroższa Frigg?
Zacisnęła
usta w wąską kreskę. Odyn mówił do niej łagodnie, ale dało się usłyszeć, że nie
przyjmował dalszej dyskusji. Nie odpowiedziała, co było przyzwoleniem.
Loki
zrobił krok naprzód. Spojrzał na nich, czekając na informację z kim ma się
zmierzyć.
-
Nie, zdrajco. – warknął bóg ojciec. – Twoja towarzyszka będzie walczyć. Weźmie
udział w tradycyjnym pojedynku. Miecz i tarcza, a jej przeciwniczką będzie Sif.
Cała
sala zamarła, a przynajmniej tak się wydawało Virveth. Dla niej teraz nie liczyło
się nic, bo w jej głowie brzmiały jego słowa.
Miała
szansę na to, by się uwolnić. Nie, zaraz. To była walka tylko o życie, nie o
wolność. Jeżeli wygra, to zapewne spędzi resztę życia w cholernym więzieniu w
najgłębszych lochach Asgardu.
-
Zgadzasz się, czy jutrzejszego dnia ma odbyć się egzekucja? – zapytał spokojnie
Odyn.
-
Będę walczyć. – odpowiedziała doniosłym, godnym głosem.
-
Zaprowadzić ich do lochu! – krzyknął jeden z dowódców wojsk na znak króla.
Prowadzili
ich przez kręte korytarze, schodzili coraz niżej, w coraz zimniejsze otchłanie
pięknej budowli…
***
Doszli
do celu ich drogi i Virveth musiała przyznać, że nie było tak źle. Ściany celi
były lekko pomarańczowe, z runami przy ich końcach. W środku było biało, a jej
cela miała tylko najpotrzebniejsze rzeczy, natomiast ta Lokiego, miała parę
udogodnień.
Usiadła
na swoim łóżku, opierając się o ścianę. Bóg kłamstw zrobił to samo na swoim.
-
Kim jest dla ciebie Frigg? – zapytała.
Zdziwił
się widocznie na to pytanie, bo trochę minęło, zanim dał jej odpowiedź.
-
Była osobą, która przygarnęła mnie, mimo tego, kim jestem. Wychowała mnie,
kochała, a ja nadal ją szanuję. – odpowiedział.
-
Więc była taka, jak Björk. Na pewno jesteś jej bardzo wdzięczny. – stwierdziła.
-
Kto wie, czy nie lepiej byłoby, gdyby mnie nie znaleźli i umarłbym w mrozach
Jotunheimu. – mówił to bardzo powoli, jakby bał się wypowiadać swoje myśli na
głos.
-
Więc jesteś bratem… - zaczęła, ale przerwał jej:
-
Thor nie jest moim bratem.
Poczuła,
że nadepnęła na czuły punkt.
-
Uważasz się za potwora, Loki? A co ma powiedzieć osoba, która nawet nie wie,
kim, lub czym jest?
Milczał.
Długo nie wypowiedział ani jednego słowa. Wiedziała, że myśli nad tym. On sam
miał świadomość ich podobieństwa. Oboje za młodu porzuceni, przygarnięci przez
kogoś obcego – oboje byli czymś, co wzbudzało obrzydzenie, lub sensację ludzi
wokół. Byli potworami, czymś innym, wyobcowanym.
-
Jak wygląda taki pojedynek? – przerwała ciszę.
-
Zacznijmy od tego, że powinniście walczyć toporami i tarczą, ale Sif jest
lepsza we władaniu mieczem. Chyba Odyn naprawdę chce nas zabić. – zaśmiał się
ironicznie.
-
Wiesz, nigdy nie walczyłam mieczem, a tym bardziej tarczą. Preferuję raczej
lekkie uzbrojenie, jak moje sztylety… - mruknęła.
-
Pewnie Odyn nawet nie wiedział, że potrafisz czymkolwiek walczyć. Po prostu
skorzystał z informacji od Heimdalla, który musiał podpatrzeć walkę na statku
chitauri. Heimdall widzi wszystko. – odpowiedział – No, prawie wszystko. Mnie
nie mógł znaleźć, dopóki nie straciłem świadomości. – dodał.
-
Więc myślą, że posługuję się magią?
-
Bardzo możliwe, ale użycie magii w takim pojedynku jest surowo zabronione. To
ma być „honorowy” pojedynek, a ty oczywiście masz polec i dać im szansę, by
mnie wreszcie zabili. Ściągnęli cię tylko po to, by udawać przed ludem Asgardu,
jak wielkim panem i władcą jest Odyn. Masz być częścią pokazu, która będzie
przedsmakiem przed finałem – moją śmiercią.
-
Nigdy nie podejrzewałam, że znajdę się w takiej sytuacji. Mitologię uwielbiałam,
dopóki była zwykłą, pieprzoną książką. – rzuciła rozdrażniona.
-
Śmierć, czy życie w celi do końca nie ma dla mnie różnicy. Możesz przegrać,
nikt nie będzie miał ci tego za złe. Ucieszysz nawet wielu mieszkańców.
Zaczęła
się zastanawiać. Tak, siedzenie w lochu do końca życia było dużo gorsze niż
śmierć.
-
Jeżeli wygrasz, to przeżyjesz jeszcze z czterdzieści, pięćdziesiąt
lat… i umrzesz. Nie będziesz siedzieć w tych białych ścianach całą wieczność. –
ciągnął.
Loki
był bogiem, to oczywiste, że czeka go bardzo, bardzo długie życie… w
zamknięciu. Miał rację, niewola i śmierć prawie niczym się nie różniły. Z
dwojga złego lepiej byłoby wybrać śmierć, ale znała siebie samą. Będzie walczyć
do końca, honor nie pozwoli jej się poddać tak łatwo, jak oczekuje tego Odyn,
czy Sif z którą będzie musiała się zmierzyć.
-
Czy Sif nie jest boginią urodzaju, miłości i urody? I nie jest żoną Thora? –
zapytała nagle.
Loki
uniósł wysoko brwi, był autentycznie zaskoczony tym pytaniem.
-
Z tym pierwszym się zgodzę, ale żoną Thora? Z tego co zauważyłem ich znajomość
ogranicza się do przyjaźni. Mimo wszystko potrafi świetnie walczyć. Nie wiem,
czy masz z nią jakiekolwiek szansę w otwartym pojedynku. Może to bardzo szybko
zakończyć, po prostu cię zabijając, lub ogłuszając. Zależy, jak widowiskowa ma
być moja śmierć. Prawdopodobnie będzie chciała odebrać ci życie, by nie
zawracać sobie tobą głowy przy mojej egzekucji.
Spojrzała
w sufit.
-
Za ile odbędzie się pojedynek?
-
Według zasad w ciągu dwóch dni od ogłoszenia.
-
Więc zostały mi dwa cholerne dni oczekiwania mojej śmierci, lub niewoli do
końca życia. Mhm, cudownie. – warknęła sarkastycznie, po czym położyła się,
chcąc wszystko jeszcze raz przemyśleć.
Extraśnie! Czekam na nexta! Mam nadzieję, że wygra.
OdpowiedzUsuńŻołnierz obmacujący Virveth po tyłku-czyli to nie tylko Loki ma wśród mieszkańców Asgardu tendencję do zaliczania każdej baby,oby było pokazane jak go Virveth potem dorwie.
OdpowiedzUsuńSarkastyczna Frigga-nie spodziewałam się jej takiej,czemu Loki nie powiedział Virveth wprost ,że Frigga jest jego przybraną matką?Ze skrytości,braku chęci do zwierzeń dopiero co poznanej osobie czy nie chciał wdawać się w szczegóły?
No i pięknie urządzono naszą dwójkę-Loki został skazany na śmierć(tym razem się nie wywinie, ze spętaną magią i związany/zamknięty w celi ma małe szanse na ucieczkę i uratowanie życia) a Virveth jeszcze gorzej-niby dano jej szansę ale tak naprawdę tak ją chcą zabić(Loki jest silniejszy od niej,lepiej by sobie poradził w walce nawet bez magii)-jej przeciwnik jest kobietą ale również Asgardianką silniejszą fizycznie i wytrzymalszą od człowieka ponadto mającą stulecia doświadczenia,Virveth ma zdolność regeneracji ale jest słabsza fizycznie-będzie to dla niej bardzo trudna walka.Ale nie zginie-to by było za proste,jeśli wygra-pewnie spędzi w asgardzkim więzieniu resztę swojego życia.Według mnie Loki powinien wytłumaczyć Virveth jak walczą Asgardczycy,jak walczy Sif,jakie są jej mocne strony,słabości.Na pewno będzie to interesująca walka.
Pozdrawiam!
Zastanawiam się właśnie, jak poradzę sobie ze sceną takiego pojedynku :). Mam to w głowie, wszystko pięknie ułożone, ale boję się, że nie wyjdzie wystarczająco interesujący opis.
UsuńPostaram się, by było ciekawie.
Pozdrawiam :)
Fajny blog. :) Mam nadzieję, że kolejne rozdziały już niedługo! :D Pozdrawiam, ;)
OdpowiedzUsuń- Raven
Hej, mam lekkie opóźnienie, ale staram się jak mogę ;)
Usuń