Cała
trójka trenowała, gdy czekała na wiadomość od Lokiego. Tak naprawdę czekała
tylko Edith, biorąc pod uwagę podejście braci do całej sytuacji – oni robili
swoje, dopóki zabójczyni nie dała im znać, że czas połączyć siły we wspólne
działanie.
Prowadząc
taki tryb życia, musisz dbać o swoje ciało, kondycję. Edith czytała dodatkowo
książki, które pozwalały jej lepiej poznać psychikę ludzką. Przy torturach, czy
wyciąganiu informacji zawsze wiedza tego typu była przydatna, a ona nie
spoczywała na laurach i czytała coraz więcej pozycji, zwłaszcza tych
najnowszych, oraz sporo artykułów na te tematy.
Siedziała
wygodnie na kanapie, popijając herbatę i czytając jedną z takich książek. O
mało nie wylała na siebie gorącego napoju, gdy głośny trzask rozległ się w
salonie. Na środku pomieszczenia pojawiła się mała szpara, która powiększała
się z każdą sekundą, aż w końcu była wystarczających rozmiarów, by Tony Stark
mógł przez nią przejść.
-
Minęły dwa tygodnie, a ty nagle wpadasz, jakby nigdy nic. – burknęła.
-
Przez te dwa tygodnie zdążyłem poznać wszystkich ludzi, którzy mają z nim
cokolwiek wspólnego. – powiedział to, pokazując palcem na swoją twarz.
-
I coś wymyśliłeś?
-
Oczywiście. Wczoraj przysłali nową sekretarkę. Pozbędę się jej jutro z rana, a
ty zajmiesz jej miejsce. Użyjemy przemiany, tak jak wcześniej.
Jęknęła.
Od razu na myśl przyszło jej wspomnienie, jak ciężko przeszła ostatnią
przemianę.
-
Twoi wspólnicy także. Zajmą miejsce dwóch pilotów prywatnego śmigłowca Starka.
Ich też wyeliminuję.
-
Nie zaszkodzisz im? – zapytała.
-
Nie bądź śmieszna. Moja magia jest doskonała w każdym calu. – prychnął.
-
Narcyz… - mruknęła cicho.
-
Puszczę to mimo uszu. Twoim zadaniem jest teraz wprowadzić tamtą dwójkę w
szczegóły. Jutro po południu Stark ma umówione spotkanie na pokładzie statku,
gdzie przetrzymują twoją przyjaciółeczkę. Mam nadzieję, że któryś z braci
potrafi sterować tym midgardzkim ustrojstwem?
-
Haden ma w tym dość spore doświadczenie. Czyli ja udam się z tobą, a oni będą
czekać w pogotowiu?
-
Tak. Gdy już wszystko się uspokoi, wymkniesz się ze spotkania i zaczniesz
szukać sztyletów.
-
Skąd…? – zapytała zaskoczona.
-
Obserwacja jest kluczem do wielu odpowiedzi. Ja nie mam zamiaru bawić się w
szukanie tego. Za dużo zachodu. Poza tym będzie mi łatwiej uwolnić tę kobietę,
niż tobie.
Miał
rację. Edith doskonale o tym wiedziała.
-
Dobra, spróbuję wszystko załatwić. Nie obiecuję, że mi uwierzą.
Loki
nic nie odpowiedział. Po prostu przeszedł przez portal, prawdopodobnie wracając
do wieży Starka.
Opadła
z impetem na oparcie kanapy. Przeczesała dłonią włosy.
-
Cholera, jak ja ich przekonam?
***
Haden
i Varen wrócili bardzo późno. Nie wiedziała, gdzie byli. Nigdy ich o to nie
wypytywała. Podejrzewała jednak, że ćwiczyli, ostatnio ich forma bardzo się
poprawiła. Stres tak właśnie działa na ludzi, popycha ich w działanie, do
którego przykładają się sto razy bardziej, niż gdy nie ma żadnego zagrożenia.
Jeżeli
coś nie wypali, to może już nigdy się nie spotkają. Wolałaby nie widzieć
zimnego ciała jednego z nich. Na samą myśl przeszedł jej dreszcz po plecach.
Stali
w przedpokoju i rozbierali się z ubrań wierzchnich. Rozmawiali o czymś, co
całkowicie nie interesowało Edith. Podeszła do nich powoli, patrząc na ich
twarze.
W
końcu oni spojrzeli na nią.
-
Co jest, mała? – zapytał Haden.
-
Mam już plan działania. – odpowiedziała spokojnie, po czym wzięła głęboki
wdech.
-
No to mów. – wtrącił się Varen.
-
Dobra, od czego zacząć… Loki nie pochodzi stąd… to znaczy w ogóle nie pochodzi
z naszego świata. Pochodzi z Asgardu, jest bogiem kłamstw i innych pierdół i
chce użyć na nas przemiany, by ukryć naszą prawdziwą tożsamość. Jutro rano ma
się pozbyć osób, które zastąpimy i wtedy…
-
Czy ty coś ćpałaś? – zapytał młodszy.
-
Varen, nie robię sobie jaj. Mówię, kurwa, poważnie.
-
Haha, bardzo śmieszne. Idę spać i błagam, nie rzucaj mi tutaj czymś takim, gdy
myślę jedynie o ciepłym łóżku, które na mnie czeka. – warknął, po czym ją
wyminął.
-
Ty też mi nie wierzysz, co? – mruknęła do Hadena.
-
Wiesz, ciężko uwierzyć w takie coś. Może po prostu poczekamy na Lokiego?
Haden
jak zawsze był dżentelmenem. Nie chciał jej urazić, więc przekazał swoje zdanie
w sposób, którego nie można było odebrać za atak, czy obelgę. Poszedł do
swojego pokoju, zostawiając kobietę samą na korytarzu. Uderzyła pięścią w
ścianę.
-
Ja pierdole, czy ten debil naprawdę myślał, że mi uwierzą? – warczała pod
nosem.
Machnęła
ręką, jakby chciała komuś pokazać, że jej to nie obchodzi. Odwróciła się na
pięcie, postanawiając by wrócić do swojego pokoju.
-
Rano zobaczycie, gnojki. – burknęła jeszcze na odchodne.
***
Obudził
ją trzask rozbijanego szkła. Powoli wstała, założyła szlafrok i wyszła ze
swojej sypialni. Doskonale wiedziała, co to oznacza.
Ledwo
przeszła przez próg kuchni i już nie mogła powstrzymać śmiechu. Haden stał przy
blacie, kompletnie skołowany. Przyglądał się Lokiemu, który uniósł swoje czarne
brwi, ukazując tym samym swoją dezaprobatę.
-
Chyba wczoraj się nie zrozumieliśmy. – skierował te słowa do Edith, która
oparła się o framugę.
-
Błagam cię, Loki, naprawdę myślałeś, że mi uwierzą? – zaśmiała się – Macie za
swoje. – dodała.
-
Jak chciałaś uratować Virveth, gdy nie posiadasz w sobie ani krzty prawdziwej,
władczej charyzmy?
Nacisnął
na punkt, którego nie powinien nawet musnąć.
-
Słuchaj, pieprzony ignorancie. Potrafię przekonać i mężczyzn i kobiety, by
jedli mi z ręki, ale nie mam zamiaru używać tego typu sztuczek na swoich
wspólnikach.
-
Ja bym nie miał nic przeciwko. – mruknął Haden.
-
Więc jak, wielki panie mądralo, przekonałbyś ludzi do czegoś tak absurdalnego,
bez użycia jakiejkolwiek magii? – zignorowała wstawkę jednego z braci.
-
Z tego, czego nauczyłem się o historii waszego świata, mogę wywnioskować że
jesteście bardzo podatni na kłamstwa, które nie mają logicznej podstawy, jeśli
ktoś jest wystarczająco charyzmatyczny. – odpowiedział spokojnie.
-
Więc… - przerwał im Haden. – To wszystko wydaje się ostro popierdolone.
-
Pracowałeś w S.H.I.E.L.D i nie wiedziałeś o takich rzeczach? – zapytała Edith.
-
Nie. Kosmici, potwory, czy ludzie z wielką ilością pieniędzy mogący robić co
chcą i być kim chcą. To wszystkie informacje, jakie mogłem wykraść, ale nic mi
o bóstwach nie wiadomo. Asgard? Czy czasem Virveth nie interesowała się
mitologią? – odpowiedział.
-
Nieważne. Skoncentrujmy się na tym, co dzisiaj ma być zrobione. – przerwał
Loki.
-
Dzisiaj?! – wtrącił się Varen, który właśnie wszedł do pomieszczenia. – Dzisiaj
ma być jakaś akcja, a my dowiadujemy się o tym parę godzin przed?
-
Nie unoś się, wątły człowiecze. – zimny ton głosu, wręcz mroczny uciął pierwsze
oznaki buntu. Nikt już się nie odzywał, oprócz boga kłamstw. – Wczoraj wprowadziłem
Edith w szczegóły, a dzisiaj będę musiał się powtarzać. Powiem to ostatni raz,
a potem dokonamy przemiany i udamy się przez portal do budynku zamieszkanego
przez Starka.
***
Siedzieli
w śmigłowcu, a dwóch mężczyzn nadal nie mogło pojąć, jak to możliwie, że
wyglądają zupełnie inaczej, niż zawsze.
Edith
była w świetnym humorze, ponieważ bracia bardzo emocjonalnie przeżyli swoją
przemianę. Od razu zaczęli udawać inne osoby, traktowali to jak zabawę, byli
wręcz odprężeni. Znieśli to o wiele lepiej, niż myślała.
-
Loki, jesteś potworem. – stwierdził nagle Haden, śmiejąc się.
Bóg
kłamstw nic na to nie odpowiedział.
Starszy
z braci zabrał się do roboty. Przygotowywał wszystko do startu, reszta także.
Omawiali wszystko. Mieli siedzieć w śmigłowcu, a gdy wybuchnie zamieszanie,
mają wznieść się w powietrze i krążyć.
-
Pamiętaj, żeby od razu się skontaktować, jak coś pójdzie nie tak. – powiedział
Varen do Edith. – Błagam, nie udawaj bohaterki. Dziwaka zawsze możesz zostawić,
nikt nie będzie za nim płakał.
-
Rozumiem, że zapytanie się ciebie, czy nie chcesz pluskwy, by w razie czego się
skontaktować z nami, byłoby odebrane jako afront? – zapytała Lokiego.
Machnął
tylko ręką. Był zbyt dumny, by przyjąć coś od zwykłego śmiertelnika.
-
Daj to chociaż Virveth, gdy ją spotkasz. – wcisnęła mu malutkie urządzenie do
ręki. – Niech ona ma możliwość kontaktu z nami.
Baza
znajdowała się bardzo, bardzo wysoko, a w dodatku była dobrze ukryta.
Śmigłowiec Starka był wyposażony we wszystkie możliwe urządzenia
naprowadzające, więc mimo wszystko nie było problemów z dotarciem na miejsce.
Serce
Edith zadrżało podekscytowane, gdy lądowali na miejscu do tego wyznaczonym.
Wysiedli
z helikoptera, rzuciła tylko szybkie spojrzenie na Hadena. Mimo wszystko miała
świadomość zagrożenia i to spojrzenie było jak nieme pożegnanie… Tak na wszelki
wypadek.
Sporo
agentów podeszło, by wypytywać o coś Lokiego, który odpowiadał ze stoickim
spokojem. Wyszła za nim, stanęła po jego prawej stronie i przyglądała się
skołowana zaciekawionym twarzom najwidoczniej młodych, początkujących agentów. Zapewne
spotkanie z taką osobistością jak Tony Stark było dla nich ogromnym przeżyciem.
-
Musimy już iść. – głos Starka doszedł do jej uszu. Przeprosił wszystkich
zgromadzonych wokół niego, po czym ich wyminął. Edith ruszyła za nim.
Kierowali
się do poziomu minus pierwszego, do bazy dowodzenia.
-
Musimy zgłosić swoje przybycie. Będę musiał prawdopodobnie zostać na spotkaniu,
wtedy ty ruszysz w swoją stronę, a ja po zakończeniu tego wszystkiego. – mówił cichym,
spokojnym głosem.
Nie
odpowiedziała mu. Szła za nim krok w krok, aż stanęli naprzeciwko wielkich,
czarnych wrót, które rozsunęły się przed nimi, ukazując im ogromne
pomieszczenie. Na środku stał okrągły, biały stół, a przy nim trzy osoby, z
czego dwie zdążyła już wcześniej poznać. Clinton, którego nazwisko wypowiedział
na bankiecie Loki, oraz ruda agentka, która ścigała Virveth. Był jeszcze jeden
mężczyzna, którego nie znała. Blondyn, który nawet się jej spodobał, a przy jego
krześle stała tarcza w kolorach niebieskim, białym i czerwonym.
-
Stark, czekamy jeszcze na resztę, zaraz powinni się zjawić. – powiedziała agentka.
Edith
zaczęła rozglądać się wokół. Ludzie przy komputerach, lub innych urządzeniach,
prawdopodobnie do sterowania całym statkiem, albo jego kontroli. Niektórzy
ciężko pracowali, choć dostrzegła, że niektórzy grali w gry, takie jak PacMan,
czy inne, których nie znała. Normalny, spokojny dzień.
-
To Twoja sekretarka? Po co ją wziąłeś? Nie może przecież uczestniczyć w
spotkaniu. – powiedział sucho Clinton.
-
Po naszym spotkaniu mam więcej spraw do załatwienia. – odpowiedział. – Gdy wszystko
się zacznie, na pewno moja towarzyszka czymś się zajmie i po prostu na mnie
zaczeka.
-
Ehh, obrzydliwie bogaty facet może sobie pozwolić na takie rzeczy. – mruknęła ruda.
Nagle
do środka zaczęło wchodzić coraz więcej osób, a Loki machnął znacząco ręką.
Kiwnęła głową. Opuściła miejsce spotkania i ruszyła w stronę poziomu minus
trzeciego. Wyuczyła się planu całego kompleksu na pamięć.
-
Wszystko idzie zgodnie z planem. – mruknęła do pluskwy. Haden nie odpowiedział,
bo to jednostronna wymiana informacji.
Mijała
strażników uzbrojonych po zęby. Niektórzy ją zaczepiali, żartując z niej, że
pewnie jest szpiegiem. Uśmiechała się wtedy uwodzicielsko, pokazując kartę
sekretarki. Mogła poruszać się po kompleksie, nie miała dostępu tylko do
więźniów i zbrojowni.
Stanęła
niedaleko wejścia jej celu. Stał przy nich jeden, najwidoczniej bardzo znudzony
strażnik. Jej ponętne ustna rozszerzyły się w uśmiechu.
-
Dobrze, że byłaś taka seksowna, pani sekretarko. – szepnęła pod nosem. Nie
wiedziała, co Loki zrobił z ciałami sekretarki i dwóch pilotów, ale tak szczerze
jej to nie obchodziło.
Odpięła
górę swojej koszuli, ukazując trochę dekolt. Podeszła niby od niechcenia do
mężczyzny, oparła się obok niego, przy ścianie. Zerknął na nią.
-
No proszę, cóż za piękne towarzystwo. Upiększa mi pani wartę. – powiedział.
-
Jesteś bardzo miły. – odpowiedziała. – Lubię, gdy ktoś mówi mi, że jestem
piękna.
-
Mógłbym pani mówić to cały czas. Rzadko spotyka się takie piękności.
Prosty, zwykły
mężczyzna. Naprawdę chce mnie przelecieć.
-
A myślisz, że można komuś pokazać jak bardzo jest ładny? – zapytała niewinnie,
kierując się bliżej drzwi do zbrojowni. Przegryzła wargę, spoglądając na jego
spodnie, w miejscu wiadomym. Pokazywała mu w ten sposób swoje zainteresowanie.
-
Mógłbym pani pokazywać cały dzień, jaka jest pani cudowna. – odpowiedział,
chwytając haczyk.
-
Myślisz, że jakby ktoś zamknął się w środku, to inni by go usłyszeli? – zadała kolejne
pytanie.
Spojrzał
na nią nagle podejrzliwie. Edith jednak była nieugięta i nadal uśmiechała się w
ten sam, uwodzicielski sposób. Z resztą sama dawno tego nie robiła, więc z drugiej
strony też była chętna, a to należało do jej ulubionego typu zabójstwa – dwie osoby
splecione w miłosnym uścisku, a gdy ona dochodzi, zabija go jednym, celnym
wbiciem noża w tętnice szyjną.
-
Hmh, czy sądzi pani, że powinna się ze mną udać do środka?
***
Loki
w myślach śmiał się z osób będących na spotkaniu, gdy oni dyskutowali ze sobą.
Rozmawiali właśnie o Virveth i złapaniu Edith. Zaczęli także podejrzewać, że
ktoś z szeregów S.H.I.E.L.D ich zdradza. Co jakiś czas bóg kłamstw udzielał
się, zazwyczaj były to jakieś uwagi dotyczące tego, co mówili inni. Był
spokojny, wszystko szło gładko.
-
Dziękuję za przybycie. – powiedział nagle czarnoskóry mężczyzna, kończąc tym
samym całe zebranie. Loki podniósł się powoli, ruszając do wyjścia.
-
Idziesz poszukać swojej sekretareczki? – zapytał Clinton.
-
Tak, pewnie kręci się gdzieś niedaleko. – odpowiedział i wyszedł.
Nie
obchodziło go, gdzie jest teraz Edith. Skoro wszystko jest spokojne, tak, jak
było przed ich przybyciem, to wszystko musiało się jej udawać.
Kobieta
nie wiedziała, że wcześniej rozmawiał z Hadenem. Pytał się, czy mężczyzna zna
się na monitoringu i czy dałby radę zakłócić jego przekazywanie.
Jak
się okazało, był w tym istnym specem. Loki miał przy sobie pluskwę. Miał zamiar
użyć jej tylko raz, gdy znajdzie się już przy celach, by uwolnić Virveth. Wtedy
Haden zacznie działać.
Udał się w stronę poziomu minus drugiego. Tam
czekała niczego nieświadoma zabójczyni.
***
Eidh
rozglądała się wokół. Zauważyła tylko jedną kamerę. Pod nią, w rogu niczego nie
powinno widać, więc mogła działać w miarę swobodnie.
Spojrzała
na mężczyznę, który był już bardzo podekscytowany. Podeszła pod kamerę i
zachęciła go ruchem ręki. Podszedł do niej. Od razu zaczął ją obmacywać. W
ogóle nie był delikatny, ale ona lubiła takiego rodzaju mężczyzn. Odłożyła obok
torebkę, w której znajdował się nóż, gotowy, by go użyć.
Rozpiął
jej koszulę, a ona powoli ściągała z niego części uzbrojenia. Został tylko w
bluzie, spodniach i butach.
Podniósł
wyżej jej biustonosz, a jego oczom ukazały się dwie, spore piersi. Pewnie
myślał, że to jego szczęśliwy dzień. Ściskał je, pieścił sutki.
Edith
zaczęła szybciej oddychać, podnieciła się.
-
Lubię się ostro pieprzyć. – wydyszała mu do ucha.
Podniósł
do góry jej spódnicę, chwycił za gumkę od majtek i szybkim ruchem ściągnął je z
niej. Uśmiechnął się, rozpiął spodnie, wyciągając swoją męskość.
Przygniótł
ją do ściany, uniósł ją, był bardzo silny. Objęła go nogami i już po chwili
czuła, jak jednym, mocnym ruchem strażnik wchodzi w jej ciało. Od razu zaczął
ostro, do serca wziął sobie jej słowa. Objęła go rękami, jęcząc.
Zaczął
wychodzić, wchodzić, a ona czuła, jak mięśnie jej podbrzusza słodko się
zaciskają. Czuła, że jest coraz bliżej spełnienia, więc musiała zbliżyć się do
swojej torebki. Chwyciła go za włosy, po czym pociągnęła trochę do tyłu.
-
Połóż mnie na podłodze i weź najmocniej, jak potrafisz. – mruknęła.
Zrobił
to. Chwycił ją za biodra, gdy leżała na plecach. Teraz przyspieszył
maksymalnie. Ciało Edith napinało się powoli.
Był
dobry, więc cieszyła się jeszcze bardziej z tego zabójstwa. Czasami zdarzali
się mężczyźni, którzy po chwili dawali oznaki, że będą dochodzić, gdy ona nawet
się nie rozgrzała, ale takim nie dawała długo pożyć, zawsze była rozczarowana
takimi typami.
Złapała
go rękami za głowę, przybliżając go do swojej piersi. Jedną ręką sięgnęła do
torebki. Wyczuła zimne ostrze. W tym momencie oblała ją fala gorąca, a jej
ciało wygięło się w łuk, gdy dochodziła z głośnym jękiem. Szybkim ruchem
wyciągnęła ostrze, wbijając mu w tętnicę. Widziała tylko szok na jego twarzy,
gdy przykładał swoje dłonie do rany na szyi. Wycofał się, wychodząc z niej.
-
Ty… su… - nie dokończył, padając twarzą przed leżącą Edith, która pławiła się w
odczuciach towarzyszących po orgazmie.
Zaśmiała
się. Powoli wstała i zaczęła się ubierać. Duża część jej ciała i ubrań była we
krwi, ale nie przejmowała się tym. Zaczęła szukać sztyletów.
Wiedziała,
że zaraz ktoś spojrzy na kamerę, ukazującą to właśnie pomieszczenie. Wtedy
dopiero zacznie się prawdziwa gra w kotka i myszkę.
***
Virveth
siedziała spokojnie, z lekko przymkniętymi oczami. Struan robił głupie miny do
swojego odbicia w bańce.
-
Ty naprawdę jesteś dorosły? – mruknęła, uśmiechając się delikatnie.
A co, nie wyglądam?
Uśmiechnął się
szeroko, pokazując kły. Może to właśnie przez te kły go polubiła, znalazła
kogoś chociaż w pewnym stopniu do niej podobnego.
Nagle
Struan cały się najeżył, napiął każdy mięsień w jego ciele.
Do
pomieszczenia wszedł Tony Stark, wymijając spokojnie strażników.
Uważaj, coś jest z
nim nie tak. Jest inny, niż wcześniej.
Virveth
spoglądała podejrzliwie na nadchodzącego mężczyznę.
-
Dawno się nie widzieliśmy. – powiedział spokojnie.
-
Czego znów chcesz? – zapytała, również spokojnie.
Zaśmiał
się, odwrócił w stronę strażników.
-
Czy moglibyście na chwilę opuścić te pomieszczenie? Chcę z nią o czymś
porozmawiać.
-
Ale… - zaczął jeden z nich.
-
No naprawdę, za kogo mnie masz? – warknął Stark.
To
od razu podziałało. Wszyscy tutaj obecni znali go i siłę jego pieniędzy. Nie
warto było mu się sprzeciwiać, nawet, jeśli jego prośby były często
egoistycznymi zachciankami.
Gdy
wszyscy wyszli, wbił w nią swój zimny wzrok.
Virveth
drgnęła. Od razu z kimś się jej skojarzył…
Tony
podszedł do panelu sterowania bańkami. Myślał przez chwilę, po czym oparł się
dłońmi o przeciwległe krawędzie urządzenia
-
Zacznij. – powiedział spokojnie. Virveth pomyślała, że ma jakąś pluskwę, lub
coś w tym rodzaju przy sobie.
Zaczął
klikać w przyciski, które wydawały z siebie głośny dźwięk, gdy to robił. Ściana
jej celi nagle rozsunęła się, dzięki czemu mogła wyjść. Przyglądała mu się
zszokowana.
-
Teraz wszystko się zacznie, głupia. – głos Tonego brzmiał teraz jak głos, który
był tak zimny jak tereny Islandii, które zamieszkiwała za młodu, a jego ciało
zaczęło się zmieniać. Już po chwili stał przed nią Loki w całej okazałości,
patrząc na nią z góry.
-
Co…? – dukała zaskoczona.
-
Ruszaj się, nie mamy czasu. – powiedział.
Odwróciła
głowę w stronę Struana.
-
Uwolnij też jego. – wskazała w stronę zamkniętego mężczyzny.
-
Czy to koncert życzeń? – warknął, ale zrobił to. Struan też był wolny.
Oboje
wyszli, rozprostowali się.
-
Czy są tutaj też inni? – zapytała niepewnie, jakby bała się, że Edith jednak
nie będzie i jej podejrzenia o jej zdradzie okazały się słuszne.
-
Wszyscy. Masz to. – Rzucił jej pluskwę. – Skontaktuj się z nimi, jeśli chcesz.
-
Nie teraz. Wydostańmy się stąd. Masz jakiś plan?
-
Owszem. Będę musiał was ukryć.
Nagle
rozległ się alarm, a głos w głośnikach ogłosił, że wszyscy mają się wstawić na
swoje pozycje.
-
TO NIE SĄ ĆWICZENIA, POWTARZAM. UCIEKA DWÓCH WIĘŹNIÓW, VIRVETH BJORKDOTTIR, WRAZ
ZE STRUANEM. MAJĄ WSPÓLNIKÓW, ZACHOWAJCIE OSTROŻNOŚĆ.
-
No to wpadliśmy w niezłe gówno. – mruknęła Virveth.
-
Najwidoczniej. – powiedział Struan.
Spojrzała
na niego zaskoczona. Miał taki sam głos, jaki słyszała w swojej głowie.
Loki
machnął ręką, po czym po prostu zniknął. Rozejrzała się, Struan też.
-
Nie panikuj, chwyć za mój płaszcz. Niech twój towarzysz chwyci ciebie. Nie
możemy się rozdzielić. – beznamiętny głos boga kłamstw wypełnił jej uszy.
Uczyniła
to. Poczuła też, jak drugi mężczyzna niezgrabnie łapie ją za ramię. Loki
ruszył, a oni za nimi.
-
Moje sztylety! – wyszeptała.
-
Twoja przyjaciółeczka się tym zajęła.
Już
nic nie mówiła. Dała się prowadzić Lokiemu, który był bardzo spokojny,
opanowany. Nie było w nim żadnych uczuć, wyglądało to tak, jakby szedł na
spacer. Wymijali wszystkich, gdy nagle zjawiła się spora ilość ludzi na
korytarzu. Weszli do otwartego, ogromnego pomieszczenia ze szklanymi ścianami.
Widzieli panoramę całego Nowego Jorku.
Usłyszeli
pikanie. Virveth już wcześniej to słyszała. Wzmagało się coraz bardziej, aż
nagle w pomieszczeniu znalazł się mężczyzna, który wcześniej towarzyszył
Starkowi. Szedł idealnie w ich stronę. Wydawało się jej, że patrzy jej w oczy.
-
Wiem, że tam stoisz. Zamontowałem w tym cudeńku nawigację. – zaśmiał się.
Loki
drgnął nagle. Musiał go znać.
-
Nie irytujcie mnie! – krzyknął nagle tamten. Zaczął się zmieniać w ogromnego,
zielonego potwora, który uniósł wysoko ręce z zamiarem zmiażdżenia ich.
Przestali
być niewidzialni. Trzy osoby przeciwko jednemu potworowi.
Odskoczyli,
każde w inną stronę.
Do
pokoju wbiegło paru strażników, z wycelowanymi w nich broniami. Loki strzelił w
nich płomieniem, a tamci uciekli od gorącego zaklęcia, ale ich bronie zdążyły
się nagrzać. Wypuścili je z rąk, a wtedy Virveth podbiegła do nich.
Była
bardzo szybka i świetna w walce wręcz, więc powalenie ich nie było dla niej
problemem. Uśmiechnęła się do siebie, gdy tamci leżeli nieprzytomni.
-
UWAŻAJ! – krzyknął przerażony Struan.
Odwróciła
głowę. Zdążyła tylko zobaczyć ogromne, umięśnione ręce lecące idealnie na nią.
Nie zdążę, nie
zdążę, NIE ZDĄŻE! Krzyczała
jej podświadomość.
Poczuła,
jak coś ciężkiego napiera na jej ciało od boku.
Loki
doskoczył do niej, ruchem jednej ręki stworzył tarczę między nimi, a Hulkiem.
Złapał
ją za ramię, zmuszając, by usiadła, a on z nią.
Uderzenie
było tak potężne, że przełamało barierę. Tysiące małych, migotających kawałków
rozleciało się w przestrzeń, po chwili znikając. Mimo wszystko zatrzymał
potwora chociaż na chwilę.
-
Cholera. – warknął Loki, szykując się do następnego zaklęcia, ale nagle zamarł.
Virveth
spojrzała w stronę, w którą patrzył. Tuż za Hulkiem stał szarobiały wilk,
mający przynajmniej dwa metry w kłębie. Rzucił się na niego, kłapiąc ostrymi
zębami. Wbił się w jego bark, a krew trysnęła na podłogę.
-
TERAZ! ODSUŃ SIĘ! – krzyknął bóg kłamstw, a Struan zareagował od razu,
puszczając morderczy uścisk swoich szczęk.
Zabójczyni
już wcześniej widziała to, co zaczęło się właśnie dziać. Hulk nagle stracił
równowagę, przesuwając się szybko w stronę okien. Nie były to zwykłe, szklane
okna.
Spojrzała
na Lokiego. Robił to, co zrobił, gdy był u niej w mieszkaniu. Przesuwał
zielonego potwora siłą woli.
Delikatne
krople potu pojawiły się na jego czole.
Struan
rzucił się na Hulka, popychając go w stronę okien, a wtedy bóg niegodziwości
zrobił ostatni, szybki ruch ramionami.
Ogromne
cielsko wpadło z głośnym trzaskiem na szyby, ledwo je rozbijając. Wypadł na
zewnątrz, a oni odetchnęli z ulgą.
Struan
odmienił się z wilczej formy, ukazując się całkowicie nagi.
Virveth
odwróciła wzrok.
-
Haha, zapomniałem o tym zupełnie. – zaśmiał się mężczyzna, znów zamieniając się
w wilka, lecz teraz o wiele mniejszego.
Potrafię
kontrolować swój wzrost. Moja górna granica to ponad dwa metry w kłębie. Usłyszała w swojej głowie.
Westchnęła, uśmiechając się delikatnie.
Powinnaś się
częściej uśmiechać, wyglądasz wtedy słodko.
-
Musimy iść. – powiedział Loki. – Zaraz przyjdzie tutaj więcej…
Nie
dokończył, gdyż pod wielką dziurę podleciał śmigłowiec z otwartymi drzwiami.
-
WSKAKUJCIE! – wydarła się sekretarka.
-
Czy to Edith? – zapytała cicho Virveth.
Nie
oczekiwała odpowiedzi, od razu wskoczyła do środka helikoptera, a za nią wilk
wraz z bogiem kłamstw.
-
Jak znalazłaś się tak szybko w śmigłowcu? – rzucił jakby od niechcenia pytaniem
Loki.
-
Wmieszałam się w tłum po wybuchu zamieszania. Szkoda, że w pewnym momencie ktoś
zauważył, że jestem cała we krwi i musiałam się bronić. Całe szczęście Haden
wraz z Varenem jeszcze byli na pasie startowym, więc wskoczyłam do środka i
ruszyliśmy na poszukiwania was. Kiedy zobaczyliśmy wypadającego ze statku
zielonego olbrzyma, jakoś pomyśleliśmy, że to wy… - zaśmiała się.
Zaczęli
oddalać się od statku. Na początku pomyśleli, że może przeciwnik jest aż tak
głupi, że nie zauważył zniknięcia, ale nagle odezwał się Haden:
-
Kurwa, siedzą nam na ogonie.
Był
za nimi tylko jeden śmigłowiec, ale uzbrojony.
-
Trzymajcie się! – krzyknął.
Zaczęli
w nich strzelać, próbując ich zestrzelić. Haden robił manewry, że innym
przewracały się żołądki do góry nogami.
Nie
ustępowali. W pewnym momencie trafili i sytuacja zaczynała się robić
niebezpieczna. Loki wstał, otwierając drzwi od śmigłowca.
-
Co ty wyprawiasz?! – krzyknął Varen.
Bóg
kłamstw nie zwrócił na niego uwagi, tylko ustawił się na krawędzi. Virveth
wydawało się, że zaraz spadnie. Zaczął robić ruchy rękami, które wykonywał
wcześniej, przy Hulku.
Przeciwny
helikopter zaczął się przechylać w powietrzu. Nagle Loki zacisnął pięści
przekręcając całym swoim ciałem w dół. Przeciwnicy runęli w stronę ziemi. Nie
mogli opanować sytuacji, a mag zemdlał. Edith złapała go za skraj szaty,
ciągnąc do siebie. Spadł na nich całym ciężarem ciała.
-
Udało się… - wyszeptała. – Uciekliśmy.
Varen
zamknął drzwi, po czym wrócił na swoje miejsce, nadal spięty całą tą sytuacją.
-
Co to, do kurwy nędzy jest? – mruknął Haden.
Rzeczywiście,
ciemny punkt zbliżał się do nich z niesamowitą prędkością. W końcu uderzył w
bok śmigłowca, który zadrżał niebezpiecznie. Coś wbiło się w drzwi, wyrywając
je z ogromną siłą.
-
Mam cię… - wydyszała postać, która przypominała człowieka tylko w tym, że ma
dwie nogi i dwie ręce. Twarz wyglądała jak szara czaszka, która pokryta była
tylko delikatną warstwą mięśni, oraz skóry. Nie miał nosa, tylko szparę,
identycznie jak w wspomnianej czaszce.
Złapał
Lokiego, ciągnąc go do siebie. Trzymał go, jak szmacianą lalkę. Odwrócił się,
wyskakując z śmigłowca.
Wtedy
Virveth zrobiła coś bardzo głupiego. Może to był odruch, lub po prostu tępota,
ale złapała go za skraj odzieży. Wyleciała razem z nimi, wpadając w coś, co
wyglądało jak portal Lokiego.
***
Jak zauważyliście, po prawej stronie jest rozpiska, kiedy będą wrzucane rozdziały. Co dwa tygodnie w poniedziałki. Pozdrawiam :)
Jest datownik, ekstra-wiem na jaki dzień czekać...byleby rozdziały pojawiały się w tych terminach(choć 1-2 dniowe spóźnienie specjalnie nie zaszkodzi).Co do tego rozdziału-wiesz,że czerwiec ma 30 a nie 31 dni?To prosta pomyłka, nie chce Cię ganić ale poczułam się dziwnie widząc datę 31.06.
OdpowiedzUsuńJest to na co czekałam-ratowanie Virveth, i to nie tak jak sobie to wyobrażałam-wkradnięcie się tam po kryjomu,kiedy nikt nie będzie wiedział czy otwarty atak, nie pomyślałam,że pójdą tam przebrani za Starka i świtę magią,choć wcześniej Loki zaczarował tak Edith.
To naprawdę czuły punkt Edith?Nie spodziewałam się tego.Z jednej strony czerwonowłosa jest tak przedstawiona u ciebie, że nie spodziewałam się takiej banalnej słabości...z drugiej nikt nie jest ideałem a nawet świetna płatna zabójczyni musi mieć jakąś słabość.
Podobała mi się akcja uwalniania,świetna była również Edith jako modliszka.
Pozdrawiam!
Wiem, zauważyłam dopiero, jak wrzucałam rozdział i usuwałam datę, hehe.
UsuńMożna było to uznać za 01.07, ale to oczywiste, że taka pomyłka mogła kogoś zmylić.
I jeszcze jedno - mam tendencję do wrzucania rozdziałów wieczorem :).
Pozdrawiam i dziękuję za długi komentarz.
Wiadomo,kiedy następne rozdziały-super,nie trzeba wchodzić codziennie i się irytować,że nic nowego nie ma, tylko wchodzi się w określonym dniu.Tylko żeby one były-kiedy czeka się na rozdział miesiąc irytujące jest kiedy w określonym terminie się one nie pojawiają.
OdpowiedzUsuńNo i nareszcie jest akcja!Co prawda nie jest ona powalająca ale za to opisy ją idealnie dopełniają.Ta sprawa z przekonywaniem-Loki chciał udowodnić Edith jakąś słabość, chciał zrzucić na nią robotę z wyjaśnianiem kim on naprawdę jest?Jeśli to drugie to kiepścizna-rozumiem,że nie chciał tracić swojego czasu,Varen czy Haden pracuję w Tarczy i powinien wiedzieć o takich rzeczach ale to było jasne,że tak na słowo Edith nie uwierzą, powinien on do nich przyjść(już chyba wcześniej paradował przy nich w swoim stroju?) i pokazać im jakąś magię-przestraszyliby się,straciliby do niego trochę zaufania ale by uwierzyli.
Akcja dla mnie nie była zbyt powalająca(uwolnienia Virveth, a nie w sensie ogólnym) ale miała kilka niezłych momentów-jak Edith zabiła tamtego mężczyznę,Struan bawiący się z bańkami, mdlejący Loki( nareszcie jakaś słabość z jego strony)Co do Struana-kocham go!Jego sposób wysławiania się jak mówił do Virveth niczym dojrzały i dobrze wychowany dżentelmen, jak się bawił jak dziecko z bańką....mam nadzieję,że będzie go jak najwięcej.
No i na końcu tajemniczy porywacz-kojarzy mi się on z Ultronem, może to być ktoś od Thanosa a może ktoś inny kto Lokiego nie lubi.Porwał Lokiego w stronę portalu a z nim i Virweth-pewnie wpakują się w jakaś aferę w innym świecie.
Loki lubi pokazywać zwykłym ludziom, że są słabi, zwłaszcza, gdy on jest bardzo charyzmatyczną personą. Wyjaśnienie komukolwiek takich rzeczy jest oczywiście prawie niemożliwe (zwłaszcza w tych czasach), ale ile jest osobistości, którzy wciskają kit ludziom, nawet w cywilizowanych miastach/krajach, że są posłańcami jakiegoś boga (sekty), lub gdy przykładowo Hitler mówił o rasie aryjskiej, a sam był knypkiem o ciemnych włosach.
UsuńO tym myślał Loki, gdy mówił jej, że ludzie są podatni na takie rzeczy. Nie opisywałam dokładnie przypadków, bo uznałam, że lepiej będzie, gdy czytelnik sam sobie dobierze przykład.
Oj, będzie się działo :D.
Pozdrawiam i dziękuję za wyczerpujący komentarz.
Ciekawy rozdział. Oj Viv, w co tyś się znowu wpakowała? Nie będę się rozpisywać. Rozdział super.
OdpowiedzUsuń