-->

czwartek, 2 lipca 2015

Rozdział 12

Cała trójka trenowała, gdy czekała na wiadomość od Lokiego. Tak naprawdę czekała tylko Edith, biorąc pod uwagę podejście braci do całej sytuacji – oni robili swoje, dopóki zabójczyni nie dała im znać, że czas połączyć siły we wspólne działanie.
Prowadząc taki tryb życia, musisz dbać o swoje ciało, kondycję. Edith czytała dodatkowo książki, które pozwalały jej lepiej poznać psychikę ludzką. Przy torturach, czy wyciąganiu informacji zawsze wiedza tego typu była przydatna, a ona nie spoczywała na laurach i czytała coraz więcej pozycji, zwłaszcza tych najnowszych, oraz sporo artykułów na te tematy.
Siedziała wygodnie na kanapie, popijając herbatę i czytając jedną z takich książek. O mało nie wylała na siebie gorącego napoju, gdy głośny trzask rozległ się w salonie. Na środku pomieszczenia pojawiła się mała szpara, która powiększała się z każdą sekundą, aż w końcu była wystarczających rozmiarów, by Tony Stark mógł przez nią przejść.
- Minęły dwa tygodnie, a ty nagle wpadasz, jakby nigdy nic. – burknęła.
- Przez te dwa tygodnie zdążyłem poznać wszystkich ludzi, którzy mają z nim cokolwiek wspólnego. – powiedział to, pokazując palcem na swoją twarz.
- I coś wymyśliłeś?
- Oczywiście. Wczoraj przysłali nową sekretarkę. Pozbędę się jej jutro z rana, a ty zajmiesz jej miejsce. Użyjemy przemiany, tak jak wcześniej.
Jęknęła. Od razu na myśl przyszło jej wspomnienie, jak ciężko przeszła ostatnią przemianę.
- Twoi wspólnicy także. Zajmą miejsce dwóch pilotów prywatnego śmigłowca Starka. Ich też wyeliminuję.
- Nie zaszkodzisz im? – zapytała.
- Nie bądź śmieszna. Moja magia jest doskonała w każdym calu. – prychnął.
- Narcyz… - mruknęła cicho.
- Puszczę to mimo uszu. Twoim zadaniem jest teraz wprowadzić tamtą dwójkę w szczegóły. Jutro po południu Stark ma umówione spotkanie na pokładzie statku, gdzie przetrzymują twoją przyjaciółeczkę. Mam nadzieję, że któryś z braci potrafi sterować tym midgardzkim ustrojstwem?
- Haden ma w tym dość spore doświadczenie. Czyli ja udam się z tobą, a oni będą czekać w pogotowiu?
- Tak. Gdy już wszystko się uspokoi, wymkniesz się ze spotkania i zaczniesz szukać sztyletów.
- Skąd…? – zapytała zaskoczona.
- Obserwacja jest kluczem do wielu odpowiedzi. Ja nie mam zamiaru bawić się w szukanie tego. Za dużo zachodu. Poza tym będzie mi łatwiej uwolnić tę kobietę, niż tobie.
Miał rację. Edith doskonale o tym wiedziała.
- Dobra, spróbuję wszystko załatwić. Nie obiecuję, że mi uwierzą.
Loki nic nie odpowiedział. Po prostu przeszedł przez portal, prawdopodobnie wracając do wieży Starka.
Opadła z impetem na oparcie kanapy. Przeczesała dłonią włosy.
- Cholera, jak ja ich przekonam?
***
Haden i Varen wrócili bardzo późno. Nie wiedziała, gdzie byli. Nigdy ich o to nie wypytywała. Podejrzewała jednak, że ćwiczyli, ostatnio ich forma bardzo się poprawiła. Stres tak właśnie działa na ludzi, popycha ich w działanie, do którego przykładają się sto razy bardziej, niż gdy nie ma żadnego zagrożenia.
Jeżeli coś nie wypali, to może już nigdy się nie spotkają. Wolałaby nie widzieć zimnego ciała jednego z nich. Na samą myśl przeszedł jej dreszcz po plecach.
Stali w przedpokoju i rozbierali się z ubrań wierzchnich. Rozmawiali o czymś, co całkowicie nie interesowało Edith. Podeszła do nich powoli, patrząc na ich twarze.
W końcu oni spojrzeli na nią.
- Co jest, mała? – zapytał Haden.
- Mam już plan działania. – odpowiedziała spokojnie, po czym wzięła głęboki wdech.
- No to mów. – wtrącił się Varen.
- Dobra, od czego zacząć… Loki nie pochodzi stąd… to znaczy w ogóle nie pochodzi z naszego świata. Pochodzi z Asgardu, jest bogiem kłamstw i innych pierdół i chce użyć na nas przemiany, by ukryć naszą prawdziwą tożsamość. Jutro rano ma się pozbyć osób, które zastąpimy i wtedy…
- Czy ty coś ćpałaś? – zapytał młodszy.
- Varen, nie robię sobie jaj. Mówię, kurwa, poważnie.
- Haha, bardzo śmieszne. Idę spać i błagam, nie rzucaj mi tutaj czymś takim, gdy myślę jedynie o ciepłym łóżku, które na mnie czeka. – warknął, po czym ją wyminął.
- Ty też mi nie wierzysz, co? – mruknęła do Hadena.
- Wiesz, ciężko uwierzyć w takie coś. Może po prostu poczekamy na Lokiego?
Haden jak zawsze był dżentelmenem. Nie chciał jej urazić, więc przekazał swoje zdanie w sposób, którego nie można było odebrać za atak, czy obelgę. Poszedł do swojego pokoju, zostawiając kobietę samą na korytarzu. Uderzyła pięścią w ścianę.
- Ja pierdole, czy ten debil naprawdę myślał, że mi uwierzą? – warczała pod nosem.
Machnęła ręką, jakby chciała komuś pokazać, że jej to nie obchodzi. Odwróciła się na pięcie, postanawiając by wrócić do swojego pokoju.
- Rano zobaczycie, gnojki. – burknęła jeszcze na odchodne.
***
Obudził ją trzask rozbijanego szkła. Powoli wstała, założyła szlafrok i wyszła ze swojej sypialni. Doskonale wiedziała, co to oznacza.
Ledwo przeszła przez próg kuchni i już nie mogła powstrzymać śmiechu. Haden stał przy blacie, kompletnie skołowany. Przyglądał się Lokiemu, który uniósł swoje czarne brwi, ukazując tym samym swoją dezaprobatę.
- Chyba wczoraj się nie zrozumieliśmy. – skierował te słowa do Edith, która oparła się o framugę.
- Błagam cię, Loki, naprawdę myślałeś, że mi uwierzą? – zaśmiała się – Macie za swoje. – dodała.
- Jak chciałaś uratować Virveth, gdy nie posiadasz w sobie ani krzty prawdziwej, władczej charyzmy?
Nacisnął na punkt, którego nie powinien nawet musnąć.
- Słuchaj, pieprzony ignorancie. Potrafię przekonać i mężczyzn i kobiety, by jedli mi z ręki, ale nie mam zamiaru używać tego typu sztuczek na swoich wspólnikach.
- Ja bym nie miał nic przeciwko. – mruknął Haden.
- Więc jak, wielki panie mądralo, przekonałbyś ludzi do czegoś tak absurdalnego, bez użycia jakiejkolwiek magii? – zignorowała wstawkę jednego z braci.
- Z tego, czego nauczyłem się o historii waszego świata, mogę wywnioskować że jesteście bardzo podatni na kłamstwa, które nie mają logicznej podstawy, jeśli ktoś jest wystarczająco charyzmatyczny. – odpowiedział spokojnie.
- Więc… - przerwał im Haden. – To wszystko wydaje się ostro popierdolone.
- Pracowałeś w S.H.I.E.L.D i nie wiedziałeś o takich rzeczach? – zapytała Edith.
- Nie. Kosmici, potwory, czy ludzie z wielką ilością pieniędzy mogący robić co chcą i być kim chcą. To wszystkie informacje, jakie mogłem wykraść, ale nic mi o bóstwach nie wiadomo. Asgard? Czy czasem Virveth nie interesowała się mitologią? – odpowiedział.
- Nieważne. Skoncentrujmy się na tym, co dzisiaj ma być zrobione. – przerwał Loki.
- Dzisiaj?! – wtrącił się Varen, który właśnie wszedł do pomieszczenia. – Dzisiaj ma być jakaś akcja, a my dowiadujemy się o tym parę godzin przed?
- Nie unoś się, wątły człowiecze. – zimny ton głosu, wręcz mroczny uciął pierwsze oznaki buntu. Nikt już się nie odzywał, oprócz boga kłamstw. – Wczoraj wprowadziłem Edith w szczegóły, a dzisiaj będę musiał się powtarzać. Powiem to ostatni raz, a potem dokonamy przemiany i udamy się przez portal do budynku zamieszkanego przez Starka.
***
Siedzieli w śmigłowcu, a dwóch mężczyzn nadal nie mogło pojąć, jak to możliwie, że wyglądają zupełnie inaczej, niż zawsze.
Edith była w świetnym humorze, ponieważ bracia bardzo emocjonalnie przeżyli swoją przemianę. Od razu zaczęli udawać inne osoby, traktowali to jak zabawę, byli wręcz odprężeni. Znieśli to o wiele lepiej, niż myślała.
- Loki, jesteś potworem. – stwierdził nagle Haden, śmiejąc się.
Bóg kłamstw nic na to nie odpowiedział.
Starszy z braci zabrał się do roboty. Przygotowywał wszystko do startu, reszta także. Omawiali wszystko. Mieli siedzieć w śmigłowcu, a gdy wybuchnie zamieszanie, mają wznieść się w powietrze i krążyć.
- Pamiętaj, żeby od razu się skontaktować, jak coś pójdzie nie tak. – powiedział Varen do Edith. – Błagam, nie udawaj bohaterki. Dziwaka zawsze możesz zostawić, nikt nie będzie za nim płakał.
- Rozumiem, że zapytanie się ciebie, czy nie chcesz pluskwy, by w razie czego się skontaktować z nami, byłoby odebrane jako afront? – zapytała Lokiego.
Machnął tylko ręką. Był zbyt dumny, by przyjąć coś od zwykłego śmiertelnika.
- Daj to chociaż Virveth, gdy ją spotkasz. – wcisnęła mu malutkie urządzenie do ręki. – Niech ona ma możliwość kontaktu z nami.
Baza znajdowała się bardzo, bardzo wysoko, a w dodatku była dobrze ukryta. Śmigłowiec Starka był wyposażony we wszystkie możliwe urządzenia naprowadzające, więc mimo wszystko nie było problemów z dotarciem na miejsce.
Serce Edith zadrżało podekscytowane, gdy lądowali na miejscu do tego wyznaczonym.
Wysiedli z helikoptera, rzuciła tylko szybkie spojrzenie na Hadena. Mimo wszystko miała świadomość zagrożenia i to spojrzenie było jak nieme pożegnanie… Tak na wszelki wypadek.
Sporo agentów podeszło, by wypytywać o coś Lokiego, który odpowiadał ze stoickim spokojem. Wyszła za nim, stanęła po jego prawej stronie i przyglądała się skołowana zaciekawionym twarzom najwidoczniej młodych, początkujących agentów. Zapewne spotkanie z taką osobistością jak Tony Stark było dla nich ogromnym przeżyciem.
- Musimy już iść. – głos Starka doszedł do jej uszu. Przeprosił wszystkich zgromadzonych wokół niego, po czym ich wyminął. Edith ruszyła za nim.
Kierowali się do poziomu minus pierwszego, do bazy dowodzenia.
- Musimy zgłosić swoje przybycie. Będę musiał prawdopodobnie zostać na spotkaniu, wtedy ty ruszysz w swoją stronę, a ja po zakończeniu tego wszystkiego. – mówił cichym, spokojnym głosem.
Nie odpowiedziała mu. Szła za nim krok w krok, aż stanęli naprzeciwko wielkich, czarnych wrót, które rozsunęły się przed nimi, ukazując im ogromne pomieszczenie. Na środku stał okrągły, biały stół, a przy nim trzy osoby, z czego dwie zdążyła już wcześniej poznać. Clinton, którego nazwisko wypowiedział na bankiecie Loki, oraz ruda agentka, która ścigała Virveth. Był jeszcze jeden mężczyzna, którego nie znała. Blondyn, który nawet się jej spodobał, a przy jego krześle stała tarcza w kolorach niebieskim, białym i czerwonym.
- Stark, czekamy jeszcze na resztę, zaraz powinni się zjawić. – powiedziała agentka.
Edith zaczęła rozglądać się wokół. Ludzie przy komputerach, lub innych urządzeniach, prawdopodobnie do sterowania całym statkiem, albo jego kontroli. Niektórzy ciężko pracowali, choć dostrzegła, że niektórzy grali w gry, takie jak PacMan, czy inne, których nie znała. Normalny, spokojny dzień.
- To Twoja sekretarka? Po co ją wziąłeś? Nie może przecież uczestniczyć w spotkaniu. – powiedział sucho Clinton.
- Po naszym spotkaniu mam więcej spraw do załatwienia. – odpowiedział. – Gdy wszystko się zacznie, na pewno moja towarzyszka czymś się zajmie i po prostu na mnie zaczeka.
- Ehh, obrzydliwie bogaty facet może sobie pozwolić na takie rzeczy. – mruknęła ruda.
Nagle do środka zaczęło wchodzić coraz więcej osób, a Loki machnął znacząco ręką. Kiwnęła głową. Opuściła miejsce spotkania i ruszyła w stronę poziomu minus trzeciego. Wyuczyła się planu całego kompleksu na pamięć.
- Wszystko idzie zgodnie z planem. – mruknęła do pluskwy. Haden nie odpowiedział, bo to jednostronna wymiana informacji.
Mijała strażników uzbrojonych po zęby. Niektórzy ją zaczepiali, żartując z niej, że pewnie jest szpiegiem. Uśmiechała się wtedy uwodzicielsko, pokazując kartę sekretarki. Mogła poruszać się po kompleksie, nie miała dostępu tylko do więźniów i zbrojowni.
Stanęła niedaleko wejścia jej celu. Stał przy nich jeden, najwidoczniej bardzo znudzony strażnik. Jej ponętne ustna rozszerzyły się w uśmiechu.
- Dobrze, że byłaś taka seksowna, pani sekretarko. – szepnęła pod nosem. Nie wiedziała, co Loki zrobił z ciałami sekretarki i dwóch pilotów, ale tak szczerze jej to nie obchodziło.
Odpięła górę swojej koszuli, ukazując trochę dekolt. Podeszła niby od niechcenia do mężczyzny, oparła się obok niego, przy ścianie. Zerknął na nią.
- No proszę, cóż za piękne towarzystwo. Upiększa mi pani wartę. – powiedział.
- Jesteś bardzo miły. – odpowiedziała. – Lubię, gdy ktoś mówi mi, że jestem piękna.
- Mógłbym pani mówić to cały czas. Rzadko spotyka się takie piękności.
Prosty, zwykły mężczyzna. Naprawdę chce mnie przelecieć.
- A myślisz, że można komuś pokazać jak bardzo jest ładny? – zapytała niewinnie, kierując się bliżej drzwi do zbrojowni. Przegryzła wargę, spoglądając na jego spodnie, w miejscu wiadomym. Pokazywała mu w ten sposób swoje zainteresowanie.
- Mógłbym pani pokazywać cały dzień, jaka jest pani cudowna. – odpowiedział, chwytając haczyk.
- Myślisz, że jakby ktoś zamknął się w środku, to inni by go usłyszeli? – zadała kolejne pytanie.
Spojrzał na nią nagle podejrzliwie. Edith jednak była nieugięta i nadal uśmiechała się w ten sam, uwodzicielski sposób. Z resztą sama dawno tego nie robiła, więc z drugiej strony też była chętna, a to należało do jej ulubionego typu zabójstwa – dwie osoby splecione w miłosnym uścisku, a gdy ona dochodzi, zabija go jednym, celnym wbiciem noża w tętnice szyjną.
- Hmh, czy sądzi pani, że powinna się ze mną udać do środka?
***
Loki w myślach śmiał się z osób będących na spotkaniu, gdy oni dyskutowali ze sobą. Rozmawiali właśnie o Virveth i złapaniu Edith. Zaczęli także podejrzewać, że ktoś z szeregów S.H.I.E.L.D ich zdradza. Co jakiś czas bóg kłamstw udzielał się, zazwyczaj były to jakieś uwagi dotyczące tego, co mówili inni. Był spokojny, wszystko szło gładko.
- Dziękuję za przybycie. – powiedział nagle czarnoskóry mężczyzna, kończąc tym samym całe zebranie. Loki podniósł się powoli, ruszając do wyjścia.
- Idziesz poszukać swojej sekretareczki? – zapytał Clinton.
- Tak, pewnie kręci się gdzieś niedaleko. – odpowiedział i wyszedł.
Nie obchodziło go, gdzie jest teraz Edith. Skoro wszystko jest spokojne, tak, jak było przed ich przybyciem, to wszystko musiało się jej udawać.
Kobieta nie wiedziała, że wcześniej rozmawiał z Hadenem. Pytał się, czy mężczyzna zna się na monitoringu i czy dałby radę zakłócić jego przekazywanie.
Jak się okazało, był w tym istnym specem. Loki miał przy sobie pluskwę. Miał zamiar użyć jej tylko raz, gdy znajdzie się już przy celach, by uwolnić Virveth. Wtedy Haden zacznie działać.
 Udał się w stronę poziomu minus drugiego. Tam czekała niczego nieświadoma zabójczyni.
***
Eidh rozglądała się wokół. Zauważyła tylko jedną kamerę. Pod nią, w rogu niczego nie powinno widać, więc mogła działać w miarę swobodnie.
Spojrzała na mężczyznę, który był już bardzo podekscytowany. Podeszła pod kamerę i zachęciła go ruchem ręki. Podszedł do niej. Od razu zaczął ją obmacywać. W ogóle nie był delikatny, ale ona lubiła takiego rodzaju mężczyzn. Odłożyła obok torebkę, w której znajdował się nóż, gotowy, by go użyć.
Rozpiął jej koszulę, a ona powoli ściągała z niego części uzbrojenia. Został tylko w bluzie, spodniach i butach.
Podniósł wyżej jej biustonosz, a jego oczom ukazały się dwie, spore piersi. Pewnie myślał, że to jego szczęśliwy dzień. Ściskał je, pieścił sutki.
Edith zaczęła szybciej oddychać, podnieciła się.
- Lubię się ostro pieprzyć. – wydyszała mu do ucha.
Podniósł do góry jej spódnicę, chwycił za gumkę od majtek i szybkim ruchem ściągnął je z niej. Uśmiechnął się, rozpiął spodnie, wyciągając swoją męskość.
Przygniótł ją do ściany, uniósł ją, był bardzo silny. Objęła go nogami i już po chwili czuła, jak jednym, mocnym ruchem strażnik wchodzi w jej ciało. Od razu zaczął ostro, do serca wziął sobie jej słowa. Objęła go rękami, jęcząc.
Zaczął wychodzić, wchodzić, a ona czuła, jak mięśnie jej podbrzusza słodko się zaciskają. Czuła, że jest coraz bliżej spełnienia, więc musiała zbliżyć się do swojej torebki. Chwyciła go za włosy, po czym pociągnęła trochę do tyłu.
- Połóż mnie na podłodze i weź najmocniej, jak potrafisz. – mruknęła.
Zrobił to. Chwycił ją za biodra, gdy leżała na plecach. Teraz przyspieszył maksymalnie. Ciało Edith napinało się powoli.
Był dobry, więc cieszyła się jeszcze bardziej z tego zabójstwa. Czasami zdarzali się mężczyźni, którzy po chwili dawali oznaki, że będą dochodzić, gdy ona nawet się nie rozgrzała, ale takim nie dawała długo pożyć, zawsze była rozczarowana takimi typami.
Złapała go rękami za głowę, przybliżając go do swojej piersi. Jedną ręką sięgnęła do torebki. Wyczuła zimne ostrze. W tym momencie oblała ją fala gorąca, a jej ciało wygięło się w łuk, gdy dochodziła z głośnym jękiem. Szybkim ruchem wyciągnęła ostrze, wbijając mu w tętnicę. Widziała tylko szok na jego twarzy, gdy przykładał swoje dłonie do rany na szyi. Wycofał się, wychodząc z niej.
- Ty… su… - nie dokończył, padając twarzą przed leżącą Edith, która pławiła się w odczuciach towarzyszących po orgazmie.
Zaśmiała się. Powoli wstała i zaczęła się ubierać. Duża część jej ciała i ubrań była we krwi, ale nie przejmowała się tym. Zaczęła szukać sztyletów.
Wiedziała, że zaraz ktoś spojrzy na kamerę, ukazującą to właśnie pomieszczenie. Wtedy dopiero zacznie się prawdziwa gra w kotka i myszkę.
***
Virveth siedziała spokojnie, z lekko przymkniętymi oczami. Struan robił głupie miny do swojego odbicia w bańce.
- Ty naprawdę jesteś dorosły? – mruknęła, uśmiechając się delikatnie.
A co, nie wyglądam? Uśmiechnął się szeroko, pokazując kły. Może to właśnie przez te kły go polubiła, znalazła kogoś chociaż w pewnym stopniu do niej podobnego.
Nagle Struan cały się najeżył, napiął każdy mięsień w jego ciele.
Do pomieszczenia wszedł Tony Stark, wymijając spokojnie strażników.
Uważaj, coś jest z nim nie tak. Jest inny, niż wcześniej.
Virveth spoglądała podejrzliwie na nadchodzącego mężczyznę.
- Dawno się nie widzieliśmy. – powiedział spokojnie.
- Czego znów chcesz? – zapytała, również spokojnie.
Zaśmiał się, odwrócił w stronę strażników.
- Czy moglibyście na chwilę opuścić te pomieszczenie? Chcę z nią o czymś porozmawiać.
- Ale… - zaczął jeden z nich.
- No naprawdę, za kogo mnie masz? – warknął Stark.
To od razu podziałało. Wszyscy tutaj obecni znali go i siłę jego pieniędzy. Nie warto było mu się sprzeciwiać, nawet, jeśli jego prośby były często egoistycznymi zachciankami.
Gdy wszyscy wyszli, wbił w nią swój zimny wzrok.
Virveth drgnęła. Od razu z kimś się jej skojarzył…
Tony podszedł do panelu sterowania bańkami. Myślał przez chwilę, po czym oparł się dłońmi o przeciwległe krawędzie urządzenia
- Zacznij. – powiedział spokojnie. Virveth pomyślała, że ma jakąś pluskwę, lub coś w tym rodzaju przy sobie.
Zaczął klikać w przyciski, które wydawały z siebie głośny dźwięk, gdy to robił. Ściana jej celi nagle rozsunęła się, dzięki czemu mogła wyjść. Przyglądała mu się zszokowana.
- Teraz wszystko się zacznie, głupia. – głos Tonego brzmiał teraz jak głos, który był tak zimny jak tereny Islandii, które zamieszkiwała za młodu, a jego ciało zaczęło się zmieniać. Już po chwili stał przed nią Loki w całej okazałości, patrząc na nią z góry.
- Co…? – dukała zaskoczona.
- Ruszaj się, nie mamy czasu. – powiedział.
Odwróciła głowę w stronę Struana.
- Uwolnij też jego. – wskazała w stronę zamkniętego mężczyzny.
- Czy to koncert życzeń? – warknął, ale zrobił to. Struan też był wolny.
Oboje wyszli, rozprostowali się.
- Czy są tutaj też inni? – zapytała niepewnie, jakby bała się, że Edith jednak nie będzie i jej podejrzenia o jej zdradzie okazały się słuszne.
- Wszyscy. Masz to. – Rzucił jej pluskwę. – Skontaktuj się z nimi, jeśli chcesz.
- Nie teraz. Wydostańmy się stąd. Masz jakiś plan?
- Owszem. Będę musiał was ukryć.
Nagle rozległ się alarm, a głos w głośnikach ogłosił, że wszyscy mają się wstawić na swoje pozycje.
- TO NIE SĄ ĆWICZENIA, POWTARZAM. UCIEKA DWÓCH WIĘŹNIÓW, VIRVETH BJORKDOTTIR, WRAZ ZE STRUANEM. MAJĄ WSPÓLNIKÓW, ZACHOWAJCIE OSTROŻNOŚĆ.
- No to wpadliśmy w niezłe gówno. – mruknęła Virveth.
- Najwidoczniej. – powiedział Struan.
Spojrzała na niego zaskoczona. Miał taki sam głos, jaki słyszała w swojej głowie.
Loki machnął ręką, po czym po prostu zniknął. Rozejrzała się, Struan też.
- Nie panikuj, chwyć za mój płaszcz. Niech twój towarzysz chwyci ciebie. Nie możemy się rozdzielić. – beznamiętny głos boga kłamstw wypełnił jej uszy.
Uczyniła to. Poczuła też, jak drugi mężczyzna niezgrabnie łapie ją za ramię. Loki ruszył, a oni za nimi.
- Moje sztylety! – wyszeptała.
- Twoja przyjaciółeczka się tym zajęła.
Już nic nie mówiła. Dała się prowadzić Lokiemu, który był bardzo spokojny, opanowany. Nie było w nim żadnych uczuć, wyglądało to tak, jakby szedł na spacer. Wymijali wszystkich, gdy nagle zjawiła się spora ilość ludzi na korytarzu. Weszli do otwartego, ogromnego pomieszczenia ze szklanymi ścianami. Widzieli panoramę całego Nowego Jorku.
Usłyszeli pikanie. Virveth już wcześniej to słyszała. Wzmagało się coraz bardziej, aż nagle w pomieszczeniu znalazł się mężczyzna, który wcześniej towarzyszył Starkowi. Szedł idealnie w ich stronę. Wydawało się jej, że patrzy jej w oczy.
- Wiem, że tam stoisz. Zamontowałem w tym cudeńku nawigację. – zaśmiał się.
Loki drgnął nagle. Musiał go znać.
- Nie irytujcie mnie! – krzyknął nagle tamten. Zaczął się zmieniać w ogromnego, zielonego potwora, który uniósł wysoko ręce z zamiarem zmiażdżenia ich.
Przestali być niewidzialni. Trzy osoby przeciwko jednemu potworowi.
Odskoczyli, każde w inną stronę.
Do pokoju wbiegło paru strażników, z wycelowanymi w nich broniami. Loki strzelił w nich płomieniem, a tamci uciekli od gorącego zaklęcia, ale ich bronie zdążyły się nagrzać. Wypuścili je z rąk, a wtedy Virveth podbiegła do nich.
Była bardzo szybka i świetna w walce wręcz, więc powalenie ich nie było dla niej problemem. Uśmiechnęła się do siebie, gdy tamci leżeli nieprzytomni.
- UWAŻAJ! – krzyknął przerażony Struan.
Odwróciła głowę. Zdążyła tylko zobaczyć ogromne, umięśnione ręce lecące idealnie na nią.
Nie zdążę, nie zdążę, NIE ZDĄŻE! Krzyczała jej podświadomość.
Poczuła, jak coś ciężkiego napiera na jej ciało od boku.
Loki doskoczył do niej, ruchem jednej ręki stworzył tarczę między nimi, a Hulkiem.
Złapał ją za ramię, zmuszając, by usiadła, a on z nią.
Uderzenie było tak potężne, że przełamało barierę. Tysiące małych, migotających kawałków rozleciało się w przestrzeń, po chwili znikając. Mimo wszystko zatrzymał potwora chociaż na chwilę.
- Cholera. – warknął Loki, szykując się do następnego zaklęcia, ale nagle zamarł.
Virveth spojrzała w stronę, w którą patrzył. Tuż za Hulkiem stał szarobiały wilk, mający przynajmniej dwa metry w kłębie. Rzucił się na niego, kłapiąc ostrymi zębami. Wbił się w jego bark, a krew trysnęła na podłogę.
- TERAZ! ODSUŃ SIĘ! – krzyknął bóg kłamstw, a Struan zareagował od razu, puszczając morderczy uścisk swoich szczęk.
Zabójczyni już wcześniej widziała to, co zaczęło się właśnie dziać. Hulk nagle stracił równowagę, przesuwając się szybko w stronę okien. Nie były to zwykłe, szklane okna.
Spojrzała na Lokiego. Robił to, co zrobił, gdy był u niej w mieszkaniu. Przesuwał zielonego potwora siłą woli.
Delikatne krople potu pojawiły się na jego czole.
Struan rzucił się na Hulka, popychając go w stronę okien, a wtedy bóg niegodziwości zrobił ostatni, szybki ruch ramionami.
Ogromne cielsko wpadło z głośnym trzaskiem na szyby, ledwo je rozbijając. Wypadł na zewnątrz, a oni odetchnęli z ulgą.
Struan odmienił się z wilczej formy, ukazując się całkowicie nagi.
Virveth odwróciła wzrok.
- Haha, zapomniałem o tym zupełnie. – zaśmiał się mężczyzna, znów zamieniając się w wilka, lecz teraz o wiele mniejszego.
Potrafię kontrolować swój wzrost. Moja górna granica to ponad dwa metry w kłębie. Usłyszała w swojej głowie. Westchnęła, uśmiechając się delikatnie.
Powinnaś się częściej uśmiechać, wyglądasz wtedy słodko.
- Musimy iść. – powiedział Loki. – Zaraz przyjdzie tutaj więcej…
Nie dokończył, gdyż pod wielką dziurę podleciał śmigłowiec z otwartymi drzwiami.
- WSKAKUJCIE! – wydarła się sekretarka.
- Czy to Edith? – zapytała cicho Virveth.
Nie oczekiwała odpowiedzi, od razu wskoczyła do środka helikoptera, a za nią wilk wraz z bogiem kłamstw.
- Jak znalazłaś się tak szybko w śmigłowcu? – rzucił jakby od niechcenia pytaniem Loki.
- Wmieszałam się w tłum po wybuchu zamieszania. Szkoda, że w pewnym momencie ktoś zauważył, że jestem cała we krwi i musiałam się bronić. Całe szczęście Haden wraz z Varenem jeszcze byli na pasie startowym, więc wskoczyłam do środka i ruszyliśmy na poszukiwania was. Kiedy zobaczyliśmy wypadającego ze statku zielonego olbrzyma, jakoś pomyśleliśmy, że to wy… - zaśmiała się.
Zaczęli oddalać się od statku. Na początku pomyśleli, że może przeciwnik jest aż tak głupi, że nie zauważył zniknięcia, ale nagle odezwał się Haden:
- Kurwa, siedzą nam na ogonie.
Był za nimi tylko jeden śmigłowiec, ale uzbrojony.
- Trzymajcie się! – krzyknął.
Zaczęli w nich strzelać, próbując ich zestrzelić. Haden robił manewry, że innym przewracały się żołądki do góry nogami.
Nie ustępowali. W pewnym momencie trafili i sytuacja zaczynała się robić niebezpieczna. Loki wstał, otwierając drzwi od śmigłowca.
- Co ty wyprawiasz?! – krzyknął Varen.
Bóg kłamstw nie zwrócił na niego uwagi, tylko ustawił się na krawędzi. Virveth wydawało się, że zaraz spadnie. Zaczął robić ruchy rękami, które wykonywał wcześniej, przy Hulku.
Przeciwny helikopter zaczął się przechylać w powietrzu. Nagle Loki zacisnął pięści przekręcając całym swoim ciałem w dół. Przeciwnicy runęli w stronę ziemi. Nie mogli opanować sytuacji, a mag zemdlał. Edith złapała go za skraj szaty, ciągnąc do siebie. Spadł na nich całym ciężarem ciała.
- Udało się… - wyszeptała. – Uciekliśmy.
Varen zamknął drzwi, po czym wrócił na swoje miejsce, nadal spięty całą tą sytuacją.
- Co to, do kurwy nędzy jest? – mruknął Haden.
Rzeczywiście, ciemny punkt zbliżał się do nich z niesamowitą prędkością. W końcu uderzył w bok śmigłowca, który zadrżał niebezpiecznie. Coś wbiło się w drzwi, wyrywając je z ogromną siłą.
- Mam cię… - wydyszała postać, która przypominała człowieka tylko w tym, że ma dwie nogi i dwie ręce. Twarz wyglądała jak szara czaszka, która pokryta była tylko delikatną warstwą mięśni, oraz skóry. Nie miał nosa, tylko szparę, identycznie jak w wspomnianej czaszce.
Złapał Lokiego, ciągnąc go do siebie. Trzymał go, jak szmacianą lalkę. Odwrócił się, wyskakując z śmigłowca.

Wtedy Virveth zrobiła coś bardzo głupiego. Może to był odruch, lub po prostu tępota, ale złapała go za skraj odzieży. Wyleciała razem z nimi, wpadając w coś, co wyglądało jak portal Lokiego. 

***
Jak zauważyliście, po prawej stronie jest rozpiska, kiedy będą wrzucane rozdziały. Co dwa tygodnie w poniedziałki. Pozdrawiam :)

5 komentarzy:

  1. Jest datownik, ekstra-wiem na jaki dzień czekać...byleby rozdziały pojawiały się w tych terminach(choć 1-2 dniowe spóźnienie specjalnie nie zaszkodzi).Co do tego rozdziału-wiesz,że czerwiec ma 30 a nie 31 dni?To prosta pomyłka, nie chce Cię ganić ale poczułam się dziwnie widząc datę 31.06.
    Jest to na co czekałam-ratowanie Virveth, i to nie tak jak sobie to wyobrażałam-wkradnięcie się tam po kryjomu,kiedy nikt nie będzie wiedział czy otwarty atak, nie pomyślałam,że pójdą tam przebrani za Starka i świtę magią,choć wcześniej Loki zaczarował tak Edith.
    To naprawdę czuły punkt Edith?Nie spodziewałam się tego.Z jednej strony czerwonowłosa jest tak przedstawiona u ciebie, że nie spodziewałam się takiej banalnej słabości...z drugiej nikt nie jest ideałem a nawet świetna płatna zabójczyni musi mieć jakąś słabość.
    Podobała mi się akcja uwalniania,świetna była również Edith jako modliszka.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, zauważyłam dopiero, jak wrzucałam rozdział i usuwałam datę, hehe.
      Można było to uznać za 01.07, ale to oczywiste, że taka pomyłka mogła kogoś zmylić.
      I jeszcze jedno - mam tendencję do wrzucania rozdziałów wieczorem :).
      Pozdrawiam i dziękuję za długi komentarz.

      Usuń
  2. Wiadomo,kiedy następne rozdziały-super,nie trzeba wchodzić codziennie i się irytować,że nic nowego nie ma, tylko wchodzi się w określonym dniu.Tylko żeby one były-kiedy czeka się na rozdział miesiąc irytujące jest kiedy w określonym terminie się one nie pojawiają.
    No i nareszcie jest akcja!Co prawda nie jest ona powalająca ale za to opisy ją idealnie dopełniają.Ta sprawa z przekonywaniem-Loki chciał udowodnić Edith jakąś słabość, chciał zrzucić na nią robotę z wyjaśnianiem kim on naprawdę jest?Jeśli to drugie to kiepścizna-rozumiem,że nie chciał tracić swojego czasu,Varen czy Haden pracuję w Tarczy i powinien wiedzieć o takich rzeczach ale to było jasne,że tak na słowo Edith nie uwierzą, powinien on do nich przyjść(już chyba wcześniej paradował przy nich w swoim stroju?) i pokazać im jakąś magię-przestraszyliby się,straciliby do niego trochę zaufania ale by uwierzyli.
    Akcja dla mnie nie była zbyt powalająca(uwolnienia Virveth, a nie w sensie ogólnym) ale miała kilka niezłych momentów-jak Edith zabiła tamtego mężczyznę,Struan bawiący się z bańkami, mdlejący Loki( nareszcie jakaś słabość z jego strony)Co do Struana-kocham go!Jego sposób wysławiania się jak mówił do Virveth niczym dojrzały i dobrze wychowany dżentelmen, jak się bawił jak dziecko z bańką....mam nadzieję,że będzie go jak najwięcej.
    No i na końcu tajemniczy porywacz-kojarzy mi się on z Ultronem, może to być ktoś od Thanosa a może ktoś inny kto Lokiego nie lubi.Porwał Lokiego w stronę portalu a z nim i Virweth-pewnie wpakują się w jakaś aferę w innym świecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Loki lubi pokazywać zwykłym ludziom, że są słabi, zwłaszcza, gdy on jest bardzo charyzmatyczną personą. Wyjaśnienie komukolwiek takich rzeczy jest oczywiście prawie niemożliwe (zwłaszcza w tych czasach), ale ile jest osobistości, którzy wciskają kit ludziom, nawet w cywilizowanych miastach/krajach, że są posłańcami jakiegoś boga (sekty), lub gdy przykładowo Hitler mówił o rasie aryjskiej, a sam był knypkiem o ciemnych włosach.
      O tym myślał Loki, gdy mówił jej, że ludzie są podatni na takie rzeczy. Nie opisywałam dokładnie przypadków, bo uznałam, że lepiej będzie, gdy czytelnik sam sobie dobierze przykład.

      Oj, będzie się działo :D.
      Pozdrawiam i dziękuję za wyczerpujący komentarz.

      Usuń
  3. Ciekawy rozdział. Oj Viv, w co tyś się znowu wpakowała? Nie będę się rozpisywać. Rozdział super.

    OdpowiedzUsuń