-->

poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 14

Zostali dosłownie zawleczeni do grupy medycznej. Zostało z nimi dwóch strażników, którzy przyglądali się uważnie pracy medyków. Leczyli rannych, biegali między rzędami jęczących ludzi, podchodząc do każdego, kto wydawał się być w gorszym stanie, niż reszta.
Nie mieli szans się uwolnić, a ich szanse zmalały jeszcze bardziej, gdy na horyzoncie pojawił się Thor, uśmiechając się zwycięsko. W jednej ręce miał swój młot, który wcześniej utracił. Był dla niego tak ważny, jak sztylety dla Virveth. Poczuła ukłucie w sercu, gdy o nich pomyślała, ale jednocześnie odetchnęła z ulgą, gdy przypomniała jej się Edith, która na pewno ich pilnowała jak oka w głowie.
Nie wiedziała, co się dzieje z resztą – z jej towarzyszką, ze Struanem, Hadenem, Varenem… Choć ten ostatni jakoś specjalnie jej nie interesował, to mimo wszystko brał udział w akcji uwolnienia jej, więc zasłużył chociaż na odrobinę uwagi.
Westchnęła, czując jak ciało jej drętwieje pod wpływem lin, które na pewno nie były normalne. Były wykonane z materiału, na który nie działała magia – tak przynajmniej usłyszała od strażników pilnujących ich. Poza tym były wytrzymały jak cholera, wspominali, że nawet olbrzym by ich nie rozerwał.
Gdy wszyscy krzątali się wokół, czasami zwracali uwagę na siedzącego Lokiego ze zwieszoną głową. Szeptali między sobą, że jest zdrajcą, na którego nie powinno się nawet patrzeć, bo przyniesie to nieszczęście.
Słuchała tych plotek z ciekawości. Nikt nie był nastawiony przyjaźnie do boga kłamstw, co jej nie dziwiło, ale nie było prawie w ogóle neutralnych osób. Niektórzy próbowali udawać, że ich nie obchodzi, ale trochę dalej odwracali głowę, by się mu przyjrzeć, uśmiechając się przy tym złośliwie. Widzieli, że nie ma na nic sił. Wielu na pewno chciało mu się w jakiś sposób odpłacić.
Czasami podchodzili do nich żołnierze, śmiejąc się głośno.
- Popatrz, ten pierdolony szczur wygląda jak zwykłe ścierwo – rechotał – szkoda, że nie leży martwy gdzieś daleko, bo oglądanie tej parszywej mordy przyprawa mnie o mdłości.
Pogadali jeszcze trochę, po czym odeszli dalej. Virveth naprawdę było ciężko uwierzyć w to, że ktoś może być aż tak znienawidzony. Nawet ona nie miała tylu wrogów w swoim życiu, a wielu rodzinom odebrała męża, żonę, dziadka, wujka, czy brata lub siostrę. Każda z tych osób nienawidziła mordercy swego krewniaka, nawet, jeżeli nie wiedzieli kto to zrobił. Chcieli, by odpowiedziała za to, chcieli, by zdechła za to, co zrobiła.
Loki nie reagował na nic, wyglądał, jakby był w zupełnie innym świecie. Miał mętny wzrok, który przypominał Virveth zombie, które widziała w telewizji.
Nie pytała o nic. Nie odzywała się do niego, bo nie widziała takiej potrzeby. Nie mieli szans na ucieczkę, a próba rozmowy z Lokim na pewno skończyłaby się fiaskiem.
Thor podszedł do jednej z osób, która leczyła jakiegoś żołnierza. Próbowała zatamować krwawienie, które nie chciało ustąpić. Pewnie była początkująca. Ktoś wrzucił ją w wir walki, bez wcześniejszego odpowiedniego przygotowania – nawet nie zauważyła, że osoba, którą tak z zawzięciem ratuje, już nie żyje.
Virveth uśmiechnęła się złośliwie. Wiedziała, że to stres, jednak nie mogła się powstrzymać, by nie zrobić głupiej miny. Dla niej upewnienie się, czy ktoś nie żyje, było priorytetem w jej robocie, więc potrafiła bardzo szybko stwierdzić czyjś zgon.
Thor widocznie to zauważył, bo spiorunował ją spojrzeniem, które ona zignorowała. Podszedł do kobiety, dotknął jej ramienia. Wziął jedną z chust, leżących przy martwym wojowniku, po czym zakrył jego twarz. Spojrzała na niego zszokowana. W jej oczach czaiły się łzy, gdy już po chwili uwolniły się, płynąc słonym potokiem.
Szok najlepszą formą nauki, jak zwykła mawiać Edith.
Virveth siedziała grzecznie, przygotowując się psychicznie do spotkania z Odynem.
Odgłosy walki stawały się coraz cichsze, coraz więcej wojowników wracało do punktu wypadowego. Zaczęto zbierać rannych i zwłoki. Wiedziała, że chcą ich pożegnać z godnością – chcą ich spalić na tratwach, po czym wypuścić w morze, lub w coś w tym rodzaju dostępnego w Asgardzie.
Chitauri dostało porządne baty. Mały oddział potworów przyszedł, by przekazać Thorowi swoją kapitulację, a on wspaniałomyślnie pozwolił im odejść, ostrzegając jednak, że jeżeli któryś z chitauri pokaże im się na oczy, to zostaną wytępieni co do jednego.
Ich wzięto na końcu. Lokiego złapano za sznur, który oplatał jego ciało i niesiono jak coś, z czym nie powinno się mieć bezpośredniego kontaktu. Virveth natomiast jeden z żołnierzy przerzucił sobie przez ramię, wykorzystując okazję i czasami trzymając rękę na jej tyłku.
Pomyślała sobie, że jeżeli uda jej się uwolnić, to dorwie tego faceta, oraz utnie mu tą pieprzoną dłoń.
Siedziała obok Lokiego w małym, ciemnym pomieszczeniu statku Asgardzkich wojowników. Byli tam zamknięci, ale jej to nie przeszkadzało. Doskonale widziała w ciemności, a bóg kłamstw miał chwilę wytchnienia. Jego blada twarz, zaczęła nabierać kolorów – czyli z kredowobiałej przechodziła w trochę mniej trupią biel.
Mimo wszystko bardzo szybko zapadał w sen, zaraz po tym jak się przebudził z poprzedniego. Lecieli długo, czasami statek trząsł się tak, jakby zaraz miał spaść i rozbić się gdzieś, gdzie nikt ich nie znajdzie. Usłyszała głosy za drzwiami:
- Przeszliśmy z jednego świata w drugi, nienawidzę tego momentu. Strasznie trzęsie.
Drugi zaśmiał się tylko w odpowiedzi, choć było słychać, że sam nie jest zbyt ucieszony z tego wszystkiego.
***
Gdy dotarli na miejsce, Virveth została wypchnięta ze statku. Tak samo Loki, ponieważ podczas podróży odzyskał część sił. Rozbudził go też pewnie fakt, że jego stopa znowu stanęła na rodzinnej ziemi.
Spojrzała na niego ukradkiem, chcąc wyszukać jakiejś słabości, ale jak zawsze był zimny, opanowany i skupiony. Rozglądał się tylko co jakiś czas, jakby bał się, że Odyn wyskoczy zza rogu krzycząc „ŚMIERĆ DLA ZDRAJCÓW!”.
Zaśmiała się na samą myśl, co było na pewno głupie w ich sytuacji. Jeden ze strażników łypnął na nią spode łba.
Szli najpierw tęczowym mostem, a potem kamienną drogą, prowadzącą wprost do niesamowitych, ogromnych budynków. Czuła się zupełnie inaczej, niż na statku S.H.I.E.L.D czy chitauri. To, co widziała było naprawdę piękne i zapierało dech w piersiach.
Ujrzała główną siedzibę asów. Szeroki budynek z kamienia który miał złotawy odcień, pokryty wieloma rodzajami dziko rosnącej roślinności – albo ktoś chciał, by to tak wyglądało. Dach był lekko szpiczasty, na samej górze miał wydrążoną głowę smoka, która groźnie spoglądała w niebo. Niby prosta konstrukcja, a zachwycała swoim pięknem i godnością. Byli dużo niżej, niż poziom samych wrót, a mury oddzielały to piękne miejsce od reszty świata.
Szli po schodach, które były dość spore jak dla tak niskiej osoby jaką była Virveth. Musiała wysoko podnosić kolana, by nastąpić na następny stopień. Loki nie miał z tym problemu, był bardzo dużego wzrostu.
Weszli do holu, który przypominał Virveth wnętrza domostw jarlów – piękne, kamienno-złote sklepienie było powstrzymywane przez ciemne, drewniane bale z wydrążonymi, nordyckimi znakami.
Niesamowicie wszystko się komponowało, nadając klimat całemu budynkowi. Z jednej strony przestronny, o odcieniu złota, a z drugiej strony drewno, które przypominało o domu. Zabójczyni mieszkała w podobnej chacie na Islandii – ozdobne drewno, palenisko…
Jej rozmarzone myśli zostały przerwane przez podniecony gwar tłumu zgromadzonego w wielkiej sali, do której zostali wprowadzeni.
- W końcu go złapali…
- Naprawdę, mam nadzieję, że go zabiją…
- Przynosi wstyd wszystkim asom…
Takie szepty towarzyszyły im przez resztę drogi, aż doszli do schodków, które prowadziły do ogromnego, złotego tronu, na którym siedział mężczyzna w starszym wieku – o siwych włosach, brodzie i chciałoby się powiedzieć, że mętnych oczach starca, ale patrząc na niego, wnioskowało się coś zgoła innego. Jego wzrok płonął, rażąc postać Lokiego, który przyglądał mu się z obojętnością.
Virveth czuła, że nie powinno jej tutaj być.
Przyglądała się opasce na oku Odyna. Przypomniało jej się, że oddał jedno z nich za wiedzę. Więc mitologia ludzi nie była, jak powiedział bóg kłamstw „stekiem bzdur”. Nawet w niej było ziarno prawdy.
Thor wyszedł zza więźniów, stając po prawicy swego ojca. Przyglądał im się, a Virveth miała wrażenie, że mogła zobaczyć współczucie w jego oczach, które skierowane było tylko do niej.
Westchnęła, czekając na swój wyrok.
- Więc w końcu cię znaleźli, Loki – głos Odyna był spokojny – i przy okazji twoją towarzyszkę, która jakimś cudem dała radę uwolnić cię z więziennych łańcuchów.
Widząc, że nikt nie ma zamiaru dodać nic od siebie, ciągnął:
- Raz daliśmy ci szansę. Więcej nie popełnię tego błędu. Chcę, by jutro wykonano egzekucję. Nie będzie pożegnania, Loki. Twoje ciało zostanie potraktowane jak osoby bez honoru.
Twarz boga kłamstw nie wyrażała nic. Przez chwilę przypominała tę twarz, którą widziała w celi, gdy chitauri przyprowadzili go z powrotem.
Musiał mimo wszystko szanować Odyna i taka kara z jego strony musiała go zaboleć.
- A ty, kobieto… pójdziesz razem z nim.
Otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale po chwili je zamknęła. Przez głowę przebiegało jej tysiące myśli – co z jej przybraną matką? Nigdy już jej nie zobaczy? Co z Edith, Struanem…? Nawet tym cholernym Varenem i jego bratem Hadenem?
- Ja… - w końcu coś z siebie wydobyła. Pierwszy raz w życiu czuła się tak osaczona przez własne myśli. Czuła się jak zupełnie obca osoba, jak bezbronna dziewczynka, przed którą stał drapieżnik, który zaraz się na nią rzuci i rozszarpie jej gardło.
Do pomieszczenia wbiegła kobieta w sukni. Smukła, o bardzo ładnej twarzy. Martwiła się, bruzda szpeciła jej czoło. Ciemne, brązowe włosy były spięte w luźny kok.
Dopiero teraz Loki na cokolwiek zareagował. Podążył za nią wzrokiem, który po chwili spuścił, jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku.
Virveth była bardzo zaskoczona takim obrotem spraw.
Kobieta stanęła po lewej stronie boga ojca, po czym zaczęła coś gorączkowo do niego szeptać. Była zirytowana. Odyn machnął ręką, jakby chciał ją uciszyć, na co powiedziała o wiele głośniej:
- Dziękuję ci, mój mężu, że powiedziałeś mi o schwytaniu Lokiego! – rzuciła sarkastycznie.
Na pewno w normalne dni była damą, która nie unosiła się zbytnio, ale obecna sytuacja musiała wytrącić ją z równowagi.
- Mimo wszystko uważam, że powinieneś pozwolić im chociaż zawalczyć o swoje życia.
Bóg opadł zmęczony na swój tron, przecierając dłonią czoło. Rozważał jej słowa, w końcu musiał się z nią liczyć.
- Pojedynek? – zapytał nagle – Czy taka forma walki o życie jest dla ciebie dopuszczalna, najdroższa Frigg?
Zacisnęła usta w wąską kreskę. Odyn mówił do niej łagodnie, ale dało się usłyszeć, że nie przyjmował dalszej dyskusji. Nie odpowiedziała, co było przyzwoleniem.
Loki zrobił krok naprzód. Spojrzał na nich, czekając na informację z kim ma się zmierzyć.
- Nie, zdrajco. – warknął bóg ojciec. – Twoja towarzyszka będzie walczyć. Weźmie udział w tradycyjnym pojedynku. Miecz i tarcza, a jej przeciwniczką będzie Sif.
Cała sala zamarła, a przynajmniej tak się wydawało Virveth. Dla niej teraz nie liczyło się nic, bo w jej głowie brzmiały jego słowa.
Miała szansę na to, by się uwolnić. Nie, zaraz. To była walka tylko o życie, nie o wolność. Jeżeli wygra, to zapewne spędzi resztę życia w cholernym więzieniu w najgłębszych lochach Asgardu.
- Zgadzasz się, czy jutrzejszego dnia ma odbyć się egzekucja? – zapytał spokojnie Odyn.
- Będę walczyć. – odpowiedziała doniosłym, godnym głosem.
- Zaprowadzić ich do lochu! – krzyknął jeden z dowódców wojsk na znak króla.
Prowadzili ich przez kręte korytarze, schodzili coraz niżej, w coraz zimniejsze otchłanie pięknej budowli…
***
Doszli do celu ich drogi i Virveth musiała przyznać, że nie było tak źle. Ściany celi były lekko pomarańczowe, z runami przy ich końcach. W środku było biało, a jej cela miała tylko najpotrzebniejsze rzeczy, natomiast ta Lokiego, miała parę udogodnień.
Usiadła na swoim łóżku, opierając się o ścianę. Bóg kłamstw zrobił to samo na swoim.
- Kim jest dla ciebie Frigg? – zapytała.
Zdziwił się widocznie na to pytanie, bo trochę minęło, zanim dał jej odpowiedź.
- Była osobą, która przygarnęła mnie, mimo tego, kim jestem. Wychowała mnie, kochała, a ja nadal ją szanuję. – odpowiedział.
- Więc była taka, jak Björk. Na pewno jesteś jej bardzo wdzięczny. – stwierdziła.
- Kto wie, czy nie lepiej byłoby, gdyby mnie nie znaleźli i umarłbym w mrozach Jotunheimu. – mówił to bardzo powoli, jakby bał się wypowiadać swoje myśli na głos.
- Więc jesteś bratem… - zaczęła, ale przerwał jej:
- Thor nie jest moim bratem.
Poczuła, że nadepnęła na czuły punkt.
- Uważasz się za potwora, Loki? A co ma powiedzieć osoba, która nawet nie wie, kim, lub czym jest?
Milczał. Długo nie wypowiedział ani jednego słowa. Wiedziała, że myśli nad tym. On sam miał świadomość ich podobieństwa. Oboje za młodu porzuceni, przygarnięci przez kogoś obcego – oboje byli czymś, co wzbudzało obrzydzenie, lub sensację ludzi wokół. Byli potworami, czymś innym, wyobcowanym.
- Jak wygląda taki pojedynek? – przerwała ciszę.
- Zacznijmy od tego, że powinniście walczyć toporami i tarczą, ale Sif jest lepsza we władaniu mieczem. Chyba Odyn naprawdę chce nas zabić. – zaśmiał się ironicznie.
- Wiesz, nigdy nie walczyłam mieczem, a tym bardziej tarczą. Preferuję raczej lekkie uzbrojenie, jak moje sztylety… - mruknęła.
- Pewnie Odyn nawet nie wiedział, że potrafisz czymkolwiek walczyć. Po prostu skorzystał z informacji od Heimdalla, który musiał podpatrzeć walkę na statku chitauri. Heimdall widzi wszystko. – odpowiedział – No, prawie wszystko. Mnie nie mógł znaleźć, dopóki nie straciłem świadomości. – dodał.
- Więc myślą, że posługuję się magią?
- Bardzo możliwe, ale użycie magii w takim pojedynku jest surowo zabronione. To ma być „honorowy” pojedynek, a ty oczywiście masz polec i dać im szansę, by mnie wreszcie zabili. Ściągnęli cię tylko po to, by udawać przed ludem Asgardu, jak wielkim panem i władcą jest Odyn. Masz być częścią pokazu, która będzie przedsmakiem przed finałem – moją śmiercią.
- Nigdy nie podejrzewałam, że znajdę się w takiej sytuacji. Mitologię uwielbiałam, dopóki była zwykłą, pieprzoną książką. – rzuciła rozdrażniona.
- Śmierć, czy życie w celi do końca nie ma dla mnie różnicy. Możesz przegrać, nikt nie będzie miał ci tego za złe. Ucieszysz nawet wielu mieszkańców.
Zaczęła się zastanawiać. Tak, siedzenie w lochu do końca życia było dużo gorsze niż śmierć.
- Jeżeli wygrasz, to przeżyjesz jeszcze z czterdzieści, pięćdziesiąt lat… i umrzesz. Nie będziesz siedzieć w tych białych ścianach całą wieczność. – ciągnął.
Loki był bogiem, to oczywiste, że czeka go bardzo, bardzo długie życie… w zamknięciu. Miał rację, niewola i śmierć prawie niczym się nie różniły. Z dwojga złego lepiej byłoby wybrać śmierć, ale znała siebie samą. Będzie walczyć do końca, honor nie pozwoli jej się poddać tak łatwo, jak oczekuje tego Odyn, czy Sif z którą będzie musiała się zmierzyć.
- Czy Sif nie jest boginią urodzaju, miłości i urody? I nie jest żoną Thora? – zapytała nagle.
Loki uniósł wysoko brwi, był autentycznie zaskoczony tym pytaniem.
- Z tym pierwszym się zgodzę, ale żoną Thora? Z tego co zauważyłem ich znajomość ogranicza się do przyjaźni. Mimo wszystko potrafi świetnie walczyć. Nie wiem, czy masz z nią jakiekolwiek szansę w otwartym pojedynku. Może to bardzo szybko zakończyć, po prostu cię zabijając, lub ogłuszając. Zależy, jak widowiskowa ma być moja śmierć. Prawdopodobnie będzie chciała odebrać ci życie, by nie zawracać sobie tobą głowy przy mojej egzekucji.
Spojrzała w sufit.
- Za ile odbędzie się pojedynek?
- Według zasad w ciągu dwóch dni od ogłoszenia.

- Więc zostały mi dwa cholerne dni oczekiwania mojej śmierci, lub niewoli do końca życia. Mhm, cudownie. – warknęła sarkastycznie, po czym położyła się, chcąc wszystko jeszcze raz przemyśleć. 

5 komentarzy:

  1. Extraśnie! Czekam na nexta! Mam nadzieję, że wygra.

    OdpowiedzUsuń
  2. Żołnierz obmacujący Virveth po tyłku-czyli to nie tylko Loki ma wśród mieszkańców Asgardu tendencję do zaliczania każdej baby,oby było pokazane jak go Virveth potem dorwie.
    Sarkastyczna Frigga-nie spodziewałam się jej takiej,czemu Loki nie powiedział Virveth wprost ,że Frigga jest jego przybraną matką?Ze skrytości,braku chęci do zwierzeń dopiero co poznanej osobie czy nie chciał wdawać się w szczegóły?
    No i pięknie urządzono naszą dwójkę-Loki został skazany na śmierć(tym razem się nie wywinie, ze spętaną magią i związany/zamknięty w celi ma małe szanse na ucieczkę i uratowanie życia) a Virveth jeszcze gorzej-niby dano jej szansę ale tak naprawdę tak ją chcą zabić(Loki jest silniejszy od niej,lepiej by sobie poradził w walce nawet bez magii)-jej przeciwnik jest kobietą ale również Asgardianką silniejszą fizycznie i wytrzymalszą od człowieka ponadto mającą stulecia doświadczenia,Virveth ma zdolność regeneracji ale jest słabsza fizycznie-będzie to dla niej bardzo trudna walka.Ale nie zginie-to by było za proste,jeśli wygra-pewnie spędzi w asgardzkim więzieniu resztę swojego życia.Według mnie Loki powinien wytłumaczyć Virveth jak walczą Asgardczycy,jak walczy Sif,jakie są jej mocne strony,słabości.Na pewno będzie to interesująca walka.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiam się właśnie, jak poradzę sobie ze sceną takiego pojedynku :). Mam to w głowie, wszystko pięknie ułożone, ale boję się, że nie wyjdzie wystarczająco interesujący opis.
      Postaram się, by było ciekawie.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Fajny blog. :) Mam nadzieję, że kolejne rozdziały już niedługo! :D Pozdrawiam, ;)
    - Raven

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, mam lekkie opóźnienie, ale staram się jak mogę ;)

      Usuń